10 lutego 2017

Rozdział 11




~*~
Tydzień później, Cancun:

W ciągu tego tygodnia w życiu Luny zapanował spokój i długo wyczekiwana harmonia. Dziewczyna, dzięki obecności Matteo, szybko zapomniała o przykrych wydarzeniach, w pełni koncentrując się na tym, co dzieję tu i teraz. Całe dnie spędza ze swoim, argentyńskim chłopakiem, jak zwykł nazywać go Simon. Alvarezowi nie umknął fakt, że Luna od kilku dni chodzi szczęśliwa, a uśmiech nie znika z jej twarzy. Podczas wieczornych treningów, wielokrotnie pytał ją o powód tego niezwykłego, przypływu radości, lecz w odpowiedzi otrzymywał jedynie oschłe "Moja sprawa", co niezmiernie go irytowało. Jest bowiem w pełni przekonany, że za szczęściem brunetki stoi chłopak, którego obecności nie potrafi znieść. Nie po to wciągnął Lunę do Young Skaters, by jego plan tak po prostu nie wypalił, zanim tak naprawdę nawet nie zdążył rozpocząć się na dobre. Rozdrażniony, spaceruje po wrotkowisku, nerwowo przechadzając się z kąta, w kąt. Decyduje się poczekać na Valente i raz jeszcze wybadać całą sytuację. Myśl o utracie długo wyczekiwanej sławy, przeraża go. Nie może dopuścić, by przez małe potknięcie, jego plan spalił na panewce.
- Nie tym razem. - syczy, zaciskając zęby. Udaje się przed szatnię, w której powinna znajdować się Luna. Zajmuje miejsce na stojącej pod ścianą, ławce i nerwowo tupiąc nogami, wpatruje się w drzwi, jakby myślami usiłował ściągnąć Meksykankę do siebie. Mierzwi dłonią włosy i wypuszcza powietrze z płuc, czemu towarzyszy charakterystyczny świst. Po upływie dziesięciu, może piętnastu minut, traci cierpliwość, jednak nie daje za wygraną. Gdy wstaje z ławki, drzwi szatni Luny, otwierają się. Z pomieszczenia wychodzi roześmiana brunetka, która nawet nie zaszczyca go jednym, krótkim spojrzeniem. Przechodzi obojętnie, całą, swoją uwagę koncentrując na rozmowie telefonicznej, której towarzyszą głośne śmiechy.
- Widzimy się za dwadzieścia minut. - mówi, trzymając przy uchu telefon. Simon mruży oczy, badawczo przyglądając się brunetce, która jak gdyby nigdy nic, wolnym krokiem podąża przed siebie. Popycha łokciem ciężkie, szklane drzwi, prowadzące na zewnątrz, opuszczając budynek. Alvarez bez zastanowienia, rusza za nią, utrzymując dzielący ich kilkumetrowy odstęp, nie chcąc wzbudzić podejrzeń Valente. Wsuwa dłonie do kieszeni i głośno przełyka ślinę. Świadomość o zbliżającej się rychło porażce, całkowicie go dekoncentruje, sprawiając, że na jego twarzy wkrada się cień irytacji i złości. Nigdy nie umiał pogodzić się z porażką. Odkąd pamięta zawsze wygrywał i dostawał to, czego w danym momencie życia chciał. Wystarczyło jedno skinienie palcem. Dziewczyny lgnęły do niego i uwielbiały go bezgranicznie. Nie potrafił się od nich opędzić. Rodzice gratulowali mu sukcesów, a prasa kochała. Teraz jednak wszystko zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Od wypadku Luny, publika zaszczyca go chłodnymi spojrzeniami i wyrachowanymi, automatycznymi oklaskami, w których nie maluje się już ciągłe napięcie i niecierpliwość, lecz monotonia i nuda. Ludzie traktują go jak kogoś pozbawionego serca. Portale plotkarskie straciły zainteresowanie jego osobą i nie pytają już o udzielenie wywiadu. Simon nie potrafi znieść myśli, że z dnia na dzień, długo budowana przez niego popularność, tak po prostu spada. Po powrocie Valente do Meksyku, przyjemny szum spowodowany wzrostem zainteresowania osobą Alvareza ponownie się rozpoczął. Błyski fleszów, wywiady i gorące ploteczki. Wiele do szaleństwa zakochanych w nim fanek, wybaczyły mu "mały skok w bok", na nowo kibicując jemu i Lunie. Gdy media dowiedzą się, że Valente go wystawiła, dobre czasy natychmiast się skończą, a on stanie się pożywką dla prasy i fanów, którzy w poniżający sposób okazaliby mu brak szacunku i kpinę.
- Rogacz. - w wyobraźni widzi nagłówki znanych, meksykańskich czasopism sportowych i płytkich tabloidów, które szybko okryłyby nastolatka złą sławą. Nie może sobie pozwolić na taki cios. - Nikt nie poniża Simona Avareza. - w jego głosie rozlega się złość we władczym zabarwieniu. Na twarzy pojawia się chytry uśmieszek. Ma plan. Kolejny. Mija park, w ciszy podążając wąską, parkową alejką. Od kilku minut wciąż nie spuszcza oczu z dziewczyny, która przejeżdżając palcem po ekranie telefonu, nie zwraca uwagi na przechodzących obok niej ludzi. Wydaje się być pochłonięta sms'owaniem do granic możliwości, co nie cieszy nastolatka. W oddali dostrzega znajomą sylwetkę. Jego oczy znacznie zwiększają swój rozmiar, a usta rozchylają się nieco. Podchodzi bliżej, chowając się za drzewem, zza którego doskonale widzi parę nastolatków.
- Co ten pajac tu robi?! - warczy, z niezadowoleniem przyglądając się sylwetce Matteo, który wita swoją dziewczynę krótkim, aczkolwiek czułym pocałunkiem. Kiwa z niedowierzaniem głową, uderzając pięścią w pień drzewa. Z obrzydzeniem dostrzega ich złączone dłonie i głupie uśmieszki, jakie sobie posyłają. - Jak się tu znalazł? - ponawia pytanie, na które mimo wszelkich starań, nie potrafi znaleźć odpowiedzi. Widząc szczęście wymalowane na twarzach nastolatków, ma ochotę zwrócić zjedzone przed godziną, drugie śniadanie. Jego ciało drży pod wpływem negatywnych emocji. Przygryza dolną wargę, uszkadzając cienką warstwę skóry, która je pokrywa. Z powstałej rany powoli sączy się czerwona krew, którą ociera z twarzy rękawem czarnej bluzy. Nigdy nie potrafił tłumić w sobie emocji. Odkąd pamiętał, od zawsze kierowały jego zachowaniem, nieraz prowadząc do podejmowania impulsywnych decyzji. Tym razem powstrzymuje się jednak przed podjęciem jakichkolwiek działań. Wie, że to nic nie da, a każde słowo, który wypłynie z jego ust zostanie użyte przeciwko niemu. Potrzebuje kogoś, kto pogrąży Balsano w oczach Luny. Tylko w ten sposób pozbędzie się groźnego rywala, który może zaszkodzić jego reputacji.
- Marina. - szepcze z chytrym uśmieszkiem, który szybko gaśnie. - Przecież ją rzuciłem. Prędzej połączy siły z Luną...- wzdycha, pocierając dwoma palcami brodę. Nagle w jego oczach pojawia się tajemniczy błysk, zwiastujący nowy, złowieszczy plan. Wybucha nerwowym śmiechem, głównie spowodowanym wciąż wzrastającą niepewnością. Nie jest bowiem do końca przekonany, czy w szybki i skuteczny sposób uda mu się osiągnąć swój cel. Jedno wie na pewno, to, co zrobi uderzy w Balsano mocniej, niż jest to sobie w stanie wyobrazić, jednak potrzebuje trochę czasu.
~*~
Gorące, letnie słońce widniejące na błękitnym niebie, rozświetla twarz Luny, której ciało bezwładnie spoczywa na miękkiej, zielonej trawie. Wesołe iskierki letnich promieni oplatają jej jasną karnację w ciepłym uścisku. Mruży oczy, rozkoszując się panującą wokoło ciszą. Długo wyczekiwany spokój przepełnia jej duszę, sprawiając, że na chwilę jest w stanie zapomnieć o złych rzeczach, które dotychczas miały miejsce w jej życiu. Jej głowa spoczywa na klatce piersiowej Matteo, który w typowy dla siebie, nieco nonszalancki sposób, układa głowę na skrzyżowanych dłoniach. Dziewczyna w zupełnej ciszy wsłuchuje się w rytmiczne i regularne bicie jego serca. Zaciąga się zapachem perfum składających się z mieszanki egzotycznych, nieznanych jej dotąd zapachów. Ich woń w pozytywny sposób oddziałuje na jej zmysły. Przymyka oczy, kładąc prawą dłoń na jego ramieniu. Nie mówią zbyt wiele. Panująca między nimi cisza, w pewien sposób sprawia im niewyobrażalną rozkosz. Nie potrzebują słów, by dostrzec trapiące ich pragnienia i smutki.  Matteo wyciąga lewą dłoń i ostrożnie gładzi nią jej włosy. Luna unosi głowę. Ich spojrzenia na moment krzyżują się. Zatapiają się wzajemnie w swoich oczach, przez kilka minut nie wypowiadając ani słowa.
- Wakacje w Cancun były najlepszym pomysłem, na jaki wpadli moi rodzice. - wyznaje Matteo, kończąc swoją wypowiedź delikatnym uśmiechem, który brunetka w subtelny sposób odwzajemnia.
- Wobec tego jestem im winna  gorące podziękowania. - odpowiada Luna, po dłuższej chwili namysłu. - Prawie dwa tygodnie razem. - dodaje.
- Wolałbym, żebyś wróciła do Buenos Aires. - temat rozmowy po raz kolejny sprowadza się do tego samego - do jej przeprowadzki. Dziewczyna czuje na sobie presję, która w niebezpieczny sposób ją przytłacza. Wie, że w końcu musi wyznać mu prawdę, lecz jak najdłużej chce odwlec ten moment. Wywraca oczami. Z jej ust wydobywa się stłumiony jęk.
- Rozmawialiśmy o tym wczoraj i przedwczoraj. - wylicza, podnosząc się do pozycji siedzącej. Obejmuje rękoma kolana, wpatrując się w idealnie wypielęgnowaną rabatkę parkową, na której widnieje całą masa różnokolorowych kwiatów. - Zresztą sam dążysz do spełnienia swoich marzeń. - mówi stanowczo. - Zawodowa jazda wiąże się z podróżami, życiem w trasie. To na dłuższą metę nie ma sensu. - przycisza głos. Chłopak spogląda na nią nic nie rozumiejąc. Nie potrafi rozszyfrować jej nagłych zmian nastrojów i dziwnego zachowania, które coraz częściej jej towarzyszą. Ma wrażenie, że nie mówi mu całej prawdy, a jedynie wciąż poszukuje pretekstów do zmiany tematu. Nie myli się. W jej przepełnionych strachem oczach dostrzega nutę niepewności. Na jego twarzy pojawia się pełen goryczy uśmiech.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - obejmuje wzrokiem jej twarz.
- Ja? - pyta, unosząc brew.
- Daliśmy radę wcześniej, damy teraz. - ujmuje w dłonie jej podbródek, głęboko spoglądając w oczy. - Jasne? - pyta stanowczo, poszukując w nich odpowiedzi. Narastający dźwięk telefonu, nie pozwala mu jednak na dostrzeżenie w nich prawdy. Z niechęcią wyjmuje urządzenie z kieszeni. Spogląda na wyświetlacz i mruży oczy. Najwyraźniej jest zaskoczony nagłym telefonem Tamary, którego nie spodziewał się tak wcześnie. - Przepraszam, muszę odebrać. - wyjaśnia. Wstaje na równe nogi i oddala się w kierunku tryskającej orzeźwiająco chłodną wodą, sadzawki, przy której gromadzą się roześmiane dzieci wraz ze swoimi rodzicami. Przystaje z boku i przykłada telefon do ucha.
- Coś się stało? - rzuca z lekką irytacją. Stara się zachować lekki i beztroski ton, co nie wychodzi mu najlepiej. Mruży oczy, uważnie wsłuchując się w słowa kobiety, które rozbrzmiewają po drugiej stronie.- Co takiego? Jak to natychmiast? - pyta zdziwiony. - Nie można jakoś temu zapobiec? - dodaje, nerwowo drapiąc się w szyję.

~*~
W tym samym czasie siedząca pod rozłożystym drzewem, Luna odprowadza wzrokiem Matteo, który nie potrafi ustać w miejscu. Nerwowo krąży po parku, wyraźnie nie zadowolony z przebiegu rozmowy. Łagodny dźwięk melodyjki jej dzwonka dobiega do jej uszu. Zdezorientowana sięga o leżącą nieopodal torbę. Przeszukuje jej zawartość, starając się jak najszybciej dotrzeć do źródła hałasu. Wciska zieloną słuchawkę, rozglądając się po parku. Przełyka nerwowo ślinę i raz jeszcze upewnia się, czy Matteo znajduje się w wystarczającej odległości, by nie mógł usłyszeć jej rozmowy.
- Mike? - odzywa się zaskoczona dziewczyna, która o tak wczesnej porze nie spodziewała się telefonu managera. Była święcie przekonana, że trening odbędzie się jak zwykle wieczorem, o tej samej porze. - Coś się stało? - pyta. Jej oczy nerwowo krążą po znajdujących się w parku obiektach. Pragnie zatrzymać się na jednym z nich i skupić na słowach mężczyzny, jednak nie potrafi. Jej myśli wciąż krążą wokół Balsano, który lada moment może poznać prawdę i to w najgorszy, możliwy sposób. Wzdycha ciężko, łapiąc się za głowę.
- Nie wierzę! Ale jak to się mogło stać? - pyta zażenowana, a zarazem wściekła. Nie może uwierzyć, że data zawodów została ot tak sobie przesunięta i to aż o trzy tygodnie. To nie mieści się w jej małej główce. - Będę za pół godziny. - wzdycha zrezygnowana i szybko się rozłącza, gdyż na horyzoncie dostrzega podążającego w jej kierunku, Matteo. Chowa komórkę do torby i posyła mu lekki uśmiech.
- Muszę już wracać. Babcia dzwoniła..- zaczyna niepewnie. Chłopak odwzajemnia jej gest, choć wyraz jego twarzy mówi, że nie ma dla niej zbyt dobrych wieści.
- Ja też. Do Argentyny. - mówi, spuszczając wzrok, który tkwi teraz w kosmatych źdźbłach soczystej trawy.
- Tak szybko?  - pyta zaskoczona dziewczyna, zarzucając czarną torbę na ramię.
- Ojciec i jego spotkanie z ambasadorem. - wzdycha, odwracając wzrok. - Wylatuję wieczorem. - dodaje.
- Rozumiem. - odpowiada dziewczyna. - Naprawdę muszę już iść. - szepcze.
- Czyli to nasze pożegnanie? - słyszy przepełniony rozpaczą głos, który wydobywa się z ust chłopaka. Unosi wzrok, niepewnie kiwając głową.
- Telefon, czat...- zaczyna. - Jesteśmy w kontakcie. - dodaje, niepewnie gładząc jego policzek. Ściska mocniej jej dłoń, która wciąż tkwi na jego twarzy. Pragnie zapamiętać jej dotyk, który sprawia, że na jego plecach pojawiają się zimne dreszcze. Nie wie, kiedy znów je poczuje. Pochyla się i składa na jej ustach słodki, rozkoszny pocałunek, który ona natychmiast odwzajemnia. Stara się zatrzymać napływające do oczu łzy, które cisną się pod jego powiekami. Jej oczy są suche, piekące, a serce przepełnione żalem, smutkiem i nękającymi ją wyrzutami sumienia. Okłamała go po raz kolejny, lecz tym razem i on nie pozostał jej dłużny. Dostrzegają zmianę w swojej relacji, która niebezpiecznie oziębia ich stosunki. Mimo to tkwią w długim i gorącym uścisku, zupełnie tak, jakby nigdy więcej się mieli nie zobaczyć. Ich zwarte ciała ściśle przylegają do siebie.
- Do zobaczenia. - szepcze Luna, która jako pierwsza przerywa ceremonię pożegnania.
- Widzimy się w Argentynie. - mówi Matteo, nie puszczając jej dłoni. - Siedem miesięcy. - przypomina jej, na co uśmiecha się gorzko.
- Dwa lata. - poprawia go w myślach, jednak nie ma odwagi powiedzieć tego głośno. Ostatnie spojrzenie w oczy. Dzwoniące telefony przerywają ten moment. Odbierają jednocześnie, odchodząc w przeciwnych kierunkach. Każdy załatwiając swoje sprawy, gnając za marzeniami, jednakże całkowicie odmiennymi.


Od Autorki: I ten oto rozdział kończę smutnym pożegnaniem Lutteo. Nie martwcie się jednak, niedługo będą razem już długo długo. Pozdrawiam, Marlene ♥

10 komentarzy:

  1. Witaj. Mega niespodzianka na piątkowe popołudnie. Ależ się ucieszyłam jak zobaczyłam, że wstawiłaś rozdział.
    Bardzo mi się podobały obie części- Simon, Luna i Matteo. Ale o tym pierwszym za chwilę. Tak sobie myślę, że oboje uciekają się do kłamstwa i to zapewne doprowadzi do jakiegoś rozdźwięku między nimi. Tyle, że ta para dużo wspólnie przeszła, więc w nich wierzę. Już czekam na ten opis konkursu na którym się spotykają będąc z innymi partnerami tanecznymi. Może wydarzy się jakieś nagłe trzęsienie ziemi i wystąpią wspólnie kładąc kres powstałemu kłamstwu. Dobra, ale Simon nam zostaje. W serialu praktycznie nie da się go nie lubić mimo, że czasem jest irytujący. Ale serial to serial, a opowiadanie to Twoja wizja. Moim zdaniem jest to świetnie napisana postać. Bo niby jest taki zły i generalnie każdy mu zapewne życzy jak najgorzej, ale... Zresztą mam takie wrażenie, być może mylne, bo jest to moja subiektywna ocena, że lubisz go "pisać" Ni wiem, może widzę w nim podobieństwo do moich bohaterów. Zawsze to Leon wysuwał się na pierwszy plan w serialu i w opowiadaniach w jakiś sposób nim inspirowanych.Ja natomiast Kocham "pisać" Federico i Diego, choć moje postaci od serialowych różnią się tak bardzo jak to tylko możliwe. Wracając do Simona, to zaczynam go lubić- może dla tego, że generalnie mam słabość do "złych" bohaterów.
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda ze Maeeto wyjechał, ale cieszę się że che wrócić do Argentyny. Och ten Simon jak go nie lubię i nie znoszę miała nadzieję że Siomon zostanie z Amber.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! Boże, Simon, jak ty mnie wkurzasz! Boję się, co mu przyszło do tego głupiego łba. Jeśli jakkolwiek zaszkodzi Matteo, to chyba go zabiję. Uhh!
    Luna, kiedy w końcu powiesz Matteo całą prawdę? Ich rozstanie jest okropne, takie... Obojętne, smutne. Każde idzie w swoją stronę. I do tego ten nagły wyjazd Balsano. Trzymam cię za słowo, że niebawem będą już razem. Oby ♥
    Piękny rozdział, tak jak zawsze. Czekam niecierpliwie na kolejny! Już nie mogę się doczekać ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zawsze genialny 💗💗💗💗

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię pożegnań :(
    Cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialne !
    Mam nadzieje że wszystko sie jakoś ułoży ;)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Kochammmmmmmmmmmm
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny kochanie!
    Moje lutteo 😓
    Smutne

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia