5 maja 2017

Rozdział 24





~*~
Pochmurny, jesienny dzień wypełnia dnie nastolatków, którzy tłoczą się na szkolnym korytarzu, koncentrując się na powtarzaniu materiału obowiązującego na lekcje. Nina wolnym krokiem podąża przed siebie, tępym wzrokiem wpatrując się w znajdującą się naprzeciwko ścianę. Po wczorajszej awanturze z ojcem straciła jakiekolwiek nadzieje na poprawę swojej sytuacji, która z dnia na dzień komplikuje się coraz bardziej. Czasem ma wrażenie, że najlepszym rozwiązaniem byłby wyjazd gdzieś w nieznane, który pozwoliłby jej rozpocząć od zera. Zapomnieć o przykrych wydarzeniach i zacząć w pełni korzystać z życia. Z jej ust wydobywa się stłumione westchnienie, które niczym echo odbija się od ścian, wypełniając pomieszczenie. Powietrze dzisiaj wydaje się być wyjątkowo gęste i ciężkie, co sprawia, że Simonetti ma wrażenie, że lada chwila zabraknie powietrza, którym mogłaby swobodnie oddychać. Dusi się w tej szkole. Brakuje jej bratniej duszy, która mogłaby jej wysłuchać, doradzić. Coraz częściej rozmyśla o Lunie. Tęskni za nią.
- Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio z nią rozmawiałam. - wzdycha, siadając na ławce. Jej skulona sylwetka nie wyróżnia się wśród tłumu, jednak dla Gastona nie stanowi to żadnego problemu. W mig odnajduje swoją dziewczynę, której dziwne zachowanie przeraża go. W ciągu kilku dni zamknęła się w sobie bardziej, niż kiedykolwiek przedtem. Ich relacja uległa znacznemu pogorszeniu, a spotkania zostały ograniczone do krótkich spojrzeń między lekcjami.
- Nie masz mi nic do powiedzenia? - pyta chłopak, nonszalancko opierając się o ścianę. Wsuwa kieszenie do granatowych spodni mundurka, uważnie przyglądając się przygarbionej posturze nastolatki. Nina powoli podnosi wzrok, posyłając chłopakowi przepraszający uśmiech.
- Ja...- zaczyna niepewnie. Wstaje z miejsca, nieśmiało podchodząc w kierunku Peridy. - Nie tutaj. - szepcze cicho, pociągając go za rękaw. Gaston ściąga brwi, wpatrując się w przerażoną twarz brunetki.
- Co się dzieje? - pyta po chwili, lekko unosząc jej podbródek. - Nina..- szepcze niemal błagalnie, lecz tak cicho, że tylko ona jest w stanie usłyszeć treść tych słów.
- Nie tutaj. - powtarza nieco pewniej. Łapie go za rękę, prowadząc w odległą część korytarza, w której tłoczy się najmniejsza ilość uczniów. Siada na stojącej pod ścianą ławeczce i wzdycha ciężko.
- Nie dzwonisz, nie odpisujesz. Chcesz mi przez to powiedzieć, że...- zaczyna chłopak łamiącym się głosem.
- Nie! - zaprzecza niemal natychmiast, przenosząc przepełnione smutkiem oczy na niego. - Mój ojciec. - wzdycha. - Przyłapał mnie ostatnio. Skonfiskował telefon, a mnie czeka wieczny szlaban. - mówi słabo. - Mogę wychodzić jedynie do szkoły. - dodaje, ukrywając twarz w dłoniach. Jej chude palce wplątują się pomiędzy kosmyki długich, brązowych włosów, które opadają na jej twarz. Gaston bez zbędnych słów otacza ją ramieniem, przygarniając do siebie.
- Przepraszam. Nie miałem pojęcia. - wyjaśnia, muskając jej czoło.
- Co teraz zrobimy? - zwraca się do niego.
- Spokojnie. Przeczekajmy burzę, a potem...potem coś wymyślimy. - zapewnia ze stoickim spokojem, choć w środku cały trzęsie się z gniewu. Nienawidzi Ricarda za to, z kim się przyjaźni i jak traktuje Ninę.
- Wczoraj obiecał mi, że odwiezie mnie do mamy..- słyszy jej słaby głos. - Nie zrobił tego. Podobno straciła dziecko i wylądowała na terapii. - dodaje, starając się zatrzymać napływające do jej oczu, łzy. Nigdy wcześniej nie czuła się tak słaba i zależna od drugiej osoby. Nie zauważywszy kiedy, wtula się w klatkę piersiową Peridy, który zamyka jej ciało w uścisku.
- Mam pomysł. - informuje ją z lekką nutą zawahania, którą Simonetti wyczuwa w jego głosie.
- Tak? - mruży oczy, ocierając łzy.
- Chodź. - łapie ją za rękę, pociągając za sobą. Nerwowo rozgląda się wkoło, jakby bał się, że za chwilę zostanie przyłapany na ciężkiej zbrodni, którą właśnie zamierza dokonać. Popycha ciężkie, drewniane drzwi, prowadzące na zewnątrz i znacznie przyspiesza.
- Gaston! Nie mogę. - Nina przystaje na chwilę, tkwiąc w samym centrum szkolnego ogrodu. - Poinformują ojca..- dodaje niepewnie.
- Na twoim miejscu już dawno bym od niego uciekł. - odpowiada, całkowicie bagatelizując słowa Niny.
- Nic nie rozumiesz. - zarzuca mu, krzyżując ręce.
- Rozumiem więcej, niż ci się wydaje. - odpowiada, ciągnąc ją za sobą. Niezauważalnie wymykają się poza teren Blake South Collage, kierując się wprost na ulicę. Perida krótkim skinieniem dłoni, zatrzymuje przejeżdżającą taksówkę, sadowiąc się na tylnym siedzeniu. - Do szpitala, proszę.- informuje kierowcę, zatrzaskując drzwi. Nina spogląda na niego z niedowierzaniem, a na jej twarzy momentalnie pojawia się szeroki uśmiech. Przez chwilę zapomina o swoim nieodpowiedzialnym zachowaniu i wiążących się z nim konsekwencjach. Tylko jedna myśl niebezpiecznie krąży w jej głowie.
- Zobaczę mamę. - uśmiecha się, mocniej ściskając dłoń Gastona.

~*~ 
Po długich negocjacjach i błaganiach, Matteo w końcu udaje się nakłonić Lunę do opuszczenia domu i wyjścia na zewnątrz. Brunetka jednak nie zgodziła się na spacer po mieście, lecz zaledwie wyjście do ogrodu, co i tak stanowi dla chłopaka niebywały sukces.
- Nie możesz spędzić tu całego życia. - wywraca oczami, starając się przełamać jej negatywne nastawienie do otaczającego ją świata.
- Nie mam nastroju na przebywanie w miejscach publicznych. - spuszcza głowę, wpatrując się w pożółkłe liście pokrywające trawnik przed willą. - Mam wrażenie, że...że oni wszyscy patrzą na mnie pogardliwie, że wszyscy wiedzą. - uśmiecha się blado, starając się powstrzymać napływające do oczu łzy. Wsuwa dłonie w kieszeń błękitnej bluzy, nakrywając głowę kapturem. Siada na wilgotnej trawie, pośród dywanu, który tworzy sterta różnobarwnych liści, o tym czasie spadających z drzew. Matteo bez słowa zajmuje miejsce tuż obok.
- Luna. - wzdycha. - Rozmawialiśmy już o tym. - szepcze, przywołując w pamięci nieprzespaną noc, podczas której do późna starał się podtrzymać ją na duchu. Niestety. Jego dawna, tryskająca pozytywną energią, Luna nie była już tą samą, radosną Meksykanką. Snuła się po domu, niczym upiór. Cichaczem spacerowała po ogrodzie, starając się nie przykuwać uwagi przechodniów. Jedyne, czego pragnęła, to stać się niewidzialną dla świata. Ukryć się gdzieś, gdzie żadne, ludzkie oczy nie spojrzą na nią inaczej, niż by sobie tego życzyła. Wciąż towarzyszy jej trauma i poczucie bezużyteczności. Czuje się niepotrzebna i splamiona. Czasem ma wrażenie, że Matteo jest tuż obok tylko i wyłącznie przez litość i współczucie. Nigdy nie chciała takiego życia. Żebranie o miłość przyprawia ją o mdłości, a jego naga troska i nadopiekuńczość zaczynają jej niebywale ciążyć. Pragnie być sama. W ciszy kontemplować przyrodę, która w sposób iście dekadencki wyraża jej stany emocjonalne. Zamiast wyjść na spacer, woli usiąść na szerokim, okiennym parapecie i obserwować dudniące o szyby krople deszczu oraz szare, leniwie sunące się po niebie, chmury. Jesienny krajobraz stał się odzwierciedleniem jej duszy, umysłu i skrajnych uczuć, których nie potrafi się wyzbyć. Matteo zauważył zmianę w jej zachowaniu. Chłód i potrzebę alienacji, jednak nie umie tak po prostu usunąć się w cień. Pozwolić jej, by została z tym, wszystkim sama. Wciąż wynajduje nowe rozrywki i zajęcia, starając się odciągnąć ją od rozmyślania nad podłością Simona Alvareza. Niestety, do tej pory nie bardzo mu to wychodzi. Valente wciąż pozostaje nieugięta, tkwiąc w błędnym przekonaniu, że tak po prostu będzie lepiej. Balsano czuje się pokrzywdzony. Czasem ma wrażenie, że swoim zachowaniem Luna pragnie ukarać go za brak zaufania i ostre słowa, które skierował pod jej adresem tamtego dnia w Cancun. Obwinia się o wszystko, co przytrafiło się jego, małej przyjaciółce. Obiecał ją chronić, lecz nie sprawdził się w roli rycerza. Pozwolił, by ją skrzywdzono w najbardziej okrutny z możliwych sposobów. Z jego ust wydobywa się ciężkie westchnienie. Spogląda na dziewczynę, która bawi się kilkoma kolorowymi, liśćmi, które trzyma w dłoniach. Uśmiecha się delikatnie, sięgając po jeden z nich. Zakłada jej za ucho, opuszkami palców przejeżdżając po rozgrzanym policzku. - Jak grecka bogini. - komplementuje, uśmiechając się szeroko.
- Matteo. - posyła mu ostre spojrzenie, zdejmując liść ze swoich włosów. - To nieprawda. - dodaje przygnębiona.
- Powinnaś poddać się terapii. - sięga po jej dłoń, poważnie spoglądając jej w oczy. - Rozmawiałem o tym z mamą. Jest gotowa zorganizować wizyty w domu. - mówi.
- Nie potrzebuję psychologa. - odpowiada oburzona, wstając z miejsca.
- Luna! Nie chciałem cię urazić, wybacz...- wzdycha, biegnąc za odchodzącą dziewczyną. - Martwię się. - wyjaśnia, mocniej ściskając jej dłoń.
- Wszystko jest w porządku. - zapewnia ze sztucznym uśmiechem. - Wcale nie pamiętam, że Simon...- urywa. Jej oczy stają się szkliste, przepełnione łzami. Matteo bez namysłu przytula ją do siebie. Jej głowa opiera się o jego klatkę piersiową. Wsłuchuje się w miarowe bicie jego serca, które poniekąd ją uspokaja.
- Luna. - szepcze błagalnie, składając krótki pocałunek na czubku jej głowy.
- Masz rację, Matteo. - szepcze. - Potrzebuję pomocy. - dodaje, mocniej ściskając jego bluzę.

~*~
Niewielki, kwadratowy pokój, w którym znajduje się Nina przesiąknięty jest wonią szpitalnych detergentów. Jego ściany są zielone, a wszystkie meble białe, włącznie z pościelą. Simonetti rozgląda się uważnie po pomieszczeniu, powoli idąc przed siebie. Po przeciwnej stronie dostrzega leżącą na łóżku, Anę, która rozmawia z rozebraną do połowy kobietą. Ktoś inny w kącie ubiera lalki, czesząc zaciekle ich sztywne, sztuczne włosy. Przerażona nastolatka niepewnie zbliża się rudowłosej kobiety, która na jej widok uśmiecha się delikatnie.
- Nina. - szepcze, wyciągając w jej kierunku dłoń. Jej oczy wydają się przygaszone. Jest blada, jakby wszelkie chęci do życia wypłynęły z niej i nie miały możliwości powrotu.
- Jak się czujesz? - pyta drżącym głosem.
- Lepiej. - oznajmia rodzicielka. Nina zajmuje miejsce na skraju łóżka, ostrożnie gładząc dłoń mamy.
- Dlaczego to zrobiłaś? - pyta, lecz w odpowiedzi otrzymuje jedynie głuchą ciszę. Kobieta wpatruje się w ścianę, zamierając całkowicie, jakby na zawsze straciła kontakt z rzeczywistością, jednakże odzyskuje go po upływie kilku minut.
- Nie wiem. - odpowiada cicho. - Nie wiem, córeczko. - powtarza. Spogląda na Ninę i gładzi jej miękkie włosy. - Jak ci się mieszka z tatą? - zmienia temat, chcąc uniknąć drażliwej rozmowy, na którą wciąż nie jest jeszcze gotowa.
- Dobrze. - kłamie Simonetti, nie chcąc martwić rodzicielki. - Niedługo wrócisz do domu i znów zamieszkamy razem. - dodaje pełna nadziei. Złudnej nadziei.
- Tak. - Ana uśmiecha się szeroko. Jej głos jest monotonny, jakby automatyczny. - Nafaszerowali ją lekami. - myśli Nina, posyłając matce pełne litości, spojrzenie.
- Wiesz, chciałabym dłużej z tobą zostać, ale muszę wrócić do szkoły. Gaston na mnie czeka. - mówi Nina, przypominając sobie, iż niebawem powinna powrócić do szkoły, gdyż czeka ją ważny egzamin z literatury.
- Co u niego? - słyszy głos Any.
- W porządku. - odpowiada Nina.
- Wciąż się spotykacie? - pyta zaciekawiona kobieta, na co brunetka niepewnie kiwa głową. - To dobry chłopak. - zapewnia Ana.
- Dziękuję, mamo. - odpowiada Nina przez łzy. Mocniej ściska matczyną dłoń i czule całuje ją w oba policzki. - Niebawem znów cię odwiedzę. - informuje, posyłając jej szeroki uśmiech. Wizyta u Any uspokoiła ją. Simonetti utwierdziła się w przekonaniu, że stan jej rodzicielki nie jest aż tak poważny, jak twierdzi Ricardo, który ma w nawyku  wyolbrzymiać wszelkie kwestie dotyczące jego byłej żony. Nastolatka oddycha z ulgą, gdy po raz ostatni spogląda na matczyną twarz. Uśmiecha się i niepewnie opuszcza salę, przed którą czeka na nią Perida.
- I jak? - pyta, podrywając się z miejsca.
- Jest nienaturalnie spokojna i obojętna, ale tylko dlatego, ze podali jej leki. - wyjaśnia. - Wydaje mi się jednak, że jej stan nie jest aż tak poważny. Mam taką nadzieję. - dodaje, wtulając się w ramię chłopaka.
- Widzisz? Mówiłem ci, że będzie dobrze. - odpowiada uśmiechnięty.

~*~
Zaciekawione twarze więźniów wychylają się przez szpary metalowych krat, kiedy do celi Sharon Benson przybywa psychiatra. Współlokatorki posyłają jej ironiczne uśmieszki i pełne wyższości spojrzenia, spoglądając na siebie nawzajem. Oszalała kobieta mówi do rzeczy. Nazywa lekarza swoim, przyszłym mężem, za chwilę zaś twierdząc, że przypomina jej Berniego, który od kilku dni pragnie ją zabić, czając się pod łóżkiem. Lekarz z cierpliwością słucha tych bajecznych opowieści, odpowiadając łagodnie na jej zarzuty. Uśmiecha się z politowaniem, ostrożnie gładząc kobietę po głowie.
- Zabieramy ją na oddział. - zwraca się do stojącej przy wejściu funkcjonariuszki, która pilnuje, by w celach panował porządek.
- To potwierdzone? - upewnia się.
- Dotąd była przyzwyczajona do luksusowego życia. Teraz, gdy znalazła się w skrajnej nędzy, w więzieniu, nie wytrzymała. Jej psychika dosłownie zwariowała. - wyjaśnia, wzdychając ciężko.
- Przyślijcie posiłki, kolejna wariatka. Trzeba przewieźć ją do przywięziennego zakładu dla obłąkanych. - mówi przez trzymane w ręce radio, po czym jak to ma w zwyczaju, chowa przedmiot do kieszeni czarnych spodni. Na ustach Sharon zakwita ledwo dostrzegalny uśmiech. Wstaje z miejsca, dając się prowadzić lekarzowi. Ostatni raz spogląda na byłe współlokatorki, posyłając im pełen wyższości uśmiech.
- Mówiłam wam, że prędzej, czy później lepiej skończę. - myśli. Jest pełna pogardy dla tych wszystkich morderczyń i złodziejek wywodzących się w ubogich rodzin. Mimo żelaznych dowodów, wciąż uważa się za niewinną.  Ma kolejny plan, który ma na celu ułatwić jej życie w tej zapyziałej norze.

Od Autorki: I jak Wam się podoba rozdział? Luna decyduje się na terapię. Nina zwiewa na wagary. Czy Ricardo się o tym dowie? I co knuje nasza Sharon? Zwariowała? A może wręcz przeciwnie? Aby się tego dowiedzieć, koniecznie musicie przeczytać kolejny rozdział! Całuję, Marlene ♥


8 komentarzy:

  1. Sadze ze najlpesza terapia dla Luny jest rozmowa z Nina . Biedna mama Niny ze straciala dziecko niech Ana wraca do zdrowia . Nina powinna mieszkac z Gastonem.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Uważam, że to Matteo powinien rozmawiać z Luną o tym co się wydarzyło. Myślę, że Sharon nie zwariowała tylko ma w głowie plan jak zemścić się na Lunie. Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny !
    Staroń znowu coś kombinuje ! Mam nadzieję że Lunie nic się nie stanie
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. O rety wspaniały <3
    Lutteo <3
    Ricardo izoluje Nine...ojj źle to wygląda. Czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział boski i Ricardo obudz się Nina jest szczęśliwa a ty to psujesz i luna idź na terapie albo pogadaj z Nina lub z matteo a ty matteo pożałujesz jeśli znów ja zostawisz a i gaston nie pozwól ninie nigdy odejść czekam na nexta :)

    OdpowiedzUsuń

  7. Cudowne <3 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
    Rozpisze się pod najnowszym!
    Szara na wolności! Kryć się

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia