Wysoka gorączka i potliwość nie sprzyjają organizmowi Luny, który z godziny na godzinę coraz bardziej odczuwa skutki wczorajszej nocy. Wyziębienie, wysiłek i nerwy ułatwiły wnikanie wirusów do jej organizmu. Przykryta dwoma kolorowymi pledami odsypia ubiegły dzień. Wciąż dręczą ją koszmary, co sprawia, że raz po raz na jej czole pojawiają się drobne kropelki potu. Majaczy. Krzyczy przez sen. Wymachuje rękoma. Nieświadomi niczego rodzice przypisują ten stan wysokiej gorączce, jaka trapi organizm Meksykanki.Ona jednak doskonale zna powód swoich zmartwień. Wciąż nie potrafi się otrząsnąć z przeżytej przygody. Teoretycznie wszystko jest w porządku. No właśnie. Tylko czysto teoretycznie. W praktyce jej głowę trapią przeróżne pytania, na które nie zna odpowiedzi.
- Jak to możliwe, że rodzice nie zauważyli, że wróciłam tak późno? Co się dzieje? - tego właśnie dziewczyna nie potrafi do końca pojąć. Mruży delikatnie oczy. W jej pamięci wciąż tkwią słowa wypowiedziane przez Balsano. ''Sharon zadbała o to, by w domu nikt niczego nie pamiętał''. Zdezorientowana dziewczyna wzdycha ciężko. Ściślej okrywa się kocem. Czuje, jak przez jej ciało przebiega dreszcz, a nieznośny ból głowy sprawia, że czuje się jakby miała za chwilę eksplodować. - Świetnie. W dodatku złapała mnie choroba. - wzdycha. - W ten sposób nigdy nie nadrobię zaległości. - dodaje, wywracając teatralnie oczyma. - Co mnie podkusiło, żeby się tam zatrzymać? Mogłam przejść obojętnie i udawać, że niczego nie widzę. Twoja ciekawość Luna sprawia, że zawsze wpadasz w tarapaty. - wzdycha. Przymyka oczy, usiłując zasnąć. Jest zbyt zmęczona, by móc się na czymś skoncentrować. Jedyne, czego teraz pragnie to zapomnieć. Zapomnieć o tym, co ją spotkało, jakby w ogóle nie miało miejsca. To dla niej najlepsze rozwiązanie. Przynajmniej tak wciąż powtarzał Matteo ubiegłej nocy. - To chory wytwór twojej wyobraźni, Luna. To tylko sen. - wmawia sobie, lecz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nie śni. Wszystko wydarzyło się naprawdę. Ogromna fala gorąca uderza jej ciało. Pragnie zrzucić z siebie wszystkie pledy i ubranie, by tylko ulżyć swemu ciału i zapewnić mu potrzebną dawkę zimna, lecz wie, że za moment to minie i wtedy będzie potrzebowała dodatkowego okrycia. Słyszy skrzypienie schodów i głosy rodziców. - Przyprowadzili lekarza. Nie znoszę lekarzy. - jęczy. Zasłania się kocem aż po czubek głowy, starając się zasnąć w ekspresowym czasie. Tylko w ten sposób uniknie kłopotliwych pytań. A może nie przed tym ucieka? Może boi się, że rodzice jednak doskonale pamiętają późną porę powrotu do domu i tylko przez wzgląd na jej stan postanowili na chwilę odpuścić. I gdy znów nadarzy się okazja, wrócą do niewygodnej rozmowy, co skończy się wiecznym szlabanem. Chyba właśnie tego Meksykanka obawia się najbardziej. Zakazu wychodzenia z domu. Zrezygnowana dziewczyna przymyka oczy. Kiedy słyszy pukanie do drzwi, mimowolnie z jej ust pada ciche ''Proszę''. Do środka wchodzą jej rodzice z niskim, lekko otyłym mężczyzną w średnim wieku o sympatycznym wyrazie twarzy. Uważnie lustruje wzrokiem mężczyznę, którego twarz wydaje jej się być znajoma. I nagle przed jej oczami pojawia się obraz małej dziewczynki o ciemnych, delikatnie kręconych włosach, która wciąż przywołuje swoją rodzicielkę. Jest zniecierpliwiona i źle się czuje.
- Mamo, dlaczego nie mogę się podrapać! - narzeka, pokazując ślicznej kobiecie ciało pokryte różowymi plamkami. Kobieta posyła jej ciepły uśmiech, po czym ostrożnie głaszcze jej dłoń.Obraz rozmazuje się i znika, co sprawia, że Luna powraca myślami do rzeczywistości.
- Zostaną blizny. - napomina ją. I w tym samym momencie rozlega się pukanie do drzwi. Do pokoju o pąsowych ścianach wchodzi ten sam mężczyzna, lecz o dziesięć, może dwanaście lat młodszy. Rozpoznaje go dzięki charakterystycznemu układowi twarzy i pulchnych policzkach, które sprawiają, że jest naprawdę bardzo sympatyczny.
- Doktor Gonzales, do usług. - wita się lekkim ukłonem. Dziewczynka klaszcze, głośno się śmiejąc. - Cieszę się, że panienkę rozbawiłem. - mówi. Posyła jej ciepły uśmiech, w między czasie wyciągając ze skórzanej torby stetoskop. Bada ją i stwierdza ospę. Wypisuje receptę, którą wręcza prześlicznej kobiecie o jasnych, złocistych włosach. Przez chwilę wydaje jej się, że to ona jest tą dziewczynką, lecz owa kobieta zupełnie nie przypomina jej adopcyjnej matki.
- Dzień dobry. Nazywam się..- zaczyna lekarz tym samym, wesołym tonem, jak w jej widzeniu.
- Doktor Gonzales. - kończy za niego, co wprawia zgromadzonych w osłupienie.
- Skąd wiedziałaś? Panienka jest może medium? - żartuje. Uśmiecha się szeroko i wyjmuje stetoskop. Zupełnie tak samo jak w jej wizji.
- Co ci dolega? - pyta uprzejmie. Kładzie rękę na jej czole, stwierdzając gorączkę. Skrupulatnie notuje coś na kartce papieru, jednocześnie słuchając odpowiedzi Valente.
- Boli mnie głowa, gardło i czuje, że całkowicie wyczerpała mi się energia. - odpowiada.
- To zwykłe przeziębienie. Ból gardła powinien niedługo ustąpić. - odpowiada lekarz. Odkłada stetoskop do skórzanej, czarnej torby, którą zaraz łapie w dłonie. - Powinna dużo odpoczywać. - zaleca, zwracając się do rodziców nastolatki.
- Do widzenia. - zgodnym chórem żegnają lekarza. Miguel kulturalnie odprowadza starszego mężczyznę o siwych włosach i sędziwych oczach na dwór. Zamyka za nim drzwi, machając mu na pożegnanie, po czym wraca na górę do żony i córki.
- Jak myślisz, gdzie wczoraj była? - pyta zmartwiona Monica. Kątem oka obserwuje dziewczynę, która po podaniu leków niemal natychmiast zasnęła. - Pewnie późno wróciła. Spieszyła się do domu i mamy tego skutki. - wzdycha ciężko. - Chyba powinniśmy dać jej trochę więcej czasu na zadomowienie się. Musi poznać miasto, ścieżki prowadzące do domu. Nie powinniśmy być tacy surowi, jeśli chodzi o godziny powrotu do domu, ale tylko przez pierwszy tydzień! - dodaje, wyraźnie akcentując każde słowo.
Opiera dłoń o prawe ramię męża, ostrożnie się do niego przytulając.
- Masz rację. Musi poznać Buenos Aires. - odpowiada, posyłając żonie uspokajający uśmiech. - Zresztą, to tylko zwykłe przeziębienie. Nic wielkiego. - stara się uspokoić żonę. Zna ją doskonale i wie, że dziś przez cały dzień nie będzie potrafiła skupić się na pracy. - Nie martw się. Amanda będzie do niej zaglądać. - dodaje, chcąc sprowadzić ją na dół, nim wróci Pani Sharon i spostrzeże że obiad wciąż nie został przygotowany.
- Ma wysoką gorączkę. Nie mogę jej tak po prostu zostawić. - w głosie kobiety słychać matczyną troskę. Podchodzi do śpiącej dziewczyny. Ostrożnie głaszcze jej włosy, lekko całując rozgrzane czoło. Szczelnie okrywa ją kocem, gasi światło i wychodzi z pomieszczenia, zostawiając otwarte drzwi.
- To na wszelki wypadek, żebym słyszała kiedy się obudzi. - tłumaczy, spoglądając na męża, który posyła jej ciepły uśmiech.
- Dobrze. - odpowiada, po czym wraz z żoną opuszczają pomieszczenie.
~*~
W tym samym czasie lekcje w Blake South Collage dobiegają końca. Uczniowie tłoczą się w szatniach. Zabierają potrzebne książki i energicznym krokiem opuszczają mury szkoły. Wokół słychać głośną wrzawę, radosne śmiechy i ciche pogawędki. Każdy planuje jak spędzi popołudnie. Jedni wybierają towarzystwo przyjaciół, inni jak Nina pragną spędzić ten odzień w samotności, oddając się swej pasji. Brunetka spaceruje wolnym, miarowym krokiem po parkowej alejce. Uważnie przygląda się mijanym przez nią ludziom. W oddali dostrzega wesoło skaczącą wiewiórkę z puszystą, rudą kitą. Mimo woli na jej twarzy pojawia się delikatny uśmiech. Wyjmuje z torby aparat. Lekko pochyla się i uwiecznia moment, w którym sympatyczne stworzonko wskakuje na jedną z niższych gałęzi pięknego, rozłożystego drzewa, a w łapce trzyma malutkiego orzeszka, który jest najprawdopodobniej ofiarą od któregoś z wesoło hasających po parku dzieci. Simonetti uwielbia uwieczniać na swoich fotografiach przyrodę. Czuje, że doskonale się z nią utożsamia. Przysiada na ławce, w tym samym miejscu, w którym po praz pierwszy spotkała Lunę. Przymyka oczy. Delikatny wietrzyk rozwiewa jej długie, ciemne włosy, które opadają jej na twarz. Zgarnia je pewnym ruchem ręki. Potrzebowała tego. Chwili wytchnienia i ukojenia. Jest tu całkowicie sama, co dodaje jej pewności siebie i nieco więcej swobody. Wyjmuje z torby szkicownik i mocno zatemperowany ołówek. Uwielbia rysować. To kolejna z jej pasji. Wzrokiem poszukuje obiektu, który mogłaby naszkicować. Kiedy go dostrzega, niemal od razu zabiera się do pracy. Pierwsze, szare kreski pojawiają się na śnieżnobiałej kartce papieru. Jej ruchy są wyjątkowo pewne, a powstające na papierze postacie wydają się być energiczne i dynamiczne. Cały otaczający ją wokół świat znika. Teraz kreuje własny, niedostępny dla nikogo poza nią samą, w którym znajduje się tylko ona, ołówek i kartka. Nie zauważa, kiedy ktoś staje za nią i zagląda jej przez ramię. Czuje na szyi gorący oddech ciekawskiego osobnika który zatrzymuje się na moment, by podziwiać jej dzieło. Przynajmniej tak jej się wydaje. On jednak przysiada obok i bez słowa spogląda na nią w milczeniu. - Ślicznie rysujesz. - słyszy w końcu, co wybudza ją z pewnego rodzaju hipnozy. Unosi wzrok. Uważnie przygląda się twarzy Gastona, na której widnieje nieśmiały, aczkolwiek słodki uśmieszek.
- Dzięki. - odpowiada, odwzajemniając jego gest.
- Wszędzie mi uciekasz. W szkole, po szkole, w Jam&Roller. Zrobiłem coś nie tak? - pyta delikatnym tonem swego melodyjnego głosu. Brunetka zamiera. Nie jest w stanie odpowiedzieć na jego pytanie.
- Naprawdę chcesz wiedzieć dlaczego to robię?- myśli, zatapiając wzrok w jego twarzy. Ma ochotę wyznać mu prawdę, lecz zdaje sobie sprawę z tego, że nikomu nic nie może powiedzieć. Pierwszą i zasadniczą przeszkodą jest Matteo, a drugą? Druga to strach przed rozpętaniem piekła większego, niż istnieje gdzieś tam w rzeczywistości metafizycznej. - Mam ostatnio straszne urwanie głosy. - rzuca bez emocji, udając, że wciąż rysuje. - Sam rozumiesz, szkoła, nauka. Pomagam Lunie w nadrabianiu zaległości. - dodaje. Odkłada szkicownika na kolana.
- Kłamiesz tak dobrze, że prawie uwierzyłem w twoje wymówki. - mówi przez śmiech. - Dlaczego stronisz od ludzi? Nikt poza Luną nie potrafi do ciebie dotrzeć. Uciekasz przed ludźmi. Dlaczego? - dodaje nieco poważniej. Uważnie spogląda w jej oczy. Chce wiedzieć, czy odpowie prawdę.
- Rasa ludzka jest obrzydliwa. Zdolna do wyrządzania krzywd innemu człowiekowi, których tak naprawdę nikt nie chciałby doświadczyć na własnej skórze. Wszystko to przez strach przed osobą pozornie lepszą, której jedyną umiejętnością jest manipulacja tymi gorszymi. To okropne. Każdy człowiek jest wolny i to on powinien wybierać, co chce zrobić ze swoim życiem. Ci którzy wybrali złą drogę, zagrażają bezpieczeństwu pozostałych i tych należy omijać szerokim łukiem. - odpowiada. Nie potrafi wytrzymać. Słowa same padają z jej ust. Przynajmniej w ten sposób może dać mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego. - A jeśli się czegoś domyśli? To niemożliwe. - zaprzecza w myślach. Spogląda na niego kątem oka. Dostrzega zdumienie malujące się na jego twarzy.
- Z twojej wypowiedzi wynika, że jestem tym złym, który działa na ciebie negatywnie i z którym nie powinnaś się zadawać. - mówi, skrupulatnie analizując jej słowa. - A przecież wcale mnie nie znasz. - ciągnie. Lustruje ją wzrokiem, oczekując jakiejkolwiek reakcji, choćby w formie protestu. Zamiast tego dostrzega spokój bijący od jej osoby. Brak jakichkolwiek emocji zaczyna go niepokoić. - Nic o mnie nie wiesz Nina, więc skąd te pochopne wnioski? - dodaje z lekkim wyrzutem.
- Nie skierowałam swojej wypowiedzi przeciwko tobie. Mówiłam ogólnie. - rzuca jakby od niechcenia. Podnosi z kolan szkicownik i jak gdyby nigdy nic powraca do wcześniejszego zajęcia.
- Ach tak, bo ja mam całkowicie inne wrażenie. - w jego głosie słychać wzrastającą irytację. - Wcale nie jestem aż taki podły, skoro chciałem okazać ci odrobinę uprzejmości i porozmawiać z tobą. Ilekroć tędy przechodzę, zawsze siedzisz tu sama. Czasem smutna, czasem zamyślona. Pomyślałem, że podejdę. Dotrzymam ci towarzystwa. I to był błąd. Powinienem cię zostawić w spokoju i jak wszyscy uważać za osobę niewidzialną dla społeczeństwa. - mówi bez zastanowienia. Napotyka jej lekceważące spojrzenie. Nie jest jej przykro, wręcz przeciwnie. Jest wyraźnie rozbawiona.
- Wolę pozostać osobą niewidzialną za dnia, niż karykaturą w nocy, a gwiazdą w dzień. - odpowiada tajemniczo, co kompletnie zbija nastolatka z tropu. Dziewczyna podnosi się z ławki. Zbiera swoje rzeczy i najzwyczajniej w świecie odchodzi, pozostawiając go zdziwionego, bez odpowiedzi na zagadkę.
Gaston jest pod wrażeniem spokoju, jaki zachowała podczas ich rozmowy. Żadne jego słowo nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi, co jest dla chłopaka zupełną nowością. Jedyne co wciąż go irytuje to jej lekceważące zachowanie. Wyraźnie daje mu znaki, by zostawił ją w spokoju. - O co chodziło z tą karykaturą? - zastanawia się. W charakterystyczny sposób pociera palcem wskazującym, brodę. Mruży oczy. Ta dziewczyna fascynuje go swoją powściągliwością i prostotą, jednak zauważa, że nie działa to w drugą stronę.
- Może to znak, by zakończyć te głupie gierki? - zastanawia się. - Jest tyle ładnych dziewczyn. Dlaczego akurat Nina? - wzdycha ciężko. Podnosi się. Przez chwilę odprowadza ją wzrokiem do momentu, aż jej postać nie znika za zakrętem. Odwraca wzrok i podąża w całkowicie przeciwnym kierunku. - Za bardzo się różnimy. - myśli. Bezradnie przeciera twarz dłonią. - A może ona jako jedyna jest warta uwagi? - nie potrafi poukładać plączących się w jego głowie myśli. Jedne każą mu odpuścić, inne wręcz przeciwnie. Nawołują, by tego nie robił. Czuje się rozdarty, pomiędzy dwoma postawami. Wie natomiast jedno. Za wszelką cenę musi się dowiedzieć, dlaczego ludzie według niej są źli. I co najważniejsze, dlaczego on jest zły. - Czyżby o czymś wiedziała? To niemożliwe! Każdy świadek zostaje natychmiast usunięty przez Sharon, chyba, że...- myśli. - Luna. - głośno wypowiada imię dziewczyny. - Ale przecież ona nie wie, że Matteo i ja również bierzemy w tym udział. Może się czegoś domyśla? - zastanawia się. - Nie, Gaston. Dosyć tych rozmyślań. Weź się w garść. - mówi, starając się odpędzić od siebie czarne scenariusze, jakie malują się w jego wyobraźni. Wsuwa ręce do kieszeni spodni. Wolnym korkiem przemierza parkową alejkę. Jeszcze przez długi czas spaceruje w ciszy. Jest zamyślony. Stara się zrozumieć zachowanie Simonetti, lecz nie jest w stanie. Nie jest w stanie pojąć znaczenia jej słów, wymownych gestów i braku emocji w jej głosie. To wszystko wydaje się być dziwne. Nawet bardzo dziwne. Po kilkunastu minutach, zrezygnowany chłopak postanawia zawrócić. Kieruje się w stronę domu, lecz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czemu, a raczej komu poświęci resztę dnia.
Ninuś ♥
OdpowiedzUsuńA wiec kotek... czytalam do o 2 w nocy i zasnelam za nim zdąrzyłam zacząć komentarz lecz wracam do ciebie kohanie :* ( dzis piatek wiec rozdzial u mnie )
UsuńDziekuje za dedykację tak wspanialego rozdziału w ktorym jest Ninka!! I Gaston... u CB chociaz nie jest tak glupi jak w serialu ale krzyczy mi na NINKE a ona przeciez mu powiedziala czemu nie chce go znac. Oby sie to szybko zmienilo kotek!!! Czekamy do 12 .. takze z dedykiem pamietaj hehhhe: * tez cie kocham: *
Nie ma Lutteo :c
OdpowiedzUsuńAle rozdział cudowny ♡
Mam rozumieć, że Gaston poświęci resztę dnia Ninie, tak? :D
Też nie kumam! :)
UsuńMasz dawc czesciej Nine i Gastona i jest jedna z moich ulbionych par.Te sny Luny sa bardzo tajmnienicze.
OdpowiedzUsuńŚlicznie ^.^ piękny rozdział kochana ❤ uwielbiam Gastinę, więc jak dla mnie może być więcej notek o nich ;) czekam na kolejną część tej wspaniałej historii :D cieszę się że będzie już niedługo ^.^ całusy :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Gastina♥
OdpowiedzUsuńCudowny ;^
OdpowiedzUsuńJestem tylko ciekawa...gdzie do cholery jest moje miejsce?!
Mam focha...
Świetny, genialny, super i w ogóle.... rozdział. Nie mogę się doczekać kontynuacji. Dziś znalazłam twoje opowiadania i po prostu przeczytała je w pół godziny. Są takie tajemnicze, wciągające i ciekawe, że po prostu nie mogłam oderwać wzroku nawet na minutę. Podoba mi się ta nutka tajemnicy i nie mogę przestać sobie wyobrażać co będzie w kolejnych rozdziałach. Mimo, że twoje opowiadania diametralnie różnią się od serialu to są genialne, takie niepowtarzalne, pomysłowe i to, że wykreowałaś zupełnie nową rzeczywistość różniącą się od serialu sprawia, że twoje prace są super fajne.
OdpowiedzUsuńOkej kochana, jestem okropna! Nie skomentowałam ostatnio ale w ogóle nie było mnie w domu. Byłam uwięziona z małymi diabełkami do opieki w miejscu bez zasięgu i netu XD Ale jestem i mówię, że rozdział jest GENIALNY ♥♥♥♥ Czekam na więcej Kwiatuszku a póki co musze lecieć :c
OdpowiedzUsuńGENIALNE.
OdpowiedzUsuńNO DZIEWCZYNO NAPISAŁA KOMENTARZ NAWET DODO WŁAŚCICIELKA BLOGA ,,JESTEM LUNA" TO JUŻ COŚ ZNACZY:-) KOCHAM CIĘ
Pozdrawiam
Sylwka<3
Niesamowity <3! Masz talent, naprawdę. Trzymam za ciebie kciuki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Felicity For NOW