4 listopada 2016

Rozdział 24




~*~
Ostatni dzwonek jest niczym zbawienie dla większości uczniów. Jego dźwięk niezwykle koi nadszarpnięte przez nauczycieli nerwy i łagodzi objawy szkolnego stresu. Sprawia, że na twarzy każdego nastolatka przebywającego w Blake, pojawia się szczery, szeroki uśmiech. Luna zrywa się z ławki, niczym oparzona. Upycha podręczniki do plecaka, nie zważając na małą ilość miejsca, jaka się w nim znajduje.
- Muszę pędzić. Matteo na mnie czeka. - zwraca się do Niny, zerkając na nią kątem oka.
- Wpadniesz wieczorem na kolację? - pyta, przenosząc wzrok na przyjaciółkę. Simonetti uśmiecha się nieśmiało i przytakuje twierdzącym ruchem głowy. - W takim razie widzimy się o osiemnastej. - krzyczy, po czym zarzuca plecak na ramię i wybiega z sali. Przepycha się przez tłum nastolatków, którzy podobnie jak ona udają się do wyjścia. Przy głównych drzwiach dostrzega znudzonego Matteo, który nonszalancko opiera się o ścianę, przesuwając palcem po ekranie swojego telefonu. Dostrzegłszy Lunę, wsuwa urządzenie do kieszeni i wita dziewczynę zniewalająco pięknym uśmiechem.
- Jak się masz? - pyta, po czym tuli ją do siebie, przymykając oczy. Delektuje się subtelnym zapachem jej perfum, obejmując jej smukłe ciało. - Roller? - unosi jedną brew, gdy odrywa się do niej.
- Tak. Może być. - odpowiada dziewczyna, której zachowanie budzi w Balsano niepokój.
- Coś się stało? - spogląda na nią troskliwie. Odgarnia za ucho niesforny kosmyk włosów, opadający na jej czoło i uśmiecha się lekko.
- Zgubiłam naszyjnik. - wzdycha i pociąga go za sobą. Przeszukałam cały pokój, ale nigdzie go nie ma. - dodaje przygnębiona. - Nie znalazłeś czegoś w ogrodzie? Byliśmy tam razem po raz ostatni... - jej wyczekujące spojrzenie przepełnione jest nadzieją, co budzi w Balsano wyrzuty sumienia. Zamiera na moment, zastanawiając się, co zrobić. Oddać wisiorek i przyspieszyć to, co i tak jest nieuniknione? Czy chronić ją przed Sharon najdłużej jak się da? Z jego ust wydobywa się ciche westchnienie.
- Obiecuję, że poszukam. - uśmiecha się niepewnie.
- Dziękuję. Jesteś kochany. - szepcze, wtulając się w jego klatkę piersiową. Chłopak bez zawahania odwzajemnia jej gest, uśmiechając się pod nosem. Z każdym kolejnym dniem, czuje, że Luna jest mu coraz bliższa. Gdy na nią patrzy, wciąż nie może uwierzyć, że ma przed oczyma swoją małą przyjaciółkę, Sol. Ma ochotę wykrzyczeć światu swoje szczęście i wyznać Lunie prawdę, lecz zdaje sobie sprawę, że to nie odpowiedni moment i niewłaściwe miejsce. Ostrożnie łapie jej dłoń i prowadzi na zewnątrz. W ciszy podążają alejką, prowadzącą na główną ulicę. Każdy z nich, skoncentrowany jest na swoich sprawach. Luna rozmyśla o rozmowie z Niną. Ma ochotę zapytać Matteo, co tak naprawdę się wtedy stało. Bajeczka Simonetti nie do końca ją bowiem przekonała. Jedyne, czego się w tym momencie obawia, to tego, że Nina może mieć rację i gdy tylko podejmie aktywne kroki przeciwko zgromadzeniu, szybko może znaleźć się na drugim świecie.
- O czym myślisz? - w pewnym momencie słyszy głos Matteo, który sprowadza ją na ziemię.
- Ja? - unosi brew. - O niczym. - dodaje szybko i posyła mu ciepły uśmiech.
- Mam pomysł na finałową choreografię...- zaczyna, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
- Tak? Ja też i coś czuję, że moja będzie lepsza. - odpowiada Meksykanka z niezwykłą pewnością siebie, co wywołuje nagły atak śmiechu ze strony Balsano.
- Uwielbiam, gdy jesteś taka skromna. - pstryka palcem w jej nosek. - Za pięć minut chcę zobaczyć, co potrafisz. - dodaje, przekraczając próg Jam&Roller. Nastolatkowie rozstają się w korytarzu prowadzącym do szatni. Luna kieruje się do toalety, gdzie zamierza zmienić sztywny, szkolny mundurek na luźne shorty i szarą koszulkę. Wyjmuje wcześniej z szafki swoje rzeczy i zabiera wrotki. Po chwili jest już w pełni gotowa do kolejnego treningu.
- To jak? Gotowy? - zwraca się do Balsano, który siedzi skulony na ławeczce i z niezwykłą precyzją sznuruje swoje wrotki.
- Jak nigdy. - odpowiada nastolatek i wstaje na równe nogi. Kierują się na tor, który tego dnia wyjątkowo przepełniony jest jeżdżącymi nastolatkami. Wśród nich dostrzega Simona, który występuje przed grupką zachwyconych dziewczyn, pokazując im swoje sztuczki specjalne. Luna wywraca oczami i krzyżuje ręce na piersi. Spogląda na Matteo, na którego twarzy pojawia się grymas. Mruży oczy i zaciska zęby.
- Co on tu robi? - zwraca się do Luny, jakby z wyrzutem. Meksykanka wzrusza ramionami, co oznacza, że nie zna odpowiedzi na zadane przez Balsano pytanie. Przygryza dolną wargę. Ma ochotę płakać.
- Chyba nigdy nie da mi spokoju. - wzdycha, tłumiąc zbierające się w niej negatywne emocje.
- Musisz go zignorować. - radzi Matteo. - Jeśli zobaczy, że nie zwracasz na niego uwagi, ustąpi. - dodaje starając się zachować stoicki spokój, lecz w środku aż trzęsie się z wściekłości. Łapie Lunę za rękę i ciągnie za sobą. Oboje dają ponieść się urokom improwizacji i rozpoczynają taniec. Wykonują kilka poprawnych piruetów. Brunetka unosi do góry prawą nogę i rozkłada ręce w poprzek ciała. Tak zwana jaskółka. Matteo towarzyszy jej i ostrożnie lokuje swoją dłoń na jej talii. Fanki Simona odwracają wzrok, spoglądając na tańczącą parę, między którą nie sposób nie zauważyć specyficznego rodzaju chemii. Alvarez staje na równe nogi i zaciska dłonie w pięści. Pomysł z wrotkowiskiem wydawał się być genialny, lecz jak zwykle coś poszło nie tak.
- Czy ona zawsze musi wszędzie przyprowadzać tego, swojego lalusia? - myśli, zaciskając zęby. - Spokojnie, Simon. Uśmiechnij się. Twój uśmiech jest powalający. - dodaje, wdychając i wydychając głęboko powietrze. Na jego twarzy pojawia się sztuczny, idealnie wyćwiczony uśmieszek. Stara się sprawiać pozory energicznego, cieszącego się życiem chłopaka. Wykonuje trzy podskoki i podjeżdża blisko tańczącej pary, która przygotowuje się teraz do rozgrzewki przed rozpoczęciem treningu.
- Witaj piękna. Widzę, że przeznaczenie jak zwykle jest po naszej stronie. - mówi, opierając ciężar swego ciała o barierki. Posyła jej uwodzicielski uśmiech, na który dziewczyna reaguje groźnym spojrzeniem.
- Jakie przeznaczenie? Chyba powinieneś udać się do psychiatry, bo nie jestem pewna, czy wszystko z tobą w porządku. - jej głos przesączony jest ironią i sarkazmem. Krzyżuje dłonie i mierzy go zabójczym wzrokiem od stóp, do głów.
- Jak zwykle zabawna. - wybucha nerwowym śmiechem. Luna wywraca teatralnie oczami i pociąga za sobą Matteo. Stara się być silna. Dla siebie.
- Chodźmy stąd. Straciłam ochotę na wrotki. - szepcze.
- Widzimy się w domu, Lunito. - macha jej na pożegnanie. Dziewczyna truchleje ze strachu, pod wpływem rozgniewanego spojrzenia Matteo.
- Luna, o czym on mówi? - łapie ją za ramię. Jego twarz jest poważna. Nawet zbyt poważna. Luna przełyka głośno ślinę, nerwowo błądząc wzrokiem po wrotkowisku. Bała się tej chwili, groźnych i surowych oczu Matteo, które sprawia, że ma ochotę zapaść się pod ziemię.
- Luna, nie powiedziałaś mu, że mieszkamy pod jednym dachem? - pyta Simon, udając zaskoczonego, chociaż tak naprawdę spodziewał się takiego posunięcia z jej strony.
- Co?! - z ust Matteo wydobywa się głośny krzyk. - Jak to możliwe. Luna, czy to prawda?
- przenosi wzrok na dziewczynę, która nieśmiało przytakuje głową.
- Jest gościem Pani Sharon...- zaczyna, lecz chłopak natychmiast jej przerywa.
- I kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć? - pyta z wyraźnie wyczuwalną irytacją. Posyła jej cień uśmiechu i kiwa z dezaprobatą głową, po czym odwraca się i kieruje w stronę szatni.
- Matteo, zaczekaj! - Luna nie daje za wygraną i natychmiast udaje się za nim. Simon zadowolony z siebie, z uśmiechem odprowadza dwójkę wzrokiem.
- Poszło jak z płatka. - komentuje zachwycony i wraca do bajerowania głupiutkich panienek.

~*~
- Matteo! Zaczekaj! - Luna ponawia swoje wołanie. Dogania chłopaka, który w ekspresowym tempie zdejmuje swoje wrotki i wkłada je do szafki. Luna toruje mu drogę swoim ciałem, nie dając w ten sposób żadnej możliwości przeciśnięcia się pomiędzy szafkami.
- Odpuść sobie. - wzdycha chłopak. Czuje się zawiedziony, lecz także wściekły, wściekły przede wszystkim na Simona, który nie daje spokoju jego dziewczynie. Nastolatek obawia się jednak, że jego żenujące próby zbliżenia się do Valente, któregoś dnia się powiodą i dziewczyna zdecyduje się na powrót do Meksyku, a co gorsza...do Simona, który tak bardzo działa mu na nerwy. Nie potrafi ukryć rodzącej się w nim zazdrości, mimo iż cały czas próbuje to zrobić.
- Posłuchaj mnie. - zaczyna dziewczyna. - Ja o niczym nie wiedziałam. Wróciłam wczoraj do domu, po kolacji u twoich rodziców, a on bezczelnie siedział w kuchni z tym swoim cwaniackim uśmieszkiem. - wyjaśnia, żywo gestykulując. - Jest gościem Pani Sharon i Ambar, nie moim. - dodaje. Matteo marszczy brwi i uważniej przygląda się dziewczynie.
- Ambar. I wszystko jasne. - szepcze z goryczą. Czuje się źle, że tak bez powodu obraził się na niewinną dziewczynę, która nie zasługuje, by traktował ją w ten sposób. Bez słowa podchodzi bliżej i przytula ją do siebie. - Przepraszam. - szepcze cicho. - Zachowałem się jak pajac. - dodaje i posyła jej blady uśmiech.
- To tylko zwykła zazdrość. - zauważa bystrze brunetka. - Nic wielkiego. - stwierdza, odwzajemniając jego gest.
- Że niby ja zazdrosny? Nigdy w życiu. O tego idiotę? Nie. W niczym mi nie dorównuje..- stwierdza Balsano. Luna wybucha śmiechem, kiwając z dezaprobatą głową.
- Tak. Powiedzmy, że ci wierzę. - mówi przez śmiech. - Chodź, jesteś mi winny przeprosinowy koktajl. - pociąga go za sobą. Zajmuje miejsce na ławeczce i zdejmuje wrotki, które szybko chowa do szafki.
- Przeprosinowy, mówisz? - unosi jedną brew. - W takim razie idziemy. - stwierdza po chwili namysłu i prowadzi Lunę do jednego z wolnych stolików.

~*~
Nina w odróżnieniu od Luny, swój wolny czas wolała poświęcać książkom i nauce. Zdaniem Simonetti, to właśnie nauka, nie flirt jest kluczem do sukcesu. Celem brunetki jest rozpoczęcie kariery naukowej i stanie się kobietą niezależną, która będzie bezpieczna finansowo i nie będzie musiała bez przerwy liczyć na pomoc słabego gatunku, jakim są mężczyźni. Dzisiejsze popołudnie Nina poświęca Kole Ochrony Przyrody, którego jest członkinią. Wraz z dziewczynami zastanawiają się nad sposobem przekonania ludzi w Buenos Aires do oszczędzania naturalnych surowców, takich jak drewno, węgiel, czy woda, które kiedyś w końcu się wyczerpią, tym samym skazując przyszłe pokolenia na niechybną śmierć.
- Niech ludzie rzadziej się kąpią. - zaczyna Lou, przewodnicząca koła. - Stwórzmy wielki slogan z hasłem "Częste mycie skraca życie". Każdy wie, że częste detergenty niszczą naturalnie występującą na naskórku florę bakteryjną, której brak osłabia skórę. Sprawia, że staje się przesuszona, a czasem dochodzi do mutacji bytujących w naskórku grzybów, które w normalnych warunkach przeprowadzają niezbędne procesy ochronne dla ludzkiej skóry. - mówi Lou. Zachwycona banda feministek przyklaskuje przewodniczącej,  z uśmiechem przyznając jej rację.
- Przepraszam za spóźnienie. - do sali wbiega Gaston, cicho zajmując miejsce z tyłu. Oprócz Arnolda, zapalonego ekologa Perida jest jedynym chłopakiem, który zapisał się do Koła Ochrony Przyrody. Nina wywraca teatralnie oczami, lustrując go wzrokiem.
- Jeszcze jego tu brakowało. - wzdycha. Na szczęście ostatnie, wolne miejsce, jakie pozostało znajduje się obok Stephie, która zachwycona obecnością przystojnego kolegi, nie potrafi okiełznać fali dzikiej radości. Nina czuje, że ogromna gula utkwiła w jej gardle, sprawiając, że nie może wydać z siebie żadnego dźwięku. Zaciska zęby i mierzy wzrokiem wesoło trajkoczącą koleżankę, która zamiast skupić się na wykładzie przewodniczącej, flirtuje z Gastonem. 
- Aby nasza akcja się powiodła, musimy przekonać wszystkich uczniów, by wyszli na ulice z apelem do mieszkańców Buenos Aires...- kontynuuje Lou. - Proponuję rozpocząć od próby kontrolnej. - mówi.
- Znam doskonałych kandydatów! - Nina z chytrym uśmieszkiem wstaje z miejsca. - Niech nasze rodzynki nie myją się przez tydzień. W ten sposób udowodnimy ludziom , że biorąc tylko sobotnią kąpiel można prawidłowo funkcjonować. - dodaje, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Doskonały pomysł! - chwali ją przewodnicząca.
- Co? Ale jak to? Przez tydzień?! - Gaston nie może uwierzyć własnym uszom. Z niedowierzaniem spogląda na Ninę, która nie ukrywa swojej radości. - Przynajmniej istnieje coś takiego, jak dezodorant...- wzdycha.
- Nie! Nie! Nie! - szczebiocze Nina, słodko wygrażając palcem. - Aerozole w spreju powiększają dziurę ozonową. - uśmiecha się. Członkowie nagradzają Simonetti gromkimi brawami, z uznaniem wpatrując się w dziewczynę. Zaskoczony Perida nie potrafi wydobyć z siebie ani słowa. Podpiera czoło dłonią, wzdychając ciężko. Kątem oka spogląda na Stephie, a następnie przenosi wzrok na zadowoloną z siebie, Ninę. Wstaje z miejsca, odciągając ją na stronę.
- Rozumiem, że jesteś zazdrosna, ale...- nie kończy, gdyż Simonetti nagradza go mrożącym krew w żyłach spojrzeniem, po czym z dumnie uniesioną głową odchodzi, cicho prychając pod nosem.
- Nigdy w życiu. - rzuca na odchodne, wracając do grupki podekscytowanych ekolożek.
- I po co mi to było...- wzdycha ciężko Gaston. - Nie zgadzam się. - oznajmia, wstając z miejsca. Nina z triumfalnym uśmieszkiem obserwuje jego tchórzowską postawę. Podpiera biodra prawą dłonią, wciąż nie przestając się uśmiechać. Chłopak niemal natychmiast to zauważa, co wywołuje w nim złość.
- Nie. Nie dam ci tej satysfakcji. - uśmiecha się. - Zgadzam się. Arnold, wchodzisz w to? - zwraca się do pulchniutkiego chłopaczka gryzącego marchewkę.
- Bez dwóch zdań. - oznajmia chłopak.
- Świetnie. - odpowiada Perida i zajmuje miejsce obok Stephie. Nina zaciska zęby ze złości, udając, że nie jest wściekła. Tak naprawdę złość wzbiera w niej, wzrastając z każdą minutą. Mimo wszystko jest pewna zwycięstwa,  gdyż uważa, że Gaston nie wytrzyma dłużej, niż dwa dni i w końcu opuści ich koło, zostawiając ją w spokoju. Zebranie dobiega końca. Uczniowie powoli wychodzą z sali, żywo dyskutując o przebiegu akcji, jaką zaproponowała Lou. Perida wraz ze Stephie chichoczą cicho, co doprowadza Ninę do szału. Nie może znieść tego widoku i szybko wybiega z sali, co wywołuje chytry uśmieszek na twarzy Gastona.
- Wiedziałem, że nie jestem jej obojętny. - myśli uśmiechając się triumfalnie. Jest pewien, że w końcu Nina porzuci wrogie nastawienie i razem zakopią topór wojenny. To byłoby spełnienie jego marzeń.
- Gaston i Nina. - na samą myśl o tym, że śliczna Simonetti mogłaby zostać jego dziewczyną, przez jego ciało przechodzą ciarki. Jest podekscytowany, a zarazem przerażony tygodniem bez prysznica. W jego umyśle jednak pojawia się jedna, motywująca myśl. - Nina. - to dzięki niej, chłopak czuje, że może wszystko. Przetrwa ten tydzień, co zrobi na niej piorunujące wrażenie i w końcu dostrzeże jego zalety, zapominając o wadach i zgromadzeniu. Gaston jest gotowy na wszystko, by zaimponować uroczej koleżance. 


Od Autorki: Witam, witam. I jak wam się podoba rozdział? Simon mimo starań, nie zniszczył Lutteo. Jeszcze. I Mamy obrażoną Ninę, która jednak jest zazdrosna o Gastona. Czyżby Gastina? Nina jest skomplikowaną postacią, która skrywa przerażający sekret. Jak myślicie, jaki? Czy w końcu przekona się do Gastona? Dowiecie się niebawem.

PS: W następnym tygodniu z okazji wolnego (tj: 11 listopada) rozdział wyjątkowo pojawi się w czwartek oraz w niedzielę! Razem dwa. Już teraz zapraszam do czytania. Będzie się działo!  Pozdrawiam, Marlene ♥

16 komentarzy:

  1. Babeczka Sóweczka ♥ (mam nadzieję, że dobrze napisałam)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ci za miejsce :*
      Dobrze napisałaś :)
      Cudowny rozdział :)

      Lutteo :*
      Kocham te parę :)
      Simon niech się nawet tam nie miesza :/
      Gastinka :*
      Niech oni w końcu będą razem :)
      Oni są sobie przeznaczeni :*

      Czekam na nexta :*
      Buziaki :*

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały!
    Nina zazdrosna hah zależy jej!
    Nawet nie wiesz jak się cieszę że dodasz rozdział w czwartek i niedzielę jesteś kochana! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Dwa rozdziały!!!!!!!
    Poprostu skaczę ze szczęścia!!!!!!!
    Jesteś boginią!!!!!!
    :D :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem mega szczesliwa ze sa Gaston i Nina oraz sa Luna i Maetto ku sobie i ciesze sie z Maetto spokojny ze jego przyjacolka z mlodszych lat .

    OdpowiedzUsuń
  6. No to się porobiło! Lutteo zaliczyło pierwszą kłótnię w związku, całe szczęście krótką i nie groźną. Mój instynkt podpowiada mi, że to dopiero początek problemów tej dwójki, ale obym się myliła. Słodko ją przeprosił, miałam wielkiego banana na twarzy, czytając tamtą scenę.
    Nic dodać, nic ująć, Matteo to zdecydowanie najlepszy chłopak!
    Czy ja tu widze zazdrosna Ninę? Nareszcie pokazuje, że jednak zależy jej na chłopaku, który swoja drogą specjalnie daje jej ku temu powody. Sprytne z jego strony i jak widać, skuteczne!
    Może w końcu pojawi się Gastina!
    Tydzień bez prysznica? Bardziej współczuję jego otoczeniu niż jemu, fuuu
    Brudny to on na pewno nie zdobędzie dziewczyny haha
    Nawet nie wiesz jak się cieszę, że za tydzień 2 rozdziały! To super wiadomość!
    Standardowo nie mogę się już doczekać i wyjść z podziwu nad twoją pracą, ale to już wiesz.
    Zatem do czwartku;*

    OdpowiedzUsuń
  7. No powiem, że już się tych dwóch rozdziałów nie mogę doczekać. Powiem szczerze czytam to opowiadanie ze względu na rewelacyjny wątek Luny i Matteo. Zresztą jego postać w serialu tez podoba mi się najbardziej. Świetnie napisany rozdział, który rewelacyjnie się czyta i chce się ciągle więcej . Teraz trochę prywaty- Błagam nie rozdzielaj mi tej pary :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam nadzieje ze Matteo przyjdzie do Luny jak bedzie Simon hehe :D
    MOJE KOCHANE MISIE, NIC NIE ROZDZIELI LUTTEO <33
    A Gastina jaka słodka <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Lutteo !!!!! ^_^ :)
    KOCHAM !!!!! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  10. Zazdrosny Matteo i zazdrosna Nina w jednym rozdziale hah! Wspaniale! :)
    Cudowny rozdział czekam na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny rozdział!💕!
    Już nie mogę doczekać się jutra i nowego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia