Wiszący na północnej ścianie, zegar wskazuje dziewiętnastą trzydzieści. Na dworze powoli zapada zmrok. Świszczący dźwięk wiatru, dobiegający zza okna wskazuje na pogorszenie pogody. Na niebie pojawiają się pierwsze czarne chmury, które leniwie toczą się swoim torem. Siedząca na szerokim, wypełnionym poduszkami parapecie, Luna wpatruje się w bezkresną otchłań szarawego nieba. Obserwuje jak pierwsze krople deszczu, delikatnie uderzają o chłodną taflę szyby. Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie. Rozmyśla nad egzystencjalną porażką własnego życia, które w końcu wydaje się być całkiem stabilne. Mimo przyjazdu Simona, czuje, że wszystko idzie ku dobremu. Nie jest sama. Ma cudownych przyjaciół i Matteo, który zawsze, niezależnie od sytuacji stoi po jej stronie. Nigdy nie sądziła, że będzie umiała znów komuś zaufać w bezgraniczny sposób i pozwolić, by odkrył wszystkie aspekty jej życia. Na jej twarzy, mimowolnie pojawia się uśmieszek. Przeciera dłonią zaparowaną szybę i przykłada głowę do jej zimnej powierzchni. Dźwięk pukania do drzwi, zaburza jej spokój i harmonię. Z niechęcią zrywa się z miejsca i podąża w kierunku dobiegającego hałasu. Otwiera drzwi, lecz natychmiast je zatrzaskuje, pozostawiając Simona po drugiej stronie.
- Czego on znowu ode mnie chce. - z jej ust wydobywa się stłumiony jęk. Alvarez jednak nie ma zamiaru czekać na zaproszenie. Otwiera drzwi i wchodzi do środka.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - informuje, siląc się na lekki, radosny ton. Luna wywraca oczami i krzyżuje ręce.
- Jedyną niespodzianką, jaką możesz mi sprawić, będzie twoja ewakuacja z tego pokoju w trybie natychmiastowym! - podnosi głos, wskazując palcem na wpół otwarte drzwi.
- Oj skarbie. - uśmiecha się nonszalancko, głośno cmokając. - Daj mi szansę. - dodaje błagalnie.
- Minuta, a potem wychodzisz. - informuje go, nie zmieniając swego ostrego zachowania względem ciemnowłosego. Alvarez bez zbędnych słów zajmuje miejsce na łóżku dziewczyny i układa na kolanach, trzymaną w ręku gitarę. Pierwsze takty przyjemnej muzyki wypełniają pomieszczenie. Po upływie trzech, może czterech sekund, chłopak zaczyna śpiewać. - Eres mi flor favorita en un cuento de hadas...- mówią słowa piosenki. Luna marszczy brwi, szeroko otwierając usta ze zdumienia. Z wrażenia przysiada w fotelu i wsłuchuje się w kolejne nuty. Czuje, jak świat wiruje jej przed oczami. Powracają wspomnienia. Nie te złe, lecz te pozytywne.
- Tyle ich było. - myśli. Nie zauważa, kiedy na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Nie chce tego, a jednak to dzieje się naprawdę. Czuje, jak zimny dreszcz przebiega przez jej ciało. Nie potrafi ot tak wyrzucić do kosza tego wszystkiego, co kiedyś ich łączyło, co było najpiękniejszą chwilą w życiu. Jest zagubiona. Wie, że Simon nie robi tego bezinteresownie i nie może pozwolić, by kolejny raz ją omamił i wykorzystał. Podpiera czoło dłonią. Jej reakcja podoba się Alvarezowi, gdyż ani na chwilę nie odrywa od niej wzroku, a wręcz przeciwnie, z uśmiechem na ustach kontynuuje. - Dosyć tego. - stwierdza dziewczyna, postanawiając raz na zawsze doprowadzić swoje uczucia do porządku.
- Wyjdź stąd. - informuje go. Chce zabrzmieć stanowczo, lecz nie do końca jej wychodzi. Jej głos jest drżący, przepełniony strachem i lękiem. - Wyjdź stąd. - powtarza, co kompletnie zaskakuje Meksykanina.
- Przecież widzę, że ci się podoba..- zaczyna, lecz Luna niemal od razu mu przerywa.
- Wyjdź. - ponawia swoje żądanie, wskazując palcem na drzwi.
- Ależ kochanie. - podchodzi bliżej. - Daj mi jeszcze jedną szansę. Czy nie widzisz, jak żałuję popełnionych błędów? Zmieniłem się. Dla ciebie. - mówi, posyłając jej uroczy uśmiech. Valente kiwa z niedowierzaniem głową, krzyżując ramiona.
- Nie, nie wierzę ci. - mówi z przekonaniem. - Nie dam się omamić słodkimi słówkami. Już nie. - szepcze.
- Mówię prawdę. - stwierdza. Odkłada gitarę na bok i podchodzi bliżej niej, zmniejszając w ten sposób dzielącą ich odległość. Dziewczyna cofa się kilka kroków, chcąc zachować dystans. - Jeśli nic do mnie nie czujesz, dlaczego drżysz? - szepcze wprost do jej ucha. Ciało dziewczyny opada na zimną powierzchnię ściany, co sprawia, że droga jej ucieczki przed gwałtownym zbliżeniem Alvareza, właśnie dobiegła końca. W jej oczach można dostrzec przerażenie i niepokój. W myślach błaga, by w pokoju pojawiła się Nina, która zgodnie z planem powinna znaleźć się w jej domu około dziewiętnastej pięćdziesiąt lub Matteo, który równie dobrze może przyjść w zastępstwie za Simonetti, co wiele razy się zdarzało, gdy brunetka nie dała rady się pojawić. Odwraca głowę w bok i zamyka oczy.
- Wyjdź stąd. - mówi po raz kolejny, lecz widzi, że Simon nie ma zamiaru jej posłuchać.
- Nie uciekaj przed uczuciami. - kontynuuje swoje gierki. Jego usta znajdują się w niebezpiecznie bliskiej odległości od jej twarzy, co sprawia, że czuje się jeszcze bardziej bezradna.
- Wyjdź stąd. - próbuje odepchnąć go rękoma, lecz on jest silniejszy i sprytniejszy. Unieruchamia ją, trzymając jej nadgarstki w lewej dłoni, która jest o wiele większa on jej drobnej rączki. - Nie chcę cię widzieć. - dodaje lodowatym tonem. Jej oczy przepełnia nienawiść. Alvarez jednak zdaje się tego nie dostrzegać. Przeciwnie. Pragnie za wszelką cenę udowodnić jej, że bez niego nie istnieje i tylko u jego boku jest coś warta. Meksykanka nie pozwoli na to, nie teraz, gdy dzięki Matteo odzyskała skrywaną przez lata pewność siebie. Balsano uzmysłowił jej, że powinna wierzyć w siebie i swoje możliwości, bo to, co robi na torze, jest prawdziwą magią.
- Ależ Luna...- zaczyna, gładząc opuszkami palców jej twarz.
- Zostaw mnie w spokoju! - podnosi głos, chcąc wyrwać się z jego objęć. - Wyjdź z mojego pokoju. Wynoś się! - dodaje, zamykając oczy. Spod powiek wydobywa się kilka łez, które spływają po jej policzku. Nigdy przedtem nie czuła do niego takiego wstrętu i obrzydzenia jak w tym momencie, gdy jej dotyka i muska ustami jej policzek.
- Nie słyszałeś, co powiedziała? Wynocha! - słyszy stanowczy, przepełniony gniewem głos Matteo, który zgodnie z jej oczekiwaniami pojawia się w pokoju nastolatki w zastępstwie za Ninę. Simon jednak zdaje się ignorować żądanie Balsano. Posyła roztrzęsionej nastolatce uwodzicielski uśmiech, co doprowadza Matteo do furii. Chłopak nie zamierza dłużej przyglądać się tej sytuacji. Bez wahania, podchodzi do Alvareza i odciąga go od trzęsącej się ze strachu dziewczyny, która bezwładnie zsuwa się po ścianie, wybuchając płaczem.
- Zostaw ją w spokoju. Nie widzisz, że twoja taktyka odnosi odwrotny skutek do zamierzonego? - unosi brew, mierząc go miażdżącym spojrzeniem.
- Sama tego chciała. - wzrusza ramionami. Matteo zaciska zęby. Na jego twarzy pojawia się doskonale widoczny grymas. Bez zastanowienia bierze stojącą pod ścianą gitarę i ciągnie zaskoczonego Simona do wyjścia, zatrzaskując mu drzwi przed nosem. Mimo, iż próbuje zachować spokój, buzuje gniewem i złością. Luna nigdy przedtem nie widziała go w takim stanie. Nie poznaje swojego, zawsze opanowanego i łagodnego chłopaka, którego teraz wypełnia nienawiść. Przymyka oczy, chcąc zapomnieć o tym, co teraz się dzieje i choć przez chwilę pragnie znaleźć się w innym, lepszym świecie, w którym nigdy nie spotka już Alvareza. Słyszy zbliżające się w jej kierunku kroki, których dźwięk z każdą sekundą się nasila. Matteo kuca obok roztrzęsionej dziewczyny. Opuszkami palców ściera spływające po jej twarzy łzy.
- Już dobrze. Wszystko jest dobrze. - szepcze ciepłym, łagodnym tonem. Przyciąga jej bezwładne ciało do siebie i otacza opiekuńczymi ramionami. Całuje czubek jej głowy, jak to ma w nawyku. Nie zważa na to, że jej łzy moczą jego koszulę, która i tak jest już mocno wilgotna od deszczu. Przeczesuje dłonią mokre włosy i wraca do poprzedniej czynności. Nie umie patrzeć na jej płacz. To go przeraża i sprawia, że nękają go wyrzuty sumienia. Mógł przecież zjawić się wcześniej, a wtedy na pewno zapobiegłby całej, tej sytuacji, która w ogóle nie powinna mieć miejsca.
- Ja...ja tego nie chciałam. - szepcze, przełykając łzy.
- Cii..- uspokaja ją. - Wiem. - dodaje spokojnie. Dziewczyna niepewnie unosi wzrok i spogląda na jego twarz. Uśmiecha się niewyraźnie.
- Jesteś przemoczony. - zaczyna cicho.
- Tylko trochę. Już prawie wyschło. - posyła jej ciepły uśmiech. Składa na jej policzku lekki, niczym puch pocałunek i znów przyciąga do siebie. - Myślę, że powinnaś się położyć. Nauka może poczekać. - dodaje, głaszcząc jej twarz opuszkami palców.
- Nie. - odpowiada stanowczo nastolatka. - Musimy to dziś powtórzyć. Jutro czeka mnie z tego kartkówka. - informuje go. - Tylko daj mi jeszcze chwilę. - dodaje, wtulając się w jego klatkę piersiową. Na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech.
- Dam ci tyle chwil, ile tylko potrzebujesz. - odpowiada.
- Dziękuję. - szepcze. - Że mu przeszkodziłeś. - dodaje przymykając oczy. Chłopak nic już nie mówi. Panująca między nimi cisza zdaje się nie przeszkadzać im obojgu. Mija kilka minut, nim Luna dochodzi do siebie. Mimo, iż przepełnia ją wściekłość, podejmuje się rozwiązywania skomplikowanych równań algebraicznych, które nie są jej mocną stroną. Od dobrego wyniku tej kartkówki zależy to, czy jej rodzice zachowają stanowisko. Sharon Benson nie cierpi upokorzenia. Jej duma jest zbyt wielka, by to znosić. Przyjmując jej rodziców do pracy, z góry zapowiedziała, że nie będzie świecić oczami za złe wyniki w nauce, czy zachowanie ich córki i tylko jeśli osiągnie przynajmniej przeciętną średnią, utrzymają wysoką pensję i pracę. Dziewczyna bez względu na wszystko, stara się spełniać warunki Pani Benson. Powoli wstaje z miejsca i zajmuje miejsce przy biurku, otwierając podręcznik. Matteo przysuwa stojący po prawej stronie fotel i z biegłością obserwuje, każdy jej ruch.
- Teraz uporządkuj wszystkie wyrażenia. Najlepiej podkreśl tymi samymi liniami te same wyrażenia. - sugeruje. Brunetka kiwa głową i postępuje według jego wskazówek.
- Ej! Czy xy i xy2 są według ciebie identyczne? - napomina ją.
- Przepraszam. - odkłada długopis i zwraca się do niego. - Przez cały czas myślę o tym, co się stało i co mogło się stać, gdybyś się nie pojawił.
- Wszystko jest już dobrze. Uśmiechnij się. - odpowiada zachęcająco. - Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - dodaje ciepło się uśmiechając. Luna bez chwili wahania odwzajemnia jego gest. - A teraz do nauki. Liczę na najwyższą ocenę. - dodaje, pstrykając palcem w jej nosek.
- Matteo! - krzyczy, udając oburzenie.
- Słuchaj swojego profesora. - mówi. Cieszy się, że udało mu się ją rozbawić i sprawić, że na jej twarzy znów pojawił się uśmiech. To jego osobisty sukces.
- Co zrobimy z Simonem? Wciąż nie daje za wygraną... - wzdycha, podpierając rękoma głowę.
- Nie mówmy o nim. - stwierdza stanowczo. - Nie warto. - mówi. - Powinnaś skupić się teraz na nauce. - dodaje.
- Posłuchaj Matteo. Ma rację. - z oddali dobiega głos Monici, która po chwili pojawia się w pokoju córki z tacą pełną gorących ciasteczek i dwiema szklankami soku. - Przyniosłam wam coś, co umili wam naukę. - dodaje z uśmiechem.
- Dziękujemy bardzo. - odpowiada Matteo.
- Czego się dzisiaj uczycie? - pyta zaciekawiona Monica, zerkając w otwarty zeszyt.
- Równania. - jęczy Luna. - Jak ja nie cierpię matematyki. - dodaje.
- I fizyki i chemii i hiszpańskiego...- wylicza rozbawiony chłopak. - Masz jakiś swój ulubiony przedmiot? - pyta.
- Tak. - odpowiada z uśmiechem brunetka. - W-f. - informuje go.
- No tak. Jak mógłbym zapomnieć. - uderza się otwartą dłonią w czoło, co powoduje, że oboje wybuchają śmiechem. - Więc jutro na treningu będziesz miała szansę się zrewanżować, póki co, spróbuj z tym równaniem. - pokazuje dziewczynie jedno z trudniejszych zadań. Luna wywraca oczami i z niechęcią zabiera się do rozwiązywania.
- Bardzo dobrze Luna. - chwali córkę Monica. - Już wam nie przeszkadzam. - dodaje, po czym wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Kobieta bardzo lubi nowego chłopaka swojej córki, który często ją odwiedza, pomaga w lekcjach i sprawił, że wróciła na tor, spotyka się ze znajomymi i znów się uśmiecha. Nie widzi w nim żadnych wad. Jest zupełnym przeciwieństwem Simona, którego Monica nigdy nie tolerowała. Jego nonszalancki sposób bycia zawsze ją irytował. Kobieta przez wiele miesięcy zastanawiała się, co takiego w sobie ma, że podoba się dziewczynom. Do dziś nie rozwikłała tej zagadki. Na szczęście, już nie musi się nad tym głowić. Dobrze wychowany, kulturalny Balsano wywarł na niej tak dobre wrażenie, że zdążyła zapomnieć, że Simon znów kręci się wokół jej córki. Może dlatego, że ufa Lunie i liczy, że nie zwiąże się ponownie z Alvarezem, kiedy ma u swego boku prawdziwy skarb.
~*~
Życie Niny przypomina życie wiecznego wędrowca, nie potrafiącego znaleźć własnego miejsca na ziemi. Odkąd sięga pamięcią, wciąż bezustannie tuła się od domu Ricarda do domu Any, pomieszkując po tydzień u każdego z rodziców. Życie z Rocardo bywa trudne, zwłaszcza, że mężczyzny często nie ma w domu, a kiedy już w nim przebywa, spędza czas na kanapie przed telewizorem, z kawałkiem pizzy w ręku. Często znika wieczorami, tłumacząc córce, że na tym właśnie polega jego praca. Jego rzekome spotkania z klientami zainteresowanymi nową grą, jaką właśnie stworzył to zwykła fikcja. Simonetti doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dawno temu odkryła, czym poza legalną pracą zajmuje się jej ojciec. Pracuje dla kobiety, która budzi postrach w całym Buenos Aires, kobiety pozbawionej serca i skrupułów. Tego wieczoru jak zwykle, gdy przypada jej kolej mieszkania z ojcem, zasiada na kanapie, obserwując przebieg jego nowej, monotonnej gry. Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie. - To ja może lepiej pójdę odrobić lekcje. - stwierdza, po czym wstaje z pokoju. Wcześniej wchodzi do kuchni i wyjmuje z lodówki karton soku jabłkowego. Nalewa ciecz do szklanki. Ze stojącej na blacie misy, zabiera pomarańczę i wolnym, leniwym krokiem sunie w stronę swojego pokoju. Dźwięk telefonu rozlega się w całym domu. Nina przystaje na moment i decyduje się nie opuszczać pomieszczenia. Odkłada szklankę i owoc na stół, podczas gdy sama dyskretnie przystaje za uchylonymi nieco drzwiami.
- Znalazła Pani Sol? Doskonale. - słyszy głos uradowanego Ricardo. - Czyli mam rozumieć, że musimy przesunąć datę zebrania...- mówi. - Wydaje mi się, że jutro będzie idealnie. - dodaje po chwili, po czym na śnieżnobiałej kartce papieru zapisuje datę i godzinę. - Tak Pani Sharon. Jesteśmy umówieni. Niech Rey koniecznie zajmie się Luną, a przepraszam w zasadzie to Sol. - dodaje z uśmiechem. Nina zaciska zęby i kiwa z niedowierzaniem głową. Jest wściekła na swojego ojca, że pracuje dla tej kobiety, biorąc udział w jej tajnych zebraniach.
- Luna to Sol Benson? - myśli z niedowierzaniem. Ta wstrząsająca informacja wywraca jej świat do góry nogami. Nie może uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Przełyka głośno ślinę i przykłada dłoń do czoła. - To się nie dzieje naprawdę. - mówi z paniką w głosie. Nerwowo krąży po pomieszczeniu, próbując się zastanowić, co robić.
- Nina, zamówiłem pizzę na kolację. - informuje ją ojciec, który właśnie wchodzi do pomieszczenia.
- Dziękuję, już jadłam. - odpowiada niedbale, starając się udawać, że niczego nie słyszała. - Zabiorę tylko sok i pomarańczę i zabieram się za odrabianie lekcji. - dodaje, posyłając mu sztuczny uśmiech, który łudząco przypomina ten szczery. Nina doskonale go wytrenowała. Ricardo nie zauważa różnicy i odwzajemnia gest córki. - Dobrej nocy. - dodaje i czym prędzej opuszcza pomieszczenie, chcąc w spokoju zastanowić się nad planem działania.
Od Autorki: I wedle obietnicy dzisiaj dwudziestka szóstkeczka. Podoba Wam się? Mnie nawet, nawet a to już duży sukces. Simon nie odpuszcza, na szczęście pojawia się Matteo. Luna nie potrafi skupić się na nauce, czy na pewno zapomniała o Simonie? Nina podsłuchuje rozmowę ojca. Co z tego wyniknie? Jak myślicie, jaką rolę w zgromadzeniach pełni Rocardo?
Ninka ♥
OdpowiedzUsuńBabeczka Sóweczka ♥
OdpowiedzUsuńJuż myślałam że on jej coś zrobi! 😑
UsuńJa nigdy nie lubiłam Simona i go nie polubię😬
Matteo tak dba o Lune ❤
O co chodzi z Ricardo?
On znimi współpracuje 😧
Już wiedzą kim jest Sol 😨
Boże biedna Luna 😢
Matteo musi ją teraz chronić 😉
Pisz szybko nexta ☺
Buziaki ❤ 😙
Wrócę, rozdział jest mega 😀
OdpowiedzUsuńO. Cholera. Jasna.
OdpowiedzUsuńDosłownie wpadłam na sekundkę, żeby zrobić sobie przerwę w nauce i przeczytać rozdział. Zamierzałam skomentować go później, ale zdecydowanie nie mogę tego zostawić! Nawet nie wiem od czego zacząć, ale najprościej będzie od początku, więc...
To, co się wydarzyło u Luny, jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że Simon to pieprzony dupek. Całe szczęście, że Valente w porę się opamiętała i nie dała omamić jego słodkiej piosence. Pfff! Czuję do niego takie same obrzydzenie jak ona. Dobrze, że pojawił się Matteo. Powinien mu przyłożyć w twarz, zasłużył sobie! W pewnym momencie lekko zapiekły mnie oczy, dosłownie byłam bliska płaczu. Nie wiem jak to robisz, że tak potrafisz zagrać na moich emocjach. Najpierw chciało mi się płakać, a chwilę później śmiałam się z dialogu który między nimi wyniknął. Balsano jest cudownym chłopakiem, kto by nie chciał takiego mieć? Opiekuńczy, troskliwy, inteligenty, a do tego zabójczo przystojny! Zgadzam się z Monicą, po prostu ideał dla Luny! W przeciwieństwie do tego cholernego Alvareza. Niech się zajmie Ambar albo spada do Meksyku. Kretyn!
Dobra, dalej. Ninka... Ricardo też uczestnicy w tym cholernym cyrku? Boże. I oni jeszcze wiedzą, że Luna jest Sol. Zaczęłam się bać! Ciekawe co zrobi Simonetti w tej sytuacji, przecież Valente to jej najlepsza przyjaciółka. Przemknęło mi przez myśl, że może ojciec Niny jest tym przywódcą. Niewykluczone, ale i tak czekam na więcej wskazówek!
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Ten był genialny i jak najbardziej powinnaś być z niego zadowolona. Nie wiem jak wytrzymam ten tydzień bez postu, bo z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej. I co najważniejsze, zbliżamy się do rozwiązania całej zagadki.
Przepraszam za te drobne przekleństwa. Rozdział wywołał u mnie tyle emocji, że nie mogłam się bez nich obyć. Najlepiej odzwierciedliły to, co czuję! Dobrze, teraz wracam do nauki. Trzymaj się, kochana xo
Weny i buziaki ♥
Super rozdział !!!! lutteo !!!! ♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńOjciec Niny to przewodniczacy zebran napewno ;) akcja sie teraz calkiem rozkrecila no ladnie jestem ciekawa bardzo co dalej czekam z niecierpliwoscia masz wielki talent naprawde bardzo mi sie podobają twoje rozdzialy ;)
OdpowiedzUsuńGenialny!
OdpowiedzUsuńCo za emocje!
Niech rodzice Maetta sie pociesza w robieniu bledu przez Sharon bo przeciez moga znow starcic corke chrzestna . A co do Simoma jak moze myslesc ze ona nic nie jest warta bez niego to nie prawda i jak mogl chiec ja zranic i dobrze ze Maetto przyszedl .
OdpowiedzUsuńI kurcze będzie się działo!!!
OdpowiedzUsuńSimon zjeżdżaj!
Lutteo górą!
Jestem ciekawa co wymyśli Nina żeby ostrzec i uratować Lunę....
Do kolejnego! :)
Twój blog jest tak wspaniały że sama najchętniej bym zaczęła pisać tylko za bardzo tchórzem ��
OdpowiedzUsuńCudowny❤
OdpowiedzUsuńTen Simon to chu**. Jak on tak może. Jest nachalny i wogóle odpychający. Kurczę, co to by się stało gdyby nie przyszedł Matteo!! Nawet nie chcę o tym myślę... a sio wstrętne myśli✋✊!!
Luna to Sol. Dobra my o tym wiedzieliśmy od zawsze praktycznie, ale to że sekta się dowiedziała.. Oj nie dobrze.. Ale jest jeden pozytyw - w najbliższych rozdziałach zapowiada się dużo akcji, niespodziewanych zapewne zwrotów i może w końcu wyjaśnią się niektóre tajemnice¿
Dobrze, że Nina się o tym dowiedziała. Może teraz (co ja mówię - napewno) zareaguje. Może gdzieś wyjedzie z Luną pod pretekstem "przyjacielskiej wyprawy".
Już nie mogę doczekać się nexta i nie wierzę, że zostało tak mało rozdziałów do zakończenia pierwszej części twojej historii..
Pozdrawiam i weny życzę😘
Zapowiada się interesująco! Wspaniały rozdział :**
OdpowiedzUsuńKocham to!
OdpowiedzUsuńTy to umiesz dozować emocje!
Nie mogę doczekać się tego co będzie dalej! :)