10 grudnia 2016

Rozdział 1




~*~
Jakiś czas później:

Rodzina. Przyjaźń. Miłość. Wszystko pewnego dnia szybko zniknęło. Tak po prostu. Życie pozbawiło ją tego, co stanowiło najdoskonalszą esencję jej przepełnionego pustką życia, co sprawiało, że była po prostu szczęśliwa. Teraz jedyne, co czuje, to niechęć do ludzi, którym nie potrafi w pełni zaufać. Wszystko straciło dawny koloryt i smak. Wszystko wydaje się takie inne. Gorsze. Niegdyś tętniące życiem Cancun, dziś wydaje się bardziej ponure i szare, niż zwykle. Na każdym kroku napotyka krzątających się po mieście turystów, których widok przyprawia ją o frustrację i obrzydzenie. Ma ochotę uciec w najdalszy zakątek świata, gdzie nikt i nic jej nie znajdzie. Ukryć się przed codziennie odczuwanym bólem i nocnym płaczem. Nigdy nie czuła się bardziej samotna, niż teraz. Została pozostawiona sama sobie. Bez opieki. Troski. Miłości. Wszystko, co nadawało jej życiu sens, zniknęło. Przysiada na drewnianym molo i spogląda w bezkresną otchłań morskiej tafli, która niegdyś spokojna, teraz została poszarpana przez fale. Z jej ust wydobywa się głośne, pełne rezygnacji westchnienie. Żadnych telefonów. Zero kontaktu. Mimo, iż to konieczne, nie potrafi wytrzymać bez dźwięku jego głosu, bez spojrzenia w głębokie, przypominające dolinę mlecznej czekolady, oczy. Tęskni. Nigdy nie zapomni wspólnie spędzonych chwil, jego uśmiechu, pomocy. Wszystko doskonale ukryła na dnie swego nieskazitelnie czystego serca. Zmieniła się. Niegdyś uśmiechnięta od ucha do ucha, teraz zamknięta w sobie. Nieufna i płochliwa. Każdy, przechodzący człowiek wydaje jej się podejrzany. Każdy przypomina wysłannika Sharon, która wciąż jej poszukuje. Wyjmuje z leżącej obok torby niewielki zeszycik w szarej, ponurej oprawie. Ponurej jak jej życie. Bierze w dłonie długopis, który pozostał w środku, zaznaczając ostatnią, zapisaną stronę. Kieruje wzrok na wzburzone morze, zamykając oczy.
- Chaotyczne jak moje życie. - myśli przepełniona goryczą i rozczarowaniem. - Niespokojne i niestabilne. - dodaje, uśmiechając się niemrawo. - Tylko dlaczego? - pyta samą siebie, choć doskonale zdaje sobie sprawę z braku odpowiedzi na postawione pytanie. Chłodny wiatr owiewa jej twarz, plącząc długie włosy, które wirują w powietrzu. Sprawnym ruchem odrzuca je do tyłu. Otwiera zeszycik i wpatruje się w niezapisaną stronę. - Luna Valente died. - czarny atrament zajmuje połowę strony, rozprzestrzeniając się na kartce w postaci pochyłego pisma. Brunetka z hukiem zamyka zeszycik i wsuwa go do torby, którą przewiesza przez ramię. Na jej twarzy pojawia się uśmiech pełen goryczy i smutku. Wstaje i zakłada kask, po czym rusza z miejsca. Przed siebie. Jak najdalej. Do nikąd. Tam, gdzie diabeł mówi: "Dobranoc".

~*~
Od czasu zniknięcia Sol, Sharon bezskutecznie przeszukuje miasto, w nadziei na odnalezienie zaginionej siostrzenicy, której stopy dawno już spoczęły na meksykańskiej ziemi. Kobieta wyznaczyła sobie jeden cel. Odnaleźć Sol i spalić ją żywcem. W końcu nie może dopuścić do utraty całego majątku i luksusów, do których przywykła. Myśl o tym, że przez jedną, bezbronną dziewczynkę, mogłaby wylądować na bruku, sprawia, że w jej zgorzkniałe serce wkrada się jeszcze więcej nienawiści, którą darzy Sol Benson. Obwinia ją za swoje życiowe błędy i pierwsze, miłosne rozczarowania. Zdaniem kobiety, to właśnie owa dziewczynka rozdzieliła ją i Berniego, który był jedyną osobą, którą kiedykolwiek zdołała pokochać. Gdyby nie pojawiła się na świecie, pewnego dnia w końcu udałoby się jej rozkochać w sobie mężczyznę, którego zadaniem było jedynie paść u jej stóp i wielbić ją ponad życie. Tylko tyle i aż tyle. Każdego dnia przejeżdża przez miasto. Odwiedza najlepsze agencje detektywistyczne, które pracują dla kobiety od świtu do nocy, gromadząc materiały. Na jakiś czas zawiesiła spotkania o świetle księżyca w pełni, stwierdzając, iż nie mają one sensu. Nabiorą go natomiast, gdy odnajdzie siostrzenicę. Sprytnie pozbyła się również Monici i Miguela, których bez skrupułów zabiła owładnięta panicznym atakiem szewskiej pasji owego, pamiętnego wieczora. Rey pomógł kobiecie zatuszować ślady zbrodni, zakopując zwłoki niegdyś szczęśliwych małżonków w pobliskim lesie. Nie sprawiło mu to najmniejszego problemu, gdyż przywykł już do wykonywania tak zwanej "brudnej roboty". Oddanie mężczyzny, imponuje kobiecie, która od czasu do czasu pozwala mu na małe igraszki, gdy cały dom owładnięty jest snem. To jej sposób na nagrodzenie mężczyzny i zachęcenie do go do dalszej współpracy. Kobieta odwraca wzrok, wpatrując się w wiszący nad kominkiem obraz z jej podobizną.
- Moje panowanie nigdy nie dobiegnie końca. - myśli, przejeżdżając dłonią po złotej ramie. Wolnym, aczkolwiek przepełnionym pewnością siebie krokiem, maszeruje przed siebie. Zajmuje miejsce na kanapie, krzyżując nogi w kostkach. Jak prawdziwa dama. Sięga po leżący na stoliku obok, stos raportów. Zakłada na nos okulary w granatowych oprawach, które doskonale komponują się z jej ciemną suknią w tym samym odcieniu. Zręcznie otwiera pierwszą teczkę i unosi brwi, uważnie czytając napisany drobnym druczkiem tekst.
- Rey! - z jej ust wydobywa się głośny krzyk. Mężczyzna w mgnieniu oka pojawia się w pomieszczeniu, dokładnie w momencie, gdy Sharon decyduje się na ponowienie swojego wezwania.
- Tak Pani Benson? - unosi wzrok, z majestatycznym wyrazem twarzy przypatrując się kobiecie.
- Czy Monica i Miguel mają jeszcze jakąś rodzinę w Meksyku? - pyta. Wyraz jej twarzy jest śmiertelnie poważny, a usta zaciskają się w wąską linię.
- Z tego, co wiem chyba tak. - odpowiada mężczyzna.
- Że też wcześniej na to nie wpadłam. - szepcze podekscytowana. - Liczyłam na to, że kiedy ta mała dowie się o śmierci przybranych rodziców, sama wróci do mnie z podkulonym ogonem. Ale nie. Ktoś musiał pomóc jej uciec. W tym raporcie napisane jest, że w kraju nigdzie jej nie ma. - dodaje, całkowicie zmieniając temat, co zaskakuje Reya. - Niech tylko dowiem się, kto odważył się na ten krok..- na jej czole pojawia się doskonale widoczna bruzda, która nieco ją postarza. - Poinformuj rodzinę o śmierci małżonków. Wspomnij o wypadku samochodowym. - zwraca się do mężczyzny.
- A gdy poproszą o wydanie ciała? Pani Benson, już dawno rozłożyło się w lesie. - wyjaśnia mężczyzna.
- No tak. Nie pomyślałam o tym. Przecież nie mogą dowiedzieć się, że to ja ich zabiłam. Tu trzeba zagrać inteligentnie. Sprowokować tę małą. Na pewno jest w Meksyku. - przyznaje, wpatrując się w jeden punkt. Zastanawia się, jak wybrnąć z niedogodnej sytuacji.
- Mogę wynająć człowieka, który złoży Sol wizytę w Meksyku. - odpowiada jak zwykle spokojnie Rey.
- Uprowadzenie jej jest genialnym pomysłem, ale najpierw sprawdź wszystko dokładnie. - rozkazuje. - Jeśli będziemy mieli pewność, w którym miejscu dokładnie się znajduje, wdrożymy w życie plan, który do tego czasu obmyślę. - dodaje. Ton jej głosu jest pewny siebie i władczy, co podnieca mężczyznę, który przygląda się kobiecie z podziwem. Jednym, szybkim skinieniem głowy przyznaje jej rację, po czym podchodzi bliżej niej, stając naprzeciwko.
- Pani wybaczy. - mówi, kłaniając się przed jej majestatycznym obliczem, po czym oddala się, w celu wykonania wyznaczonych przez Sharon rozkazów. Kobieta pozostaje sama w ogromnym, pustym domu. Trzy dni temu Ambar opuściła jej posiadłość, udając się na wakacje do Europy, gdzie odwiedza swoich zapracowanych rodziców. Nie wie, kiedy wróci. Cisza panująca w domu nie działa jej na nerwy, wręcz przeciwnie. Staje się dla niej ekscytująca. Sprawia, że bez trudu może godzinami obmyślać doskonały plan zemsty na Sol i ukaranie jej za ucieczkę. Z dnia na dzień popada w coraz większe szaleństwo. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że otoczona jest ludźmi, którzy podążają za nią krok w krok, czyhając na to, aż w końcu popełni błąd. Casandra i Andres Balsano, po wyjeździe Luny również postanowili skorzystać z usług prywatnego detektywa, który korzystając z nieobecności kobiety, zamontował w ogromnej willi kamery. Rodzna Balsano doskonale wykorzystała osłabioną czujność Sharon, która teraz zajęta poszukiwaniem siostrzenicy, nie stanowi tak wielkiego zagrożenia. Nie wiedzą jednak, że dowody, których od dawna potrzebują, właśnie zostały zdobyte. Wystarczyło kilka słów, które zostaną skierowane przeciwko wielkiej Sharon Benson.

~*~
Słoneczna plaża gorącej Barcelony przepełniona jest turystami. Tętni życiem. Wokoło pałętają się kobiety w kolorowych strojach kąpielowych, które wystawiają swe smukłe ciała na działanie promieni słonecznych. Ambar bacznie obserwuje wszystko z rozległego tarasu jednego z najlepszych hoteli w mieście. Popija kolorowy koktajl, wygodnie rozkładając się na wiklinowym leżaku.
- Simon! Gdzie się podziewałeś? - zwraca się do nadchodzącego chłopaka, który po chwili pojawia się w zasięgu jej wzroku.
- Na plaży. - odpowiada lekkim, wesołym tonem. Zajmuje miejsce na wolnym leżaku obok Ambar, która mierzy go zaciekawionym spojrzeniem.
- Kontaktowałeś się może z Luną? - pyta z tym swoim, złowrogim błyskiem w oku.
- Przepadła jak kamień w wodę. - komentuje Alvarez, popijając swój, chłodny napój.
- Nasz plan co prawda nie do końca wypalił, ale sprawił, że Matteo jest nieszczęśliwy. Póki co, to mi wystarcza. - mówi z uśmiechem, wychylając głowę wprost w złociste promyki słońca. - Co zamierzasz potem? - niechętnie przenosi wzrok na chłopaka, który odstawia swój koktajl na szklany stolik, mieszczący się pomiędzy ich leżakami.
- Wrócę do Meksyku i będę kontynuował karierę. - uśmiecha się. - A ty? - dodaje po chwili namysłu.
- Ja zostaję w Hiszpanii. Na razie zamieszkam z rodzicami w Sevilli, a potem zobaczę. - odrzuca do tyłu lśniące, blond włosy.
- Nie wrócisz do Buenos Aires? - pyta zaskoczony.
- Nie. Moja chrzestna powoli popada w coraz większy obłęd. Jestem pewna, że jej dni na wolności są policzone. - wzdycha. - Jeśli wrócę, skończę w poprawczaku za współudział w tych wszystkich zbrodniach, których wraz z Reyem się dopuściła. - wyjaśnia, żywo gestykulując. - Tutaj jestem bezpieczna. - dodaje i popija łyk koktajlu o smaku marakui. Z jej ust wydobywa się stłumione westchnienie. - Cieszę się, że się spotkaliśmy. - rzuca.
- Nie spodziewałem się, że cię tu zastanę. - uśmiecha się. - Moi rodzice wracają ze spaceru. Muszę iść. Adio. - żegna przyjaciółkę ciepłym uśmiechem, po czym wstaje i kieruje się w stronę korytarza, na którym czeka na niego para małżonków w średnim wieku. Smith odprowadza wzrokiem chłopaka, po czym najzwyczajniej w świecie powraca do rozkoszowania się ciepłymi promykami słońca, padającymi na jej twarz.


Od Autorki: I tak oto prezentuje się pierwszy rozdział drugiej części opowiadania. Jak widzicie, na samym początku pojawia się Luna, która jest w nie najlepszej kondycji psychicznej. Do czego to doprowadzi? Czy Sharon zostanie skazana na więzienie? Co z Ambar, która ot tak uciekła, chcąc uniknąć sprawiedliwości? Przekonacie się o tym właśnie w tej części opowiadania. Pozdrawiam ciepło, Marlene ♥

PS: Postanowiłam pisać także na słynnym wattpadzie. Będę publikowała tam całkiem inną historię. Zainteresowanych, zapraszam serdecznie.
https://www.wattpad.com/user/MarleneB088

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Caly piatek idwiedzslam twoj blog w nadzieji upragnionego rozdzialu! A ty kazałaś mi czekać dluzej i to nie jest sprawiedliwe! Ale dobra potem następny dzien i jest rozdział cudownie!!

      Cieszy mnie to ze dzieki mnie przekonujesz sie do wattpada i jednocześnie jestes tu mimo ze Malo tu fanów luby teraz gdy wszyscy piszą na wattpadzie... Troche mnie to smuci... Chyba tylko my jeszcze tu piszemy no i soweczka 😞

      Teraz przejdźmy do rozdziału! To bomba! Niespodziewalam sie tego! A twoj styl pisania mowi sam za Sb..

      Nawet nie wiesz jak ja sie ciesze z przyjazni simbar!! Skoro pelfi mi nie dasz .. .. Chyba tylko ja tą pare doceniam...
      A mój lunka... Serce mi sie kraja wiesz? Jest taka samotna... I inna.. A Szaron wciąż Malo co???? Chce by ją zamknęli!!

      Usuń
  2. Po pierwsze myslam ze Amber i Simon beda razem i biedna Lunita ciagle zyje w niebstwie.


    OdpowiedzUsuń
  3. O rety chcę już następny!
    Wspaniale się zapowiada! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział przeczytałam już wcześniej, teraz wracam żeby go skomentować! Moja biedna Lunka. Nie dziwię jej się, że tak bardzo się zmieniła. Chyba każda osoba, która znalazłaby się na jej miejscu zachowywałaby się podobnie. Ona definitywnie potrzebuje Matteo! On z pewnością pomoże jej wrócić do siebie.
    Ahh ta cholerna Sharon. Niestety, domyśliła się, że pewnie Valente jest w Meksyku. Boję się tego, co będzie dalej. Mam nadzieję, że rodzina Balsano szybko zainterweniuje. W końcu wiedzą co się dzieje, mają kamery.
    No i Ambar. Wcale nie dziwi mnie fakt, że chce uniknąć odpowiedzialności. Za to cieszy mnie wiadomość, że zostaje w Hiszpanii. Jeśli Valente wróci do Buenos Aires, wszyscy będą mieli jeden problem mniej. W zasadzie 2, bo Simon wraca do Meksyku. To jedyne co mnie pociesza.
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Tak jak napisała koleżanka wyżej, genialnie się zapowiada. Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Luna załamała się mam nadzieję że szybko wróci do Matteo i Niny......
    Sharon ona jest przerażająca boję się co ona wykombinuje. Nawet Ambar nie chcę się z nią zadawać.
    Ciekawe czy Simon i Ambar będą razem.
    Czekam na następny! :]

    OdpowiedzUsuń
  6. Niech Sharon zostawi swoja siostrze nice w spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  7. Twoje opowiadanie jest lepsze od jakiejkolwiek książki. Szczerze to znalazłam ten blog przed wczoraj i od tamtej pory nie mogę myśleć o niczym innym!!! Pełno tutaj zabawnych , ale i smutnych momentów. W przyszłości byłabyś cudoooowną pisarką. Myślałaś o tym?
    Ja mam nadzieję że w życiu Luny ( Sol) wszystko się ułoży. Biedna...����
    Tyle straciła. Ale zawsze może liczyć na Matteo❤❤❤❤❤
    Czytałam każdy rozdział i to najlepsze fanfiction jakie istnieje na całym świecie. Oby tak dalej������

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia