Ponury nastrój panującej na zewnątrz, nostalgicznej pogody owładnął całą Argentynę. Przyćmione przez szarawe chmury, słońce, od czasu do czasu przedziera się przez gęstwą warstwę puchatych obłoków. Różnobarwne liście zasypują granitowe chodniki, sprawiając wrażenie miękkiego dywanu w złocistych i pomarańczowych odcieniach. Młody nastolatek, podąża przed siebie. Zapina czarną kurtkę, ciągnąc za sobą dwie, sporych rozmiarów walizki, które toczą się leniwie po zasypanej liśćmi powierzchni. Skrzyp przyschniętej trawy i suchych liści rozlega się pod stopami młodego chłopaka. Chłodny wiatr rozwiewa jego bujną czuprynę, którą kilkukrotnie przeczesuje dłońmi. Wzdycha głośno i na moment przymyka oczy. Wszystko, co dostrzega wokoło wydaje mu się obce i zupełnie nieznane. Nowe miejsce stanowi dla niego swego rodzaju zagadkę, a także daje szanse na rozpoczęcie od nowa. Uśmiecha się lekko i przyspiesza kroku. Wyjmuje z kieszeni wymiętą, szarawą karteczkę, na której widnieje wyznaczony przez Tamarę, adres. Rozgląda się uważnie, mrużąc ciemne, brązowe oczy. Na jego czole pojawia się ledwo zauważalna bruzda. Jego wzrok zatrzymuje się na ogromnym, oszklonym budynku, wzniesionym w nowoczesnym stylu. - To tu. - stwierdza, porównując adres z tym, który zapisała mu Tamara, gdy opuszczał Buenos Aires. Na jego twarzy pojawia się uśmiech, który z każdą, kolejną chwilą staje się coraz szerszy. - To czas, by uwierzyć w siebie. - szepcze. - I spełnić swe marzenia. - dodaje z niezwykłą pewnością siebie. Rusza z miejsca, kierując się w stronę budynku. Unosi wzrok, dostrzegając na szczycie ogromny bilbord, mieniący się jaskrawymi kolorami. - Patinar Juntos. - odczytuje w myślach, przywołując nazwę najlepszego wrotkowiska w kraju. Wciąż nie może uwierzyć, że to właśnie on, spośród innych został doceniony i już niebawem pozna samą Victorię Navarete, która będzie mu towarzyszyć w zbliżających się zawodach. Przeciera oczy, zupełnie jakby chciał się upewnić, czy to aby na pewno nie sen. Kiedy przed oczyma wciąż dostrzega ten sam obraz, uśmiecha się, co wprawia go w chwilową radość i pozwala zapomnieć o negatywnych wydarzeniach, które miały miejsce w jego życiu. Luna. To imię wciąż zatacza błędne koło w jego głowie. Nie potrafi zapomnieć, a jednocześnie pragnie nienawidzić. To sprzeczne, a zarazem tak bardzo prawdziwe kochać kogoś do szaleństwa i marzyć, by już nigdy nie patrzeć jej w oczy, nie widzieć jej uśmiechu, nie słyszeć melodyjnego głosu. - Matteo. - napomina się w myślach. Nabiera powietrza do płuc, które wypuszcza z charakterystycznym świstem. - Nowe miasto, nowe życie. - szepcze. Przymyka oczy, które po upływie zaledwie kilku sekund, otwiera. Rusza przed siebie, przekraczając próg miejsca, które staje się podstawą do spełnienia jego marzeń.
~*~
Po załatwieniu wszystkich, najważniejszych spraw organizacyjnych i poznaniu nowego managera, Balsano kieruje się na wrotkowisko, na którym czeka na niego piękna brunetka o ciemnych, wręcz kakaowych oczach. Zatacza na torze olbrzymie koło i wykonuje idealny podskok, wieńcząc figurę serią skomplikowanych obrotów. - Nowy partner? - przystaje na moment, zauważając nieśmiałą sylwetkę Mattea, który przypatruje się jej z uwagą.
- T-tak. - mówi nieśmiało. Dziewczyna podjeżdża bliżej, obdarowując nastolatka czarującym uśmiechem.
- Victoria Navarete. Miło mi cię poznać. - oznajmia, wyciągając w jego kierunku dłoń, którą po chwili przyjaźnie ściska.
- Matteo Balsano. - przedstawia się, odwzajemniając jej uśmiech. - Wziąć udział z tobą w konkursie, to dla mnie czysta przyjemność. - dodaje, nie odrywając wzroku od dziewczyny, która cicho chichocze.
- Sporo o tobie słyszałam. - odpowiada. Podjeżdża bliżej, opierając ciężar swojego wiotkiego ciałka o metalową barierkę, ogradzającą tor od widowni.- Tamara twierdzi, że jesteś całkiem niezły. - uśmiecha się, uważnie mu się przyglądając. - A więc pokaż, na co cię stać. - dodaje, pociągając go za sobą. Matteo uśmiecha się pod nosem, posłusznie podążając za dziewczyną. Wciąż nie dociera do niego to, co właśnie się dzieje. Już wkrótce stanie się realnym reprezentantem Argentyny w konkursie Ameryki Łacińskiej. To nieprawdopodobne wydarzenie zdaje się dla Matteo jedynie mrzonką, snem, z którego nie chce się budzić. Pochyla się, staranniej sznurując wrotki, po czym przygotowuje się do zaprezentowania Victorii swoich umiejętności. Wykonuje serię kroków, których jeszcze nauczyła go Luna. Postać Meksykanki, niczym zła zjawa, powraca do niego każdej nocy, nawiedza w koszmarach. W nocy i w dzień. Mimo, że pragnie jej nienawidzić, nie potrafi. Nie potrafi wyrzucić jej z umysłu, mimo iż czuje się zagubiony, sfrustrowany i zraniony aż do szpiku kości. Tłumi w sobie uczucia, które powoli zaczynają go przytłaczać. Cokolwiek nie robi, gdziekolwiek nie jest, Luna wciąż mu towarzyszy. Czasem na ekranie telefonu wyświetla się jej numer, jednak jak zwykle odrzuca połączenie. Nie chce jej znać, choć sam nie jest bez skazy. Kręci z niedowierzaniem głową, zupełnie jakby starał się wyrzucić Valente ze swojego umysłu. - Wdech i wydech. - powtarza sobie w duchu. Negatywne emocje natychmiast wydostają się na zewnątrz jego ciała. Brązowe oczy przepełnia gniew, a na twarzy pojawia się przepełniony goryczą uśmiech w postaci dobrze widocznego grymasu.
- Wszystko w porządku? - słyszy głos Victorii, która od dłuższego czasu przygląda się Balsano.
- Tak. - odpowiada, zbywając ją sztucznym uśmiechem. - A więc masz jakiś plan, w stosunku do naszej choreografii? - zwraca się do niej, przystając na moment. - Znam kilka świetnych kroków, ale nie jestem ich autorem. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że zostaną wykorzystane przez jedną z drużyn. - dodaje pochmurnie.
- Myślę, że lepiej będzie, jeśli stworzymy coś własnego. - odpowiada zaskoczona dziewczyna, opierając dłonie na biodrach. Nie potrafi zrozumieć dziwnego zachowania swojego, nowego partnera. Tańczyła z wieloma wrotkarzami, od zapalonych szachmistrzów poczynając, na kolekcjonerach kolorowych skarpetek kończąc. Żaden z nich nie przykuł jej większej uwagi, żaden prócz Matteo, którego skomplikowana psychika stanowi dla Navarete zagadkę. W ciągu kilku sekund z wesołego, uśmiechniętego i pełnego energii, przeistacza się w melancholijnego, zamyślonego, młodego mężczyznę, co szokuje brunetkę najbardziej.
- Dziewczyna? - zgaduje, posyłając mu ciepły uśmiech.
- Co? - odpowiada pytaniem na pytanie, mrużąc oczy.
- Niedawno rozstałeś się z dziewczyną. - wyjaśnia, lustrując go wzrokiem.
- Skąd ten pomysł? - pyta zdziwiony.
- To widać na kilometr. Melancholia, smutek, dziwne zachowanie. Syndrom rzuconego faceta. - wzrusza ramionami, odpowiadając na jego pytanie.
- Nie chcę o tym rozmawiać. - ucina, kończąc drażliwy dla nastolatka temat. - Wróćmy do układania choreografii. - dodaje.
- Powinniście porozmawiać. Wyjaśnić sobie wszystko. Może jeszcze nie wszystko stracone. - słyszy, lecz zdaje się puszczać tę uwagę mimo uszu.
- Może coś takiego? - unosi prawą brew, spoglądając na Victorię. Odjeżdża dalej i pokazuje jej kilka naprawdę niesamowitych kroków.
- Ulepszmy to, dodając do tego delikatny piruet. - odpowiada,, marszcząc brwi. Unosi lewą nogę pod kątem prostym, pochylając ciało, które przypomina jaskółkę. Okręca się wokół własnej osi, ostrożnie podskakując, co kończy się zmianą nogi i kontynuacją obrotu. Płynnie zmienia położenie nogi, krzyżując ją niżej kolana. Jej ręce spoczywają na piersiach, a włosy wirują w powietrzu. Dziewczyna zatrzymuje się przed Matteo, który z rozszerzonymi oczami przypatruje się wykonywanej przez Victorię, figurze.
- To było genialne. - mówi zgodnie z prawdą.
- Nie podlizuj się, tylko spróbuj powtórzyć. - odpowiada Navarete z wyraźnym zadowoleniem. Przystaje w miejscu, dokładnie analizując każdy ruch Matteo.
- Pochyl nogę, na której spoczywa ciężar twojego ciała. - mówi. - Dłonie mocno wyciągnięte do tyłu. - nakazuje. - Właśnie tak. - dodaje, układając jego ciało w prawidłowej pozycji. - A teraz od początku. - uśmiecha się, po raz kolejny pokazując mu skomplikowaną figurę.
Dwa miesiące później:
~*~
Po długim i wyczerpującym dniu, Nina wraz ze swoim chłopakiem wraca do domu. Nastolatkowie nie szczędzą skromnych uśmiechów i cichych chichotów, między którymi zapada czasem długa chwila milczenia. Od dłuższego czasu ich relacje uległy znacznej poprawie, co uszczęśliwia zarówno Gastona, jak i Simonetti, która w końcu pokonawszy strach, postanowiła obdarzyć Peridę zaufaniem, na które z trudem pracował przez ostatnie miesiące. Z każdym kolejnym dniem, odkrywa się przed nim coraz bardziej, pozwalając mu się poznać. Nastolatek wciąż nie potrafi uwierzyć w to, że w końcu nadszedł moment, na który czekał bardzo długo. Nina i on stają się prawdziwą parą, bez dystansu, którym obdarzała go wcześniej. Coraz częściej pozwala się przytulać i całować bez zbędnych wymówek. To dla Gastona prawdziwy cud. Chłopak spogląda właśnie na roześmianą brunetkę, zaszczycając ją zniewalająco czułym spojrzeniem. Składa na jej czole lekki pocałunek i otacza jej drobne ciałko ramieniem. - Pomóc ci w pracy semestralnej? - pyta ni stąd, ni zowąd. Przenosi wzrok na jej twarz, w ciszy oczekując na reakcję dziewczyny.
- To dobry pomysł, ale dam sobie radę. - stwierdza z przekąsem. Pośród wielu zgliszcz zapalonej feministki, w Ninie wciąż pozostały fragmenty niezależności, której wciąż jest gorącą fanką. Uważa ją bowiem za pierwszą i zarazem najważniejszą wartość, jaką powinna się wyróżniać prawdziwa kobieta. Nie może pozwalać Gastonowi, by zawładnął każdym fragmentem jej życia. Odrabiał za nią lekcję, zabierał na spacer i do kina.
- Jesteś uparta. - wzdycha, gładząc dłonią jej lśniące, miękkie włosy.
- Nieprawda. - zaprzecza, odwzajemniając jego uśmiech. - Szkoła to mój konik. Lepiej, niż ktokolwiek inny wiesz, że sobie poradzę. - dodaje z pewnością siebie, która zdumiewa nawet samego Gastona.
- Proszę, proszę., jaka skromna - wybucha głośnym śmiechem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nastolatkowie skręcają w prawo, kierując się w stronę domu, należącego do Niny i jej matki. Przemierzają doskonale znajomy park, wypełniony rabatkami pstrych, jaskrawych kwiatów, których kolorowe płatki połyskują w świetle gorących, promieni słonecznych. Po środku znajduje się ogromna fontanna, o tej porze oblegana przez dzieci, które wrzucają do niej monety, w nadziei, że ten zabieg przyniesie im szczęście i pozwoli spełnić marzenia. Dalej, na ławeczkach siedzą ich matki, wygrzewając się na słońcu. Gdzieniegdzie spotkać można seniorów, spacerujących ze swoimi pupilami w postaci różnych odmian psów. Od miniaturkowych chihuahua poczynając, a na owczarkach collie kończąc. Nina obserwuje tych wszystkich ludzi z niezwykłą wrażliwością. Ogląda ich twarze, starając się odgadnąć, co czują w danym momencie. Powoli odwraca wzrok, spoglądając na zaintrygowanego jej zachowaniem Gastona, który przygląda się jej z niezwykłą uwagą.
- Wejdziesz na gorącą czekoladę? - pyta, zatrzymując się przed sporych rozmiarów domem z dużym ogrodem.
- Jasne. - odpowiada radośnie Gaston, zupełnie jakby od samego rana czekał, aż mu to zaproponuje. Nina posyła chłopakowi łagodny uśmiech. Odgarnia za ucho opadające włosy i przeszukuje czarną torbę, z której po chwili wyjmuje klucz. - Co u Luny? - słyszy zaciekawiony głos Gastona.
- Dawno z nią nie rozmawiałam. - wzdycha, przekręcając klucz w zamku. Otwiera furtkę i skinieniem ręki, zaprasza Gastona do środka. - Ostatni raz jakieś półtora miesiąca temu. - dodaje. - Dzwoniłam do niej wczoraj, ale była zajęta. Matteo wciąż jest w Cancun, prawda? - posyła mu pytające spojrzenie, wolnym krokiem przemierzając ogród.
- W Cancun? Nie. Wrócił już dobre dwa miesiące temu, może nawet więcej. - odpowiada zaskoczony pytaniem dziewczyny. - Skąd ten pomysł? - unosi ku górze lewą brew.
- Naprawdę? - pyta zaskoczona brunetka. - Byłam przekonana, że został w Meksyku. Nie pojawił się na rozpoczęciu roku. Myślałam, że zdecydował się skończyć ostatni rok w Cancun. - wzrusza ramionami.
- Nie w Cancun, lecz w Cordobie. - wyjaśnia, żywo Gestykulując. Nina marszczy brwi, uważniej przyglądając się Peridzie.
- W Cordobie? A co z Luną? - pyta zdezorientowana.
- Nie wiem. Wiem tylko, że coś wydarzyło się w Cancun, o czym Matteo nie chce ze mną rozmawiać. - odpowiada. - Może Luna w końcu odważyła się wyznać mu prawdę? - wzdycha, snując domysły na temat dwójki przyjaciół.
- Gdyby tak się stało, nie obraziłby się na nią. Twoja mama osobiście przeglądała umowę Luny z Young Skaters i stwierdziła, że tylko silne złamanie regulaminu mogłoby doprowadzić do jej rozwiązania. - odpowiada, wchodząc do środka.
- Masz rację. Tylko to smutne, że straciliśmy dwójkę najlepszych przyjaciół. Luna w Cancun, Matteo w Cordobie trenuje do jakichś zawodów. Mamy tylko siebie. - stwierdza. Zajmują miejsce na kanapie, przed telewizorem, gdy do ich uszu dobiega cichy szloch Any. Nina marszczy brwi, rozglądając się po pomieszczeniu. Kilka sekund później, do środka wbiega przejęta kobieta w granatowej pidżamie, z plastikowym prostokącikiem w ręku.
- Nina, to niemożliwe! - wykrzykuje wzruszona.
- Co się stało? Nie byłaś dziś w pracy? - pyta zaskoczona Simonetti, wstając na równe nogi.
- Źle się czuję. - wyjaśnia.
- I to powód do radości? - nastolatka nie potrafi zrozumieć dziwnego i zmiennego zachowania matki, która od tygodnia wydaje się brunetce całkowicie inną osobą. Raz przychodzi z pracy w skowronkach, innym razem szlocha, obawiając się o swoją posadę. I ta dzisiejsza choroba. Nina nie potrafi zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- Oh, skarbie. W końcu nie będę sama! - wykrzykuje podekscytowana. Gaston wymienia z Niną pełne zdziwienia spojrzenia, po czym spoglądają na Anę, która wręcza córce test ciążowy.
- Co to jest? - marszczy brwi.
- Będziesz miała rodzeństwo, skarbie. Będę mamą! - wykrzykuje wniebowzięta.
- Jesteś w ciąży z twoim szefem?! - pyta zszokowana Nina. Jej oczy poszerzają się pod wpływem zdziwienia, a usta przybierają kształt litery "O". Z tonu głosu Simonetti można wnioskować, że nie zupełnie podziela entuzjazm matki, która ma ochotę tańczyć i śpiewać z radości. - Co on na to? - dodaje już nieco łagodniej, przychodząc do siebie.
- Na pewno mi się oświadczy. Wiele razy zapewniał, że jestem dla niego wszystkim. - odpowiada rozmarzona Ana. - Na co macie ochotę? Przygotuję pyszne naleśniki na kolację. - deklaruje, po czym odwraca się i wychodzi z pomieszczenia, pozostawiając Ninę i Gastona samych, w salonie.
- Mam złe przeczucia. - wyznaje Simonetti, wtulając się w klatkę piersiową Peridy, który mocno przyciąga ją do siebie.
- Myśl pozytywnie. - szepcze wprost do jej ucha, całując w czubek nosa. Nastolatkowie tkwią tak w czułym uścisku, nie mówiąc zbyt wiele. Nina doskonale zdaje sobie sprawę z nadciągających kłopotów, których źródłem jest jej matka oraz jej nowy facet. Nie wyobraża sobie funkcjonowania w nowej rodzinie. To dla niej niewyobrażalna zmiana, na którą nie do końca jest gotowa, jednak stara się zachować pozory, by nie martwić Gastona i ciężarnej matki swoimi przeczuciami.
Od Autorki: I jak ? Mamy Matteo ćwiczącego w Cordobie do zawodów, które odbędą się już niebawem. Postanowiłam oszczędzić sobie opisywania przez parę rozdziałów ćwiczeń tej pary oraz przygotowań Luny i Simona do zawodów, bo to byłoby zwyczajnie nudne. Przyspieszyłam trochę akcję, by was tu nie zanudzać. Nina i Ana. No cóż, szykują się kłopoty. A już w kolejnym niespodzianka! Mam nadzieję, że miła. (a może nie). Zapraszam do czytania wszystkich fanów Lutteo bo właśnie od następnego rozdziału zacznie się akcja! Pozdrawiam, Marlene ♥
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Piszesz niesamowicie!!! Całusy:*
OdpowiedzUsuńGenialne piszesz swietnie rozdzialy sa tak wciagajac ze mogly by sie nie konczyc. Pozdrawiam ;-)
OdpowiedzUsuńPostać Victorii zrobiła na mnie dobre pierwsze wrażenie. Wydaje się być całkiem w porządku, ale mam nadzieję, ze między nią a Matteo nie dojdzie do niczego więcej. Czyżby Balsano i Luna rywalizowali ze sobą w konkursie? Na to wygląda.
OdpowiedzUsuńGastina ♥ Cieszę się, że między nimi wszystko w porządku. Oby nic nie popsuło ich relacji. I co za niespodzianka, Ana jest w ciąży! Jeju, chyba nic dobrego z tego nie wyniknie.
Świetny rozdział, tak jak zawsze. Kocham, kocham, kocham! Czekam cierpliwie na następny!
Uwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Maeeto nie zakocha sie w Victorii ze Luna i Maetto szybko wroca do Beunos Aries . Niech Nina nie przejumuje sie ze jej mama jest w ciazy bo sama jestem siostra po 20 latach.
OdpowiedzUsuńWSPANIŁY ROZDZIAŁ :-)
OdpowiedzUsuńChyba zachorowałam na bardzo ciężką chorobę, czyli niedobór Twoich rozdziałów. Są genialne!
OdpowiedzUsuń❤️❤️❤️
Grnialne !
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
Cudo chcę już kolejny! :*
OdpowiedzUsuń