Strony

21 października 2016

Rozdział 22





~*~
Ogród o zmroku wydaje się posiadać jeszcze więcej uroki, niż Lunie wydawało się wcześniej. Głębia ciemności dodaje mu szczypty tajemniczości, co sprawia, że po jej plecach przechodzi zimny dreszcz. Spaceruje alejkami i opuszkami palców dotyka kwiatów, które wcześniej dumnie wystawiały swoje kolorowe główki na spotkanie z ciepłymi promyczkami słońca. Teraz potulnie zwinęły pąki i pogrążyły się w głębokim śnie. Przechodzi obok huśtawki i powoli zajmuje na niej miejsce.
- Cieszę się, że przyszłaś. - słyszy głos Matteo, który zajmuje miejsce na stojącej obok ławeczce. - Uwielbiam tą huśtawkę. Związane jej z nią wiele wspomnień. - dodaje z uśmiechem. Dziewczyna odwzajemnia jego gest, lekko przechylając się do tyłu. Unosi nogi i odpycha się. Czuje jakby latała. Chłodny wiatr uderza w jej twarz, rozwiewając niesforne, ciemne włosy. Na jej twarzy pojawia się szeroki uśmiech, a głośny śmiech wypełnia nocną ciszę tego miejsca.
- Uwielbiam się huśtać. Mogłabym tu siedzieć całą noc. - wyznaje. Unosi się wysoko i przymyka oczy, delektując się tą chwilą. Matteo z radością przygląda się swojej dziewczynie, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jej postaci.
- Sol też kochała się huśtać. - myśli posępnie. - Wiele bym dał, by jeszcze kiedyś ją spotkać. - wzdycha głośno i znów przenosi wzrok na Lunę. Tryskająca pozytywną energią dziewczyna, nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Uśmiecha się mimowolnie i wstaje z miejsca. Podchodzi bliżej huśtawki i wystawia rękę, łapiąc opleciony pnącymi się różami sznur. - Źle to robisz. - śmieje się. Staje tuż za nią i delikatnie kładzie swoje ciepłe dłonie na jej biodrach. Ostrożnie popycha ją do przodu i odsuwa się. Powtarza tę czynność kilka razy. Słyszy jej głośny śmiech, który sprawia mu tyle radości.
- Idealnie. - szepcze Luna i przechyla swoje ciało do tyłu. Włosy opadają na jej plecy kaskadami ciemnych fal, a ona uważnie przygląda się stojącemu za nią nastolatkowi. - Świat do góry nogami jest jeszcze piękniejszy. - stwierdza, wykrzywiając usta w szerokim uśmiechu. Matteo siada na wilgotnej trawie pod wysoką brzozą. Jego oczy promienieją radosnym blaskiem. Nie potrafi oderwać od niej wzroku.
- O czym myślisz? - pyta nieco zawstydzona dziewczyna. Wstaje z miejsca i dołącza do niego, wpatrując się w bujającą się wciąż huśtawkę. - To głupie, ale wydaje mi się, że to miejsce nie jest mi obce. - wyznaje. Chłopak marszczy brwi i przygląda się jej twarzy nieco uważniej. Luna gładzi dłońmi włosy, starając się ukryć pod nimi piekące rumieńce. Z ust Balsano wydobywa się głębokie westchnienie.
- Uwielbiam ten ogród. Jako chłopiec potrafiłem spędzać tu całe dnie. - mówi, wpatrując się w rosnące na przeciwko krzewy dzikiej róży. - To mój mały raj na Ziemi. - stwierdza. Przymyka oczy i rozkoszuje się unoszącym się wokoło zapachem kwiatów i ziół. - To drugie miejsce, w którym potrafię zapomnieć o problemach, uspokoić się i wyciszyć. - dodaje łagodnie.
- A pierwsze? - pyta nieśmiało. Spogląda na nią i ostrożnie unosi dłoń. Odgarnia niesforny kosmyk włosów za jej ucho i uśmiecha się ciepło.
- Kiedyś ci je pokażę. - zapewnia. Luna przygryza dolną wargę, wpatrując się w głębię jego czekoladowych oczu. Zmniejsza dzielącą ich odległość, kładąc dłoń na jej policzku. Wiszący na jej szyi wisiorek odbija się w świetle księżyca, migocząc jasnym światłem, co przykuwa uwagę Matteo. - Śliczny. - komentuje, przyglądając mu się bliżej. Marszczy brwi. Czuje jak jego serce bije szybciej. Dźwięk telefonu Luny przerywa ten decydujący dla Balsano moment. Dziewczyna sięga do kieszeni kurteczki i wywraca teatralnie oczami.
- To rodzice. Muszę już iść. - szepcze i zrywa się z miejsca.
- Odprowadzę cię. - proponuje, lecz ona go nie słucha.
- Sama trafię. - odpowiada, biegiem kierując się do wyjścia. Wychodząc, zahacza o żywopłot, w który wplątał się jej naszyjnik. Zupełnie jakby dziwna nadprzyrodzona siła chciała, by tak się stało. Zdenerwowana ciągłymi telefonami rodziców, nie zauważa, kiedy łańcuszek się odpina i wraz z lśniącym księżycem upada na wilgotny trawnik. - Szlaban murowany. - wzdycha z rezygnacją.
- Luna! Zaczekaj! Zapomniałaś torebki! - krzyczy zasapany Matteo, który biegnie alejkami ogrodu, przystając przed furtkę. Dziewczyna jest już na tyle daleko, że choćby bardzo chciał, nie zdoła jej dogonić. - Luna, Luna...- myśli, wzruszając ramionami. Wzdycha ciężko, z dezaprobatą kręcąc głową. Odwraca się, jednak jego uwagę przykuwa leżący na trawie wisiorek. Podnosi go i uważnie ogląda. Wstrzymuje oddech i pospiesznym krokiem wbiega do domu. Przeskakuje po dwa stopnie i bez słowa wpada do swojego pokoju. Zamyka drzwi na klucz i siada na skraju łóżka.Wyjmuje z kieszeni wysadzany białymi diamencikami wisiorek w kształcie księżyca, należący do Luny. Uważnie bada wzrokiem ozdobę, dotyka jej opuszkami palców. Nie potrafi uwierzyć w to, co widzi. W rękach trzyma prawdziwy dowód, potwierdzający istnienie jego dawnej przyjaciółki. Wyjmuje z szuflady stojącej przy łóżku szafki, pudełko. Otwiera je. Drżącymi rękoma wyjmuje z niego złote słoneczko i łączy z księżycem. Pasuje idealnie.
- Niemożliwe. - z jego ust wydobywa się cichy szept. - Luna...Luna to...Sol. - dodaje. Ukrywa głowę w dłoniach. Unosi wzrok. Jego usta są rozwarte, pełne zdziwienia. Nie potrafi zdobyć się na jakikolwiek gest. Czuje jak nagły przypływ radości opanowuje jego ciało. Jest szczęśliwy. - Wiedziałem, że ona przeżyła. - mówi po chwili. Chce podzielić się tą nowiną z całym światem, lecz wie, że to niemożliwe. Chwila szczęścia nie trwa długo. Zdaje sobie sprawę z tego, że otrzymał nowe zadanie. Musi strzec Luny jak oka w głowie i chronić przed Sharon, która po poznaniu prawdy najprawdopodobniej zniszczyłaby Valente w ten sam, okrutny sposób, w jaki pozbyła się jej rodziców. Najgorsze dla nastolatka jest to, że jego ukochana przyjaciółka znajduje się w prawdziwym polu minowym. Mieszka pod jednym dachem ze swoim najgorszym wrogiem, o którego istnieniu nie ma zielonego pojęcia. Czuje się zdezorientowany. Nie wie, co robić. Nerwowo błądzi po pokoju, trzymając w dłoniach wisiorek. Wciąż nie potrafi uwierzyć. Miłość jego życia okazała się być jego przyjaciółką z dzieciństwa, za którą tęskni od lat. - To nieprawdopodobne, a jednak tak uderzająco prawdziwe. - na jego twarzy pojawia się szeroki uśmiech. Nie potrafi opanować pozytywnych emocji, jakie miotają jego ciałem. Górują nad strachem i przerażeniem. - Sol. - dodaje przez śmiech.- Moja, mała Sol. - powtarza, biorąc głęboki wdech.
~*~
Zdenerwowana dziewczyna wbiega na posiadłość należącą do Sharon Benson. Oddycha nerwowo, spoglądając na ekran telefonu. - Co jest? Przecież nie jest tak późno. - wzdycha, lecz w głębi czuje, że powinna się przygotować na najgorsze. Dziwne przeczucie, jakie jej towarzyszy, informuje ją, że to, co zastanie w domu, nie będzie należało do tych przyjemnych i miłych niespodzianek. Jej serce bije, niczym oszalałe. Najgorsza w tym wszystkim jest niepewność, która sprawia, że ma ochotę siąść w kącie i płakać. - Musiało stać się coś złego. - myśli, wyobrażając sobie wiele krwawych i mrocznych scen. Przystaje w miejscu i zamyka oczy. - Za dużo filmów oglądasz, Luna. - wzdycha. Dźwięk rozmowy jej rodziców, który dobiega zza drzwi uspokaja ją. Oddycha z ulgą i gani siebie za negatywne myśli, jakie krążą po jej głowie, nie dając ani chwili spokoju. - Wystarczyło zostawić wiadomość, zamiast dzwonić tysiące razy! - mówi, siląc się na wesoły ton. Otwiera drzwi i odruchowo cofa się dwa kroki w tył. - Co ty tu robisz?! - krzyczy, widząc siedzącego przy stole Simona. Alvarez posyła jej uwodzicielski uśmieszek, nonszalancko opierając się o blat stołu. - Mamo, co on tutaj robi?! - zwraca się do swojej rodzicielki, która jak gdyby nigdy nic krząta się po pomieszczeniu i zmywa naczynia po kolacji.
- Simon zostanie tu przez jakiś czas. Jest gościem pani Sharon. - odpowiada Monica, posyłając córce bezradne spojrzenie. Kobieta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co teraz musi przeżywać jej córka. Widok chłopaka, który skrzywdził Lunę w Cancun, a dzisiaj tak po prostu zjawił się w domu Sharon był dla niej kompletną niespodzianką. Nie przepada za nim i najchętniej wyrzuciłaby go, zanim zdąży się rozgościć na dobre, ale nie może. Jest tu tylko pracownikiem, który musi wykonywać rozkazy Pani Sharon, nawet jeśli są sprzeczne z jej prywatnymi poglądami. Spogląda na córkę, która trzęsie się ze strachu. Ma ochotę płakać i Monica doskonale to widzi. Postanawia jednak interweniować, by choć na chwilę zetrzeć nonszalancki i zbyt pewny siebie uśmieszek z twarzy Alvareza.
- Jak randka z Matteo? - pyta, puszczając córce oczko. Luna natychmiast dostrzega ten gest i posyła jej pełne wdzięczności spojrzenie.
- Świetnie. Matteo jest taki kochany. - mówi zgodnie z prawdą. - A jego rodzice są super. Dużo żartują i są bardzo mili. Kolacja u nich w niczym nie przypomina tej stypy u Sharon. - mówi przez śmiech, wskazując palcem na jadalnię.
- Lubię Matteo. To sympatyczny chłopak. - przyznaje Monica. - Pamiętam jak pomagał ci w przygotowaniach do tego zaległego testu. Chyba dobrze mu idzie w szkole, prawda? - zwraca się do Luny, dyskretnie obserwując reakcję Simona, który z każdą, kolejną sekundą coraz bardziej czerwienieje ze złości.
- Matteo? To druga, najlepsza średnia w szkole. Zaraz po Ambar. - odpowiada nastolatka, która dzięki zachowaniu swojej mamy, zdążyła już trochę ochłonąć. - Teraz przepraszam, ale muszę się uczyć. Jutro na biologii przez całą lekcję, profesor będzie nas odpytywał z ostatniego działu. - dodaje. - Dobranoc. - całuje Monicę w policzek i wychodzi z pomieszczenia, kierując się do swojego pokoju. Oddycha z ulgą, gdy znajduje się już w swojej, bezpiecznej przystani. Opiera się o zimną taflę dębowego drewna i zsuwa się na podłogę.
- Doskonale mi poszło. - szepcze.- Zignorowałam co całkowicie. Dobrze Luna. - dodaje. Sytuacja w kuchni, to tylko pozory. Tak naprawdę, w środku cała trzęsie się ze strachu. Jest przerażona na samą myśl, że od dzisiaj codziennie będzie go musiała widywać, patrzeć na jego nonszalancką postawę. Nie zniesie tego. Obejmuje dłońmi kolana i chowa głowę. Jak prawdziwy tchórz. Tak właśnie się czuje. Boi się, że stare uczucia odżyją, że znów zapragnie być blisko niego. Nie chce tego. A nade wszystko nie chce skrzywdzić Matteo, który jest dla niej taki dobry. Od kilku dni czuje, że się w nim zakochuje, lecz nie jest pewna, czy wszystkie uczucia do Simona wygasły. Jak to mówią, pierwszej miłości nigdy się nie zapomina. Luna jeszcze nie zapomniała. Mimo, iż darzy Alvareza nienawiścią i pała do niego niechęcią, wciąż pamięta wszystkie dobre chwile, jakie miały miejsce w ich związku. - To niedorzeczne. - stwierdza. - Po co się tu zjawił? Jaki ma w tym cel? Dlaczego nie pozwoli mi na ułożenie sobie życia od podstaw? - pyta samą siebie, chociaż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie zna odpowiedzi. Wzdycha ciężko i przymyka zmęczone oczy. - Zdecydowanie powinnam się położyć. - myśli, biorąc głęboki wdech.
~*~ 
Mijają godziny. Oparty o parapet Matteo, spogląda przed siebie ze smutkiem w oczach.
- Pełnia księżyca. - wzdycha. Obserwuje z okna swojego pokoju przygotowania do dzisiejszego spotkania. Sharon od godziny krąży po ogrodzie starej posiadłości Bensonów i dyryguje wszystkimi. Jest wyraźnie zirytowana. Jak zawsze. Matteo wzdycha ciężko i wsuwa do kieszeni wisiorek należący do Sol. Czuje, że powinien oddać go Lunie, lecz nie jest pewien, czy to dobry pomysł. Postanawia przechować go u siebie, tym samym zmniejszając szanse na to, że Sharon w najbliższym czasie pozna prawdę. Wciąż nie potrafi przestać myśleć o swoim odkryciu. - Sol, Luna. Luna, Sol. - powtarza w koło. Zakłada leżącą na łóżku pelerynę i narzuca kaptur na głowę.
- Kochanie, musimy już iść. - słyszy delikatny głos Casandry tuż za sobą. Spuszcza głowę i przytakuje niepewnie.
- Wiem. - mamrocze.
- Spokojnie, już niedługo. To prawie ostatnia prosta. - mówi i podobnie jak syn, nakłada na głowę kaptur. Matteo posyła jej pytające spojrzenie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - unosi lewą brew.
- Opiekuj się Luną jak własną siostrą i nie pozwól jej skrzywdzić. - odpowiada tajemniczo. Na twarzy Balsano pojawia się blady cień uśmiechu.
- Ty wiesz, prawda? - pyta. Kobieta utwierdza go w swoim przekonaniu twierdzącym skinieniem głowy.
- Sharon nie może się dowiedzieć. - mówi krótko. - W przeciwnym razie wszyscy zginiemy. - przycisza głos. 
- A Luna? Powiemy jej? - unosi wzrok i w ciszy oczekuje na reakcję matki.
- Jeszcze nie teraz. Muszę mieć stuprocentową pewność, że to córka Lily. - wyjaśnia.
- Ja mam. - wyjmuje z kieszeni wisiorek i pokazuje matce. - Słoneczko pasuje idealnie. - dodaje. Kobieta z niedowierzaniem ogląda wisiorek.
- Przez cały ten czas miałeś brakującą część? - pyta. Chłopak odpowiada twierdzącym skinieniem głowy. - Miałam rację. Intuicja jak zwykle mnie nie zawiodła. - dodaje z uśmiechem na ustach. - Znaleźliśmy Sol. - spogląda na syna i posyła mu radosny uśmiech. - Koniec jest blisko, jeśli uda nam się ją ocalić. - dodaje.
- Nie mamy wyboru. Musimy ją chronić. To dla mnie najważniejsza osoba. - odpowiada Matteo i z powrotem wsuwa wisiorek do kieszeni. Casandra oddycha z ulgą. Jest przekonana, że cała ta szopka wkrótce dobiega końca. Powoli odwraca się i opuszcza dom, razem z Andresem i Matteo kierując się na sąsiednią posiadłość. 
W powietrzu jak zwykle unosi się zapach grozy. Radosne płomyki ognia tańczą w mroku, wykonując różne akrobacje. Zebrani członkowie towarzyszenia zajmują miejsca wokół ognia, w ciszy oczekując na przemówienie Sharon. Kobieta mierzy wszystkich groźnym spojrzeniem.
- Czuję, że niebawem nadejdzie decydujący moment, a głosy wszystkich będą wielbić moje imię. Ostateczna ofiara wkrótce się odnajdzie, a jej tożsamość zostanie ujawniona. Nie wiem kim jest, gdzie jest, ale wiem jedno. Sol Benson żyje. Jeden z wielu, moich proroczych snów objawił mi to zeszłej nocy. To niedorzeczne, aczkolwiek prawdziwe. Czuję to. I wiem także, że Rey uczyni wszystko, co w jego mocy, by ją odnaleźć. - mówi. Na dźwięk jej głosu przez ciało Matteo przebiega dreszcz. 
- Ostatnio wszyscy się dowiadują, że Sol żyje. - myśli. Przymyka oczy i nabiera więcej powietrza do płuc. Wsłuchuje się w słowa Sharon, lecz wychwytuje zaledwie co drugie słowo. Raz po raz dostrzega przeszywające do bólu spojrzenie Ambar, które mrozi krew w żyłach. Odwraca wzrok i wpatruje się w twarz przywódcy, który jak zwykle przygotowuje się do wykonywania tańców ku czci Sharon. To, co się tu dzieje, niektórym może wydawać się straszne i mroczne, niczym w prawdziwym horrorze. Dla Matteo jednak całe to stowarzyszenie jest jedną, wielką komedią. - Banda psychicznych wariatów. - tym mianem określił to ugrupowanie już dosyć dawno. Zarówno on jak i Gaston zdają sobie sprawę z tego, że od śmierci swojego męża, Sharon zwariowała, a jej stan psychiczny z każdym dniem się pogarsza. Jest nieobliczalna i niebezpieczna. Z zimną krwią potrafi zabić, nie czując wyrzutów sumienia. Tylko to nadaje tej sekcie niebezpieczny akcent. - Już niedługo Sharon. - myśli, mrużąc oczy w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Aita mahata zibel nel tode...- zaczyna przywódca. Matteo wywraca oczami i przystępuje do rytuału. Zgraja tańczących w krąg postaci budzi w nim śmiech, a posągowy wyraz twarzy Sharon Benson odrazę. - Ona naprawdę jest przekonana o swej potędze. - dodaje w myślach. Ambar nakryta czarną chustą, składa w ofierze kota i kosz owoców, stawiając go przed obliczem Sharon, która wstaje na równe nogi i pali kolejne pamiątki po swojej siostrze. Gorące płomienie ognia w bezlitosny dla siebie sposób niszczą jedwabny materiał śnieżnobiałej sukni ślubnej, której szczątki zdołały ocaleć w pożarze. Złowieszcze śmiech Sharon rozlega się wokoło, budząc strach i odrazę w uczestnikach obrzędu.
- Byłem dziś na randce z Niną. - szepcze Gaston, stając obok Matteo.
- W końcu! Gratulacje! - odpowiada cicho Balsano.
- Póki co jesteśmy tylko kumplami, ale liczę na coś więcej. - mówi. - Powiedziałeś Lunie prawdę? O tych dzikich tańcach? - wskazuje wzrokiem na Sharon, która jak zawsze otwiera rytuał, tańcząc z przywódcą wokół ognia. Śmiertelnie poważne twarze wszystkich bawią chłopaka, któremu czasem ciężko jest ukryć rozbawienie.
- Nie. Boję się, że źle to odbierze. - wzdycha chłopak. - A ty? - pyta z chytrym uśmieszkiem.
- Już to zrobiłem. - odpowiada, krzyżując ręce na piersi.
- Brawo Gaston. Stajesz się coraz odważniejszy. - komentuje Matteo i wraz z resztą przystępuje do rytuału, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń. 


Od Autorki: Dawno już nie było Sharon, co? W zasadzie to chyba drugi raz jak pokazuję Wam te obrzędy. Myślę, że będzie jeszcze jeden, albo dwa. Ale nie jestem pewna. Jak Wam się podoba? Matteo wie, kim jest Sol. Simon wbił Lunie na chatę..chyba źle się to skończy...cóż, dowiecie się w kolejnym rozdziale. Pozdrawiam i Całuję, Marlene! ♥

16 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że będę pierwsza, ale zamierzam się rozpisać i jeśli ktoś mnie wyprzedzi, to chyba się zezłoszczę. Ten rozdział jest cudowny! W momencie, kiedy Matteo skojarzył wszystkie fakty i zrozumiał, że Luna jest Sol, miałam łzy w oczach. Jedyne sensowne wytłumaczenie tego wszystkiego to Twój niesamowity talent. Naprawdę nie potrafię pojąć, jak ty to robisz, że tak pięknie ubierasz myśli w słowa. Moment, kiedy Luna z Matteo siedzą w ogrodzie jest tak cholernie romantyczny, taki... Po prostu brak mi słów. Czytając to szczerzyłam się do monitora i pewnie robiłabym to nadal, gdyby nie ta głupia Sharon. Ale ją zostawię sobie na koniec.
    No nie wierzę, Simon w domu pani Benson? Pff! To zdecydowanie sprawka Ambar. Alvarez, działasz mi na nerwy. Bardzo chętnie starłabym ci ten głupi uśmieszek z twarzy uhh. Mam nadzieję, że Luna będzie go ignorować tak, jak zrobiła to teraz. Niech nie daje mu żadnej satysfakcji. Zmykaj do Meksyku, Alvarez, nikt cię tutaj nie chce!
    No i Sharon. Ta kobieta naprawdę jest chora psychicznie. Zaśmiałam, jak czytałam, że Matteo również z takim, hm, zażenowaniem, rozbawieniem obserwuje tą całą szopkę. Jestem pewna, że z trudem utrzymałabym tam powagę. Nie dziwię mu się, jacyś ludzie tańczący wokół ognia, składanie głupich ofiar. To wszystko samo w sobie brzmi zabawnie, a zarazem przerażająco.
    Kurcze, niesamowicie mnie ciekawi, kim jest przywódca. Coś czuję, że możesz nas tym zaskoczyć. Ba, na pewno to zrobisz. Póki co nie mam żadnych podejrzeń. Hm, to chyba wszystko co chciałam napisać. Mam nadzieję, że to, co tutaj nabazgrałam jest zrozumiałe i nie ma żadnych głupot. A jeśli są, to przepraszam!
    Ajaj, czekam niecierpliwie na nowy rozdział. Nie mogę się doczekać! Buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. W koncu sie doczeklam ze Maetto wie ze Luna to jego najdrozsza przyjacolka i mam nadzieje ze rodzice Maetta ja utartuja przed szlanstwem Sharon Benson .
    Ciesze sie z spotkania w ogrodzie jakie to jest romatyczne. Och Simon ciekawi mnie ze zrobil to na zlosc Lunie czy che spedzic czasu z Amber a moze Sharon che miec nowego czlonka swojej skekty. Do nastepnego piateku .

    OdpowiedzUsuń
  3. Skarbie kocham cie ;)
    Cudowny rozdział.
    Napisałam do ciebie na poczcie.

    Matteo już wie kim jest Sol :)
    Nadal nie ogarniam kto jest tym przywódcą.
    Teraz dbanjcię o Lune.
    Simon w posiadłości Benson.
    To będzie sztos.

    Jeszcze raz piękny i cudowny.
    Buziaki Ani

    OdpowiedzUsuń
  4. Skarbie kocham cie ;)
    Cudowny rozdział.
    Napisałam do ciebie na poczcie.

    Matteo już wie kim jest Sol :)
    Nadal nie ogarniam kto jest tym przywódcą.
    Teraz dbanjcię o Lune.
    Simon w posiadłości Benson.
    To będzie sztos.

    Jeszcze raz piękny i cudowny.
    Buziaki Ani

    OdpowiedzUsuń
  5. Mamy przez to zrozumieć, że Matteo też zaczął "tańczyć"?:) Świetny rozdział nawet nie wiesz jak się cieszę że Matteo wie

    OdpowiedzUsuń
  6. Brak mi słów, by opisać to co czułam, czytają cały rozdział. Myślę, że to jeden z najlepszych! Pierwsza scena rozbroiła mnie całkowicie. Właśnie tego zabrakło mi w poprzedniej części, ale na szczęście przeniosłaś to na teraz i za t jestem ci bardzo bardzo wdzięczna. Ich rozmowa w ogrodzie była taka romantyczna, no po prostu CUDO! Mój kochaniutki Matteo nareszcie odkrył prawdę i jak się ucieszył, jeju. Widać było, że naprawdę przepełnia go radość, tak jak i mnie podczas czytania tamtego fragmentu.
    Sharon jest zwykłą wariatką, a jej miejsce jest w szpitalu psychiatrycznym. Całe te obrzędy to jedna wielka patologia, mam nadzieję, że rodzina Balsano szybko położy temu kres. Oby tylko Benson nie domyśliła się, że Luna to Sol, bo tego ci nie daruje!
    SIMON, SIMON, WSZĘDZIE SIMON. Czemu on musi wszystko psuć i co do cholery robi w domu Luny? Nie znoszę go. Matteo powinien mu pokazać, gdzie jego miejsce i mam nadzieję, że szybko to zrobi.
    Niestety mam przeczucie, że szczęśliwe dni Lutteo zmierzają ku końcowi, a wszystko za sprawą Simona. Czy on musi wszędzie wtykać nos? Było tak pięknie, gdy go nie było haha
    Chyba się rozpisałam troszkę, ale taki rozdział wymaga pełnej oceny. Co więcej mogę powiedzieć? Masz ogromny talent, więc pisz, nieważne co, ale proszę cię, pisz i rozwijaj się w tym kierunku!
    Wyczekuję już następnego rozdziału;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Luna i Matteo <3
    Matteo odkrył że Luna to Sol...
    Simon ugh tylko kombinujesz ehh nie lubię cię!
    Ciekawi mnie kim jest ten przywódca...
    Mam nadzieję że ta szopka z Sharon się szybko skończy.
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  8. Cześć. trafiłam zupełnie przypadkowo na Twoją historię. czytam tyle rzeczy, że obiecałam sobie, że absolutnie nic więcej nie zacznę. No ale jak to zwykle bywa z moim zarzekaniem się, że absolutnie nic więcej- znów wyszło jak wyszło. Jestem więc. Przeczytałam opowiadanie praktycznie w dwóch podejściach i powiem Ci, że niebywale mnie wciągnęło. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, że jest naprawdę mega dobre. Bardzo podoba mi się postać Matteo. Generalnie bardzo lubię aktora wcielającego się w jego postać jaki samą postać w obu filmach. Jest jakiś. Nie przerysowany tylko taki normalny, zabawny, bawiący się tym co robi. Super opisujesz relację z Luną, ale i z Sol. mogę się długo rozwodzić nad tym jak bardzo mi się podoba, ale to już wiesz. Chciałam tylko napisać trochę odnośnie moich przemyśleń. Relacja, którą zbudowałaś jest jak dwoje dłoni. Prawa i lewa, razem tworzą idealną całość. Mam nadzieję, że nic ani nikt tego nie rozdzieli. Simon, Amber, Sharon i jej chore myśli. Marzyło by mi się, by wszystkie te przeciwności pokonali razem umacniając swój związek. Nie sztuką rozdzielać ich, rzucać kłody pod nogi. Super pokazać jak mimo wszystko jednak radzą sobie z tym wszystkim, ale tez trwają w sobie. Obiecuję, że będę czytać i komentować. Zapraszam też byś wpadła i poczytała mojej historii Violetty. Nie jest ona związana z serialem więc nawet jeśli nie oglądałaś, możesz po prostu przeżyć piękną miłość. Pełną zwrotów akcji, przygód, cierpienia, ale i bycia ze sobą : http://opowiadaniaevangelin.blogspot.com
    Pozdrawiam i zapraszam Eva :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nareszcie Matteo się dowiedział!
    Tak czekałam na ten rozdział!
    Już jestem ciekawa jego pierwszego spotkania z Luną po tym jak już wie!
    Cudowny!♥!
    Genialny!❤!
    Świetny!♥!
    Kocham!❤!
    Nie mogę tylko wyobrazić sobie Matteo tańczącego "rytualne" tańce. Nawet nie wiem jak bym chciała sobie to wyobrazić to nie mogę...😂😂😂
    Czekam na nexta..🌟

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozpłynęłam się.......

    OdpowiedzUsuń