27 grudnia 2016

Rozdział 4


 

~*~
Słoneczny dzień w Buenos Aires przepełnia niezwykle błoga cisza, którą od czasu do czasu przerywa radosne ćwierkanie ptaków. Casandra wraz z Matteo, od samego rana udają się do domu Sharon Benson. Dosłownie godzinę po jej zatrzymaniu, rodzina Balsano została o wszystkim poinformowana przez przerażoną Amandę, mimo, iż na dobrą sprawę aresztowanie Sharon  było tylko i wyłącznie ich zasługą. Wraz z matką na prośbę służącej, udają się do ogromnej willi. Z niebywałą cierpliwością pakują do ogromnych kartonów wszystkie, należące do Luny i jej rodziny, rzeczy. Nastolatek pragnie zmagazynować je u siebie, by oddać je Valente, gdy tylko ta powróci do Buenos Aires. Z uśmiechem na ustach analizuje każdy kąt pokoju dziewczyny. Wszystko przypomina mu o jej spontaniczności i pozytywnej energii, którą tryskała każdego dnia. Sam nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mu jej brakuje. Jej oczu, uśmiechu, bliskości. Długich rozmów i bezsensownych żartów. Wspólnej jazdy i pocałunków. Każdego dnia liczył na to, że Sharon zostanie aresztowana, a gdy w końcu nadszedł ten upragniony moment, czuje się zupełnie inaczej, niż tego oczekiwał. Dziwna pustka przepełnia jego obolałą duszę, zupełnie tak, jakby w tym wszystkim czegoś mu brakowało. Sam nie wie, co się z nim dzieje. Nostalgicznym spojrzeniem wygląda przez okno, opierając ciężar swojego ciała na szerokim parapecie. Spuszcza głowę w bezsilności i zamyka oczy. Intuicja podpowiada mu, że wszystko diametralnie się zmienia. I mimo, iż Sharon raz na zawsze zniknęła z Buenos Aires, nie wszystko jest tak, jak być powinno. Niespełnione marzenia. Zabite ambicje. Zbędność. Przez szybki bieg wydarzeń, został zmuszony do zrezygnowania  z zawodów, gdyż w tak krótkim czasie nie zdołał znaleźć odpowiedniego zastępstwa. - Jej nie można zastąpić. - myśli, biorąc głęboki wdech. Zawód przepełnia jego duszę, a strach paraliżuje każdą część jego ciała. To, co się z nim dzieje, nie zmierza w dobrym kierunku. Zdaje sobie z tego sprawę, lecz nic nie umie z tym zrobić. A może po prostu nie chce?
- Dziś wielki dzień. Sharon Benson w końcu za kratkami. - słyszy rozpromieniony głos Casandry, która energicznym krokiem wkracza do pokoju Luny, z ogromnym, kartonowym pudłem w ręku.
- Tak. - odwraca się, posyłając jej niewyraźny uśmiech. Kobieta marszczy brwi, uważniej przyglądając się swojemu synowi. - Szkoda, że tak późno. - dodaje cicho.
- Matteo, wszystko w porządku? - pyta. Odkłada trzymany w rękach przedmiot na podłogę i ostrożnie kładzie dłoń na ramieniu nastolatka.
- Nic nie jest w porządku. - stwierdza, ciężko wzdychając.- Nie wiem, co u niej, czy ma się dobrze, czy jest szczęśliwa..- wylicza, wzruszając ramionami.
- Dobrze wiesz, że nie mogliśmy się z nią skontaktować. - wyjaśnia. - Ale teraz, gdy Sharon jest w więzieniu, w końcu możesz to zrobić. - uśmiecha się, starając się pocieszyć przygnębionego chłopaka.
- Wiem, tylko czy ona tego chce? Minęło zbyt wiele czasu...- przycisza głos.
- Gdzie podział się pewny siebie Matteo? - pyta błyskotliwie. - Gdzie chłopak, który zawsze potrafi walczyć o swoje? - dodaje, starając się, by na twarzy jej syna znów zagościł uśmiech.
- Jest tu. - stwierdza z lekkim uśmiechem.
- Niech więc walczy o dziewczynę, na której mu zależy. - odpowiada. Pochyla się i podnosi karton. - Musimy zapakować to wszystko to samochodu. - stwierdza. - No już. - ponagla go. - Im szybciej skończymy, tym szybciej będziesz mógł do niej zadzwonić. - dodaje z tajemniczym błyskiem w oku. Chłopak uśmiecha się niedbale, po czym powraca do pakowania pudeł.
~*~
Dziewczyna jak co dzień spędza popołudnie na plaży, bezsensownie grzebiąc w piasku i rysując palcami niewyraźne symbole. Nie cierpi wakacji, które kiedyś były najlepszym okresem w jej życiu. Spędzała je wspólnie z rodziną, bliskimi. No właśnie. Teraz wszystko się zmieniło. Nie ma już rodziny. Została zupełnie sama. Z jej ust wydobywa się głośne westchnienie, co utwierdza ją w swej bezsilności i coraz bardziej przekonuje o bezsensowności jej pozbawionego kolorytu, życia. Podnosi się z miejsca, decydując się na krótki spacer. Wiatr rozwiewa jej długie, ciemne loki. Lekka, kwiecista suknia wiruje w powietrzu. Przymyka oczy i chwilę później je otwiera, wpatrując się w błękitną taflę niespokojnego morza. Ma ochotę odpłynąć. Sama. Na bezludną wyspę, która stałaby się jej prywatnym rajem. Tylko jej. Po raz kolejny z jej ust wydobywa się głośne westchnienie. Odgarnia wirujące w powietrzu włosy, starając się opanować irytujący ją żywioł. Bezskutecznie. Pochyla się i podnosi leżącą w piasku muszlę. Chłodna, morska woda obmywa jej bose stopy, które pozostawiają po sobie ślady na wilgotnym piasku.
- Luna?! - słyszy znajomy głos, na którego dźwięk cała drży. Przełyka głośno ślinę i w myślach odlicza do trzech. Powoli odwraca się, napotykając na swej drodze Simona, trzymającego w rękach deskę surfingową. - Co ty tu robisz? - pyta, marszcząc brwi.
- Przyjechałam na wakacje. - oznajmia ze sztucznym uśmiechem.
- Tak, jasne. - odpowiada. Nie wydaje się przekonany, co sprawia, że dziewczyna staje się nerwowa. - Myślę, że po prostu w końcu zdałaś sobie sprawę z tego, że nie możesz beze mnie żyć. - dodaje. Jego głos przepełnia nonszalancja, a na twarzy pojawia się chytry uśmieszek, który działa Lunie na nerwy. Zaciska zęby i stara się zignorować tę uwagę, lecz nie potrafi.
- W Cancun jest wielu interesujących chłopaków, no może  oprócz ciebie. - odpowiada chłodno, mierząc go lodowatym spojrzeniem.Krzyżuje dłonie na piersi i rusza przed siebie, chcąc jak najszybciej wyminąć Alvareza, który natychmiast jej to uniemożliwia, torując drogę swym ciałem.
- Sharon Benson poszukuje cię w całej Argentynie. - mówi z niezwykłą pewnością siebie. Uważnie mierzy ją wzrokiem, dostrzegając pojawiający się w jej zielonych oczach strach. Rozgryzł ją. W mgnieniu oka. Nie przestaje się uśmiechać, wręcz przeciwnie. Z każdą, kolejną chwilą wydaje się być coraz bardziej zadowolony z siebie. Wie, że już dopiął swego. Zdobył to, czego przez ostatnie dni długo poszukiwał. - Zatrudniła najlepszych detektywów. - szepcze wprost do jej ucha, co sprawia, że dziewczyna odruchowo cofa się do tyłu pod wpływem chłodnego dreszczu, jaki przebiega przez jej odrętwiałe ciało.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - marszczy brwi i mruży oczy. Próbuje sprawiać wrażenie silnej, lecz on widzi jej słabość. Zna ją na wylot. Lepiej, niż ktokolwiek inny.
- Wiesz, że przyjaźnię się z Ambar? A przyjaciół się nie okłamuje. - teatralnie kładzie prawą dłoń na sercu, a jego twarz przybiera poważny wyraz. Musi wykorzystać ten moment, tę chwilę, gdyż taka okazja już więcej może się mu nie przytrafić.
- Nie...- szepcze zdenerwowana Luna, wstrzymując oddech. - Simon, nie możesz mi tego zrobić. - wybucha, przekonana o tym, że Alvarez został wtajemniczony przez Ambar i Sharon w sprawę Sol Benson. Na twarzy chłopaka zakwita cyniczny uśmieszek.
- Wystarczy jeden telefon..- zaczyna. Podchodzi bliżej niej i ostrożnie gładzi jej policzek. - Tylko jeden. - przypomina jej, ostatnie słowa szepcząc do jej ucha, co wzbudza w niej narastający strach. - Ale możemy to rozwiązać inaczej. - dodaje, obdarzając brunetkę czarującym uśmiechem.
- To znaczy? - pyta, podpierając biodra dłońmi. Uważnie lustruje go wzrokiem, starając się dostrzec postęp, lecz w głębi duszy wie, że musi przystać na jego propozycję, inaczej ona, jej dziadkowie i przede wszystkim Matteo mogliby zapłacić zbyt wysoką cenę za próbę oszukania wielkiej Sharon Benson.
- To bardzo proste. - w charakterystyczny sposób pociera dłonie. - Ty jesteś doskonałą wrotkarką, a ja poszukuję partnerki. - dodaje spokojnie, wyraźnie akcentując każde słowo, by nic nie umknęło uwadze dziewczyny. - Taki mały układ. - stwierdza z wyraźnym zadowoleniem.
- Mam wrócić do Young Skaters? - pyta prosto z mostu. - Ale to bez sensu. Sharon bez problemu mnie namierzy. Wszystkie media znów będą o tym pisać. - stwierdza po chwili, po dokładnym przeanalizowaniu planu Simona, który wydaje się Valente głupim i bezsensownym.
- Spokojnie. Zajmę się tym. - odpowiada z przekonaniem. - Zanim znów dojdziesz do prawdziwej formy, czeka cię wiele miesięcy ćwiczeń. Przez ten czas nikt nie dowie się, że jeździmy razem. - dodaje.
- To bez sensu. - rzuca, przykładając dłoń do czoła. - Wtedy Sharon będzie już za kratkami, a ja wrócę do Argentyny. - dodaje.
- Czyli wybierasz przedwczesną śmierć? - pyta, z niedowierzaniem kręcąc głową. - Nie poznaję cię, Luna. - stwierdza. - Cóż, wygląda na to, że jeszcze dziś muszę o wszystkim powiadomić Sharon Benson. - dodaje, głośno akcentując dwa, ostatnie słowa. Odwraca się i podnosi swoją deskę z piasku.
- Zaczekaj! - wzdycha, teatralnie wywracając oczami. - Jeśli wrócę, dochowasz tajemnicy? - dodaje niepewnym, słabym głosem.
- Wtedy tak. - odpowiada, twierdząco kiwając głową.
- A więc, zgadzam się. - odpowiada po dłuższym namyśle.
-Świetnie. A więc idziemy do mnie. Przebiorę się i jedziemy do Young Skaters.
Natychmiast. - odpowiada podekscytowany nastolatek. - Pamiętasz, gdzie mieszkam? - zwraca się do niej.
- Dwa kroki stąd. - wywraca oczami, krzyżując ręce. Nie cieszy ją fakt, że w tak prosty sposób pozwoliła mu się podejść. Dała się przyłapać, jak niedoświadczona, głupia dziewczynka i teraz musi ponieść konsekwencje swojego postępowania. Albo zgodzi się na ultimatum postawione przez Simona, albo skończy na ruszcie jak pieczony kurczak. - Nie po to uciekałam przed tą szaloną kobietą, by teraz wszystko zaprzepaścić. Nie mogę narażać moich bliskich. - myśli, zaciskając nerwowo usta. Z jej ust wydobywa się głuchy jęk. Czuje się bezradna. I pozostawiona samej sobie. Posłusznie podąża za tryskającym radością, Simonem, który prowadzi ją do ogromnej, szklanej willi, mieszczącej się tuż nad morzem. Siada na czarnej, skórzanej kanapie i w ciszy spogląda na biegnącego do swojego pokoju nastolatka. Rozgląda się wokoło. - Nic tu się nie zmieniło. - stwierdza, analizując wzrokiem każdy fragment pomieszczenia. Wysoki, biały sufit, dający wrażenie ogromnej przestrzeni i kremowe ściany, do których powierzchni przylegają złote ramy z obrazami najsłynniejszych, meksykańskich artystów. Ciemne meble zdobione złotymi ornamentami i stojący naprzeciwko kanapy kominek, przy którym tyle razy spędzała z nim zimowy wieczór. Na jej twarzy pojawia się uśmiech, który przypomina raczej grymas.Wciąż nie potrafi uwierzyć, że cały ten koszmar, z dnia na dzień staje się coraz to straszniejszy. Przepełniony kłamstwami i nieczystymi gierkami. Wie, że musi mieć się na baczności, gdyż intencje Alvareza nie są do końca czyste. Za dobrze go zna, by tak po prostu naiwnie uwierzyć w jego bezinteresowną chęć niesienia pomocy. Na pierwszy rzut oka, postawione przez Meksykanina ultimatum, nie wydaje się takie złe. Poćwiczy na torze, dzięki czemu nie wyjdzie z wprawy i gdy wróci do Argentyny, bez trudu będzie mogła dorównać umiejętnościom Matteo. Wystąpi z nim w kilku konkursach i to wszystko. Przynajmniej na to liczy.
- Matteo. - wzdycha. Na dźwięk tego niebanalnego imiona, na jej twarzy mimowolnie pojawia się szczery uśmiech. Wierzy mocno, że pewnego dnia, znów go zobaczy i wszystko wróci do normy. Oby się nie przeliczyła.
- Jedziemy. - słyszy zdeterminowany głos Simona, który w ekspresowym tempie ponownie pojawia się w salonie. Zgarnia z blatu dębowego stołu kluczyki i szybkim, energicznym krokiem zmierza do mieszczącego się na tyłach domu garażu. Bez słowa wsiada do znajdującego się w nim czerwonego BMW i zapina pas. Odpala silnik i rusza z miejsca, kątem oka spoglądając na swoją towarzyszkę. W końcu osiągnął cel.
- Dzięki Valente, Simon Alvarez znów wróci na sam szczyt. - myśli. Z jego twarzy ani na chwilę nie schodzi uśmiech. Myśl o sławie ekscytuje go tak bardzo, że na jego ciele pojawia się gęsia skórka. Nie potrafi stłumić tego uczucia. Nie chce. Zbyt mocno kocha sławę, pieniądze i wrotki.


Od Autorki: I jak wam się podoba dzisiejszy rozdział? Simon stawia na swoim i szantażem zdobywa partnerkę, a może tak naprawdę podstępem zdobywa Lunę? O tym przekonacie się w kolejnych rozdziałach. Pozdrawiam, Marlene ♥

16 komentarzy:

  1. Calutką niedzielę i poniedziałek czekałam na nowy rozdział. Dzisiaj włączylam laptopa, mając nadzieję, że jest już coś nowego! No i jest! Cudownie jak zawsze. Biedny Matteo. Na jego miejscu od razu dzwoniłabym do ukochanej. Szczerze mówiąc, spodziewałam się innej reakcji. Byłam przekonana, że po aresztowaniu Sharon wszystko nabierze kolorów, a tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Oby przyjazd Valente to zmienił.
    Ten cholerny Simon! Do końca rozdziału miałam nadzieję, że może zadzwoni Balsano i o wszystkim ją powiadomi. Że Luna spokojnie będzie mogła zostawić cholernego Alvareza i wrócić do przyjaciół. Ale się nie doczekałam. Uhh nienawidzę tego człowieka.
    Czekam na kolejny rozdział! Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Mam nadzieję że Matteo nie odpuści Simknowi tego co właśnie zrobił 😤

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały rozdział <3
    Biedny Matteo i biedna Luna.....tak chciałabym żeby oni byli razem. A tak to tylko cierpią :(
    Ugh Simon jak ja cię nie cierpię, to jest taki laluś pieprz*** i myśli tylko o sobie!
    Oj coś czuje że pan laluś będzie chciał zdobyć Lunę, ale ona się nie da prawda?
    Nie mogę się doczekać kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny rozdział? Nienawidzę Simona :-(

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaki ten Simon jest wkurzające. Mam nadzieję że Luna szybko wróci do Buenos Aires :-( Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej! ☺ Jestem tu nowa. Bardzo spodobała mi się ta historia. Ostatnio(czyli wczoraj wieczorem oraz dzisiaj rano) czytałam ją na okrągło. Czekam na dalsze ,,części " (rozdziały ). Jestem ciekawa co ile je wrzucasz i kiedy będzie następna ☺ Pozdrawiam cieplutko oraz przepraszam że pisze to o 23 �� ☺

    OdpowiedzUsuń
  7. Simon nie lubię cię! Luna ehh dziewczyna się pogubiła. Czekam na Gastinę i rozwój wydarzeń. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Super! Nie mogę sie doczekać następnego rozdziału!😁😍🙈

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest zaje ***te !!! ♡������� Szkoda tylko że ten głupi Simon wszystko skomplikowal :-(

    OdpowiedzUsuń
  10. Niech Maeetto szybko warca po Lune. Matka Maeetto jest mądra kobieta i dobrze mu powiedziała że ma walczyć o Lune.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdziału dzisiaj nie ma???
    ������

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia