Strony

31 marca 2017

Rozdział 19




~*~ 
Zmęczona życiem nastolatka, po upływie kilkunastu minut postanawia opuścić budynek Young Skaters. Ociera spływające po twarzy łzy, starając się powstrzymać sterujące jej ciałem, negatywne emocje. Nabiera powietrza do płuc i odrzuca do tyłu włosy. Jedyne, czego pragnie w tej chwili, to opuścić Meksyk, opuścić bezwzględny świat, którym rządzą bezlitosne prawa przyrody, w którym silniejszy ma władzę nad słabszym, niszcząc doszczętnie bezradne istoty. Nienawidzi tego miejsca, miejsca, z którym wiążą się jedynie negatywne wspomnienia, które doprowadzają ją do ruiny egzystencjalnej. W jej głowie miota się stos niezidentyfikowanych myśli o zaszyfrowanym znaczeniu, dostępnym jedynie dla niej samej. Jej perłowe usta wykrzywiają się w lekkim grymasie, który odbiera jej sporo uroku. Drżącymi rękoma zbiera swoje rzeczy, upychając je do torby, którą przewiesza przez ramię. Zatrzymuje się przed lustrem, dokładnie mierząc wzrokiem widniejącą po drugiej stronie dziewczynę, której widok przeraża Valente. Rozwichrzone włosy, blada, podpuchnięta twarz, po której spływają czarne strużki, będące pozostałościami po rozmazanym makijażu. Opuszkami palców dotyka prawej dłoni, przejeżdżając wzdłuż ramienia. Czuje na swoim ciele zimny dreszcz, który wywołuje u niej strach. Nienawidzi siebie, swojego ciała, które przyczyniło się do jej upadku psychicznego. Nie czuje się już wartościową kobietą, lecz jedynie jej wrakiem. Kurczowo odwraca wzrok, starając się unikać widoku swojego odbicia w lustrze. Nie ma ochoty przyglądać się widniejącej po drugiej stronie, zastraszonej dziewczynie, której życie w ciągu zaledwie kilku miesięcy przerodziło się w koszmar, na miarę mitologicznego Hadesu. Gorący fala ciepła rozchodzącego się po jej ciele sprawia, że ma wrażenie, iż jej ciało oplatają gorące języki piekielnego ognia, która wciąż na nowo pragną pochłonąć jej zagubioną wśród własnych myśli, duszę. Pragnie umrzeć. Tu. I teraz. Wstrzymuje oddech, dając upust emocjom. Kolejny łańcuszek słonych łez spływa po jej twarzy, czego nastolatka w żaden sposób nie potrafi powstrzymać. - Matteo. - szepcze, pamiętając o groźbie Simona. Zagryza dolną wargę i przeciera dłonią oczy. Odwraca się, szybkim krokiem opuszczając pomieszczenie. Rozgląda się nerwowo, chcąc się upewnić, czy aby na pewno nikt jej nie widzi. Nakrywa głowę kapturem szarej bluzy, którą ma na sobie, zasłaniając twarz falą ciemnych, bujnych loków. Mknie przed siebie, szybkimi, płynnymi krokami. Nie czuje się bezpiecznie. Przez cały czas czuje na sobie dziwne spojrzenia ludzi, które wydają jej się pełne fałszywego współczucia przeplatającego się ze szczyptą szyderstwa. Ma wrażenie, że wszyscy dookoła wiedzą, co wydarzyło się kilka godzin temu, że znają jej mroczny sekret, przed którym pragnie uciec, choćby na koniec świata. Unosi nieśmiało wzrok, napotykając na sobie surowe spojrzenie przechodzącej, starszej pani. Natychmiast spuszcza oczy, przymykając je na chwilę. Spod powiek wypływa samotna łza, którą natychmiast ociera prawą dłonią. Pełne braku akceptacji, spojrzenia przechodniów, dołują Lunę jeszcze bardziej, sprawiając, iż ma ochotę zapaść się pod ziemię. Na jej policzkach pojawia się czerwony, piekący rumieniec, pod którym skrywa wszystkie, tłumione w sobie emocje. Wydaje jej się, że właśnie teraz, cały świat obrócił się przeciwko niej, dając jej wyraźnie do zrozumienia, że jest jedynie słabszym ogniwem wykreowanym przez przyrodę, przeznaczonym do destrukcji. Przełyka nerwowo ślinę, pociągając kaptur, który teraz prawie całkowicie zakrywa jej głowę. Nie chce być rozpoznawana. Nie tu i nie teraz. Dopiero teraz dociera do niej, jak gorzkim owocem jej sława. To ona ją zbudowała i ona zniszczyła, czego skutkiem był niegodziwy czyn Simona. - Nienawidzę go. Gdybym mogła, zabiłabym go tu i teraz. - szepcze bezgłośnie, nabierając powietrza do płuc. - Gdybym mogła..- zaczyna, lecz nagle wśród tłumu dostrzega przechodzącego Mattea. Widok Balsano zapiera jej dech w piersiach. Pragnie podbiec bliżej i wtulić się w jego ramiona, wyznać prawdę i oddać sprawy w jego ręce, lecz wie, że nie może tego zrobić. Wstyd jej na to nie pozwala. Jedyne czego pragnie to tego, by Matteo dowiedział się o całym zajściu. - Kto chce być z wybrakowanym towarem? - przemyka jej przez myśl. Uśmiecha się blado, spoglądając w kierunku zbliżającego się chłopaka, który pogrążony w swoich myślach, nie zauważa jej. Dziewczyna w ostatniej chwili unosi wzrok, by raz jeszcze móc napawać się widokiem jego twarzy. Pragnie zniknąć z pola widzenia nastolatka, grzebiąc w torbie, w poszukiwaniu okularów przeciwsłonecznych. Mimo, iż zanosi się na deszcz, zakłada je, czując się bezpieczniej.
- Kogo tu widzę. - słyszy za plecami doskonale znany jej głos, którego dźwięk sprawia, że do oczu napływają jej łzy. Przyspiesza kroku, chcąc jak najszybciej uciec, oddalić się gdzieś, gdzie już nigdy jej nie znajdzie. Odwraca się co kilka metrów, by w ten sposób oszacować dzielącą ich odległość. Z daleka dostrzega pełen cynizmu uśmiech, który przyprawia ją o mdłości. Nie zauważa, kiedy jej ciało uderza w sylwetkę jakiegoś przechodnia tak mocno, że odbija się od niej, lądując na krawędzi stojącej nieopodal ławeczki.
- Powinnaś uważać. - słyszy głos Mattea. Zamiera, nie chcąc odwracać twarzy w jego stronę. Jej okulary spadają na ziemię, co odsłania podkrążone zaczerwienione oczy brunetki. Sięga po nie nerwowo w tym samym czasie, w którym czyni to Balsano, co sprawia, że ich spojrzenia się spotykają. Chłopak mruży oczy, wytężając wzrok, jakby nie dowierzał własnym oczom. Dokładnie analizuje jej twarz i już wie, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? - pyta oschle, zachowując dystans.
- Tak. - mamrocze Valente, przygryzając dolną wargę. Ich dłonie spoczywają na okularach należących do dziewczyny, co sprawia, że są blisko siebie.
- Płakałaś? - pyta Matteo. Mimo, iż ma do niej ogromny żal i jest pewien jej dwulicowości, martwi się, gdyż po raz pierwszy widzi ją w tak okropnym stanie. Nie potrafi opanować ciekawości i raz jeszcze przygląda się dziewczynie, która zasłania twarz włosami.
- Luna, skarbie. Tu jesteś. Wszędzie cię szukałem. - jak na zwołanie w pobliżu dwójki, zjawia się Simon, doskonale grając rolę troskliwego chłopaka. Na widok Alvareza Luna drży, cofając się do tyłu. Uderza głową w ławkę, lecz nawet przeszywający ból nie potrafi jej teraz zatrzymać. Matteo z dezorientacją przygląda się tej scenie, nie wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.
- Lepiej będzie, jeśli już pójdę. - stwierdza, oddając dziewczynie należącą do niej rzecz. Luna kiwa nerwowo głową, posyłając Balsano wyraźne znaki, by został, lecz groźny wzrok Simona znacznie jej to utrudnia. Valente podnosi się z miejsca i niczym burza gna przed siebie. Ogląda się za siebie, przyspieszając. Nie zważa na przechodniów. Biegnie prosto do domu, w którym czuje się bezpiecznie. Matteo odprowadza wzrokiem uciekającą dziewczynę, po chwili przenosząc wzrok na uśmiechniętego od ucha do ucha, Alvareza.
- Ona się ciebie boi. - zarzuca mu, krzyżując ręce. - Mogę wiedzieć, dlaczego? - dodaje, unosząc brew.
- To nic takiego. Trochę się pokłóciliśmy. - odpowiada Alvarez. - Nie wiesz, co straciłeś. Luna jest niesamowita i wcale nie mam na myśli jej osobowości. - dodaje z uśmiechem, kładąc dłoń na ramieniu Balsano, którą ten szybko strąca. Wytrącony z równowagi, posyła Simonowi groźne spojrzenie i z niedowierzaniem kiwa głową.
- Muszę jak najszybciej wrócić do Argentyny. - stwierdza, wypuszczając powietrze z płuc. Przymyka oczy, starając się wszystko zrozumieć. Bez skutku. Wciąż ma przed oczami udzielony przez Simona wywiad, który nie daje mu spokoju. Był niemal pewien jej niewierności, lecz sytuacja sprzed kilku minut zbiła go z tropu. Wsuwa ręce do kieszeni spodni i wolnym krokiem sunie przed siebie, pogrążając się w głębokich rozmyślaniach. Unosi prawą dłoń, spoglądając na widniejący na przegubie, zegarek. - Za godzinę startuje mój samolot. - wzdycha, przyspieszając kroku.
~*~
Roztrzęsiona Luna szczelnie zamyka się w swoim pokoju, rzucając się na łóżko. Ukrywa głowę pod poduszkom, wybuchając głośnym płaczem. Tylko tu, może sobie pozwolić na wyrzucenie z siebie negatywnych emocji. Głośny krzyk wydobywa się z jej ust. Po upływie kilku, może kilkunastu minut, podnosi się, ocierając spływające po policzkach, łzy. Sięga po leżący obok, pamiętnik, otwierając go na pustej stronie. - Czy istnieje słodka alternatywa, która w szybki i bezbolesny sposób uśmierzyłaby ból wewnątrz mego serca? - notuje, kończąc zdanie wielkim pytajnikiem. Odkłada zeszycik na bok, machinalnie uruchamiając laptop, zupełnie jakby jakaś siła wyższa kazała jej wykonać ten krok. Bez namysłu wpisuje swoje imię w wyszukiwarce, nie wiedząc do końca, dlaczego. Podświadomość podpowiada jej, że musi to zrobić, by upewnić się, co dalej zrobić z sobą, ze swoim nędznym, pozbawionym kolorytu, życiem. Na pierwszej stronie pojawia się filmik z udzielnym przez Simona wywiadem. Gdyby nie jego ubiór, zapewne nie zwróciłaby na niego najmniejszej uwagi, lecz ubrudzona czerwoną szminką, wymięta i na wpół rozpięta koszula, przykuwa jej wzrok. Marszczy brwi, drżącymi rękoma wciskając "play". Zamiera, słysząc wypowiadane przez Alvareza słowa. - Nie mogę w to uwierzyć. - szepcze przerażona, drżąc ze strachu. - Nie mogę. - dodaje, ukrywając głowę w dłoniach. Nigdy wcześniej nie czuła się tak poniżona, jak w tej chwili. Czuje, że oczy całego świata spoglądać będą w jej kierunku z pogardą i szyderstwem. Dla wszystkich stała się zwykłą panienką z niepohamowanym parciem na szkło. Wstrzymuje oddech, zjeżdżając kursorem w dół. Wpatruje się w negatywne komentarze fanów na swój temat, co dołuje ją jeszcze bardziej. Wybucha płaczem, którego w żaden, możliwy sposób nie potrafi kontrolować. - Zrobiła to dla sławy. Są siebie warci. - odczytuje na głos, po czym z hukiem zatrzaskuje klapkę, odrzucając urządzenie na miękki materac. Czuje, jak nienawiść, którą darzy Simona rośnie z każdą chwilą coraz bardziej. - Muszę to zrobić. - szepcze przejęta, sięgając po leżący na szafce nocnej, telefon. Przez chwilę waha się, lecz w końcu decyduje się wybrać odpowiedni numer. Spogląda w ekran, nie potrafiąc wcisnąć zielonej słuchawki. Wie, że w tej chwili stawia wszystko na jednej szali, lecz nie może tak dłużej żyć. Wśród oszczerstw i kłamstw, których stała się ofiarą. Głośne pukanie do drzwi sprawia, że nerwowo odrzuca komórkę, chowając ją pod poduszką.
- Jestem zajęta, babciu. - oznajmia słabym głosem, pragnąc pozbyć się niewygodnych gości w jej pokoju.
- Musisz z kimś porozmawiać. - słyszy pewny siebie głos Mariny, która bez chwili zawahania, wchodzi do środka. Za nią maszeruje Mike, uważnie rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ładniutko. - komplementuje, posyłając Valente nieśmiały uśmiech.
- To ja was zostawiam. - mówi Barriga, wycofując się z pomieszczenia.
- To twoja wina! Obiecuję, że wszyscy skończycie w pace, z tobą na czele! - wyrzuca mu, miażdżąc go groźnym spojrzeniem.
- Luna, nie miałem o niczym pojęcia. - mówi zgodnie z prawdą, lecz nastolatka nie chce go słuchać.
- Powiadomię policję. - odgraża się, nie myśląc racjonalnie nad sensem wypowiadanych słów.
- Luna, oboje wiemy, że to zaszkodzi i mnie i tobie...-zaczyna ostrożnie mężczyzna, zajmując miejsce na skraju łóżka. - ...dlatego przygotowałem dla Ciebie pewną propozycję. - kończy, przenosząc wzrok na dziewczynę.
- Słucham. - odpowiada łaskawie.
- Tylko dziś możesz zerwać łączącą nas umowę, pod warunkiem, że ...- zaczyna, lecz rozżalona nastolatka nie pozwala mu dokończyć.
- To jest ta twoja propozycja?! - rzuca zaszokowana. - Wynocha! Za chwilę powiadomię o wszystkim policję. - mówi przez łzy. Jej głos z każdą chwilą staje się coraz słabszy i drżący.
- Luna, to korzystne dla ciebie. Wiem, że po tym, co się stało, chcesz wyjechać. Załatwię wszystko. Mój prywatny śmigłowiec w każdej chwili może cię zawieść dokąd tylko chcesz. A dodatkowo dodaję w gratisie zerwanie umowy, bez żadnych konsekwencji i całkiem dobre odszkodowanie. - mówi łagodnie. Na dźwięk tej propozycji, dziewczyna waha się przez chwilę. To jej jedyna szansa uwolnienia się od Simona i tego przeklętego Meksyku oraz powrotu do Argentyny, gdzie Alvarez nigdy więcej jej nie dotknie. Z drugiej jednak strony to całkowicie uwłaszcza jej godności. Czuje się jak towar, którego Mike za wszelką cenę pragnie się pozbyć, by uniknąć problemów.
- Zgadzam się. - odpowiada po chwili, lecz w głowie ma już całkiem inny plan. - Chcę wyjechać jutro. O dziesiątej. Do Buenos Aires. - stwierdza, spoglądając na wyraźnie zadowolonego Mike'a.
- Doskonale. Więc jeszcze dziś postaram się załatwić wszystkie formalności. W świetle prawa, nigdy nie zawarliśmy umowy. - mówi, rozrywając prostokątną kartkę papieru na strzępy. - Bądź gotowa o dziesiątej. - informuje ją, podnosząc się z łóżka. - Twoi dziadkowie też jadą? - pyta na odchodne.
- Tak. - odpowiada Valente, posyłając mu sztuczny uśmiech. Dzięki mężczyźnie zdała sobie sprawę, że właśnie natrafiła na idealną okazję, której nie może przegapić. Żegna go skinieniem głowy, wpatrując się w drzwi, które lekko opadają na futryny. - Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. - myśli, przymykając oczy.

~*~
- Babciu, dziadku, pakujcie walizki. - informuje chłodnym, pozbawionym emocji tonem. Dziadkowie  przyglądają się jej uważnie, obdarzając się nawzajem przelotnymi spojrzeniami.
- O czym ty mówisz, dziecko? - pyta zatroskana kobieta, wpatrując się w Lunę, która oddychając głęboko nie potrafi pozbierać myśli.
- Wyjeżdżamy. - mówi, odwracając wzrok. Rozgląda się po niewielkim, aczkolwiek przytulnym salonie, lustrując wzrokiem wiszące na ścianach fotografie. - Nie zapomnijcie spakować tych zdjęć. - wskazuje palcem na fotografie. - Chcę mieć je przy sobie. - dodaje, przygryzając dolną wargę. Choć w jej wnętrzu panuje prawdziwy chaos, nie daje tego po sobie poznać. Nie przed dziadkami. Jedyne, czego pragnie w tej chwili to jak najszybciej uciec z Meksyku, by raz na zawsze zapomnieć o tym, co się tu wydarzyło.
- Dokąd jedziemy? Nic z tego nie rozumiem. - mówi zdezorientowana kobieta, spoglądając na swojego męża.
- Do Buenos Aires. - odpowiada Luna. - Chcę jak najszybciej opuścić to miejsce. Nienawidzę Cancun. - szepcze niemal niesłyszalnie. Jej głos staje się słaby i łamliwy. Ból i cierpienie przejmują kontrolę nad jej ciałem, sprawiając iż ma ochotę wykrzyczeć światu wszystko, co leży jej na sercu.
- Wszystko w porządku? - pyta zatroskana kobieta, zbliżając się w kierunku wnuczki.
- Jasne. - odpowiada brunetka ścierając samotną łzę, która spływa po jej policzku. - Po prostu tak będzie lepiej.
- Gdzie się podziejemy? Gdzie zamieszkamy? - dziadek Meksykanki wstaje z kanapy, zadając kolejne pytanie. Luna posyła mu przepełniony goryczą uśmiech, który po chwili znika.
- Nie martw się. Wszystko jest już załatwione. - szepcze.
- Co z Young Skaters? Znów ich zostawisz? - pyta zaskoczona zachowaniem, Luny kobieta.
- Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. - mówi, wybiegając z pomieszczenia. Czuje, że cały świat obraca się przeciwko niej, sprawiając iż teraz to ona jest tą złą, która postępując egoistycznie, nigdy nie myśli o innych. - Nie powiem wam. Nie powiem. - szepcze roztrzęsiona, zatrzaskując za sobą drzwi. Zsuwa się po ich gładkiej powierzchni, chowając głowę w dłoniach. Po raz kolejny tego dnia wracają do niej przykre wspomnienia, które dręczą jej umysł. Na swoim ciele wciąż czuje jego palący dotyk, który parzy jej ciało. Czuje się brudna i nikomu niepotrzebna. Zupełnie jakby urodziła się skazana na cierpienie. - Potrzebuję was. - szepcze, wpatrując się w stojącą na komodzie fotografię rodziców adopcyjnych. - Nawet nie wiecie, jak bardzo. - dodaje łamiącym się głosem. Tylko oni zawsze potrafili jej pomóc uporządkować panujący w głowie, bałagan, pozbierać myśli i podjąć właściwą decyzję. Teraz, kiedy ich zabrakło, czuje się zagubiona. Otoczona fałszywymi osobami, nie wie, kw którą stronę powinna pójść. - Zrobić to, czy się wycofać. - zastanawia się, nie spuszczając wzroku z fotografii. Czuje, że jest zbyt słaba, by podołać wszystkiemu, co zaplanowała. - Marina ma rację. Nie mogę tak tego zostawić. - szepcze, przywołując w głowie słowa dawnej przyjaciółki, której pomoc wciąż stanowi dla Valente swego rodzaju zagadkę. Z drugiej jednak strony doskonale pamięta słowa Simona, których dźwięk przeszywa jej ciało, po którym przebiega zimny dreszcz. Jedno jest pewne. Będąc tak słabą i kruchą istotą, sama nie jest w stanie pomścić krzywd, jakie wyrządził jej Simon, lecz zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli nie spróbuje, nie przekona się, czy jest w stanie pokonać własne słabości w walce o sprawiedliwość.

Od Autorki: I jak Wam się podoba? Troszku nudnawy, wiem. Luna przyjęła ofertę Mike'a, lecz co zamierza? Macie jakieś pomysły? Jeśli nie, koniecznie musicie przeczytać kolejny rozdział! Pozdrawiam, Marlene ♥

11 komentarzy:

  1. Super rozdział , mam nadzieje że dodasz szybko następny bo nie mogę się doczekać .

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciesze sie ze Luna zabiera dziakow i ze jedzie do Aregentny niech powie Maetto bedzie zadawolny i Luna szybko wroci do zdrowia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział supi <3 brak mi tylko Gastiny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Matteo nie zostawi tak tej sprawy i, że już w następnym rozdziale będą zbliżenia Lutteo.
    Całusy;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Rany biedna Luna..
    Matteo czuje że coś jest nie tak..
    Dobrze że wraca do BA i może jakoś stopniowo wszystko się wyjaśni i ułoży a Simon pójdzie siedzieć za to co zrobił!
    Czekam na kolejny! Buziaki! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne !
    Kocham ❤
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Proszę o kolejny rozdział ^.^
    Kocham to opowiadanie! ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jak zwykle nieziemski!!! Już nie mogę się doczekać nexta!! Oby w 20 rozdziale Lutteo byli razem!! ♡♡♡☆

    OdpowiedzUsuń