~*~
Na dźwięk głosu niepożądanej postaci Balsano oddycha z ulgą, głośno wypuszczając powietrze z płuc. Przeciera dłonią twarz. Rzuca krótkie spojrzenie w kierunku zdenerwowanej Luny, która prawie trzęsie się ze strachu. - Gaston, nawet nie wiesz jak nas przestraszyłeś. - odpowiada, lekko klepiąc przyjaciela po ramieniu. Posyła mu słaby uśmiech, lecz ku jego zdziwieniu napotyka groźne spojrzenie chłopaka. - Zdajesz sobie sprawę z tego, ile ryzykujesz? - pyta nastolatek marszcząc brwi. - A jeśli to nie byłbym ja? - dodaje, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Musisz mnie zrozumieć, a co najważniejsze pomóc mi, dochowując tajemnicy. - odpowiada krótko, posyłając przyjacielowi znaczące spojrzenie.Wybucha nerwowym śmiechem, w ten sposób usiłując stłumić budzący się w nim szaleńczy niepokój, jaki włada jego ciałem. Nie chce go okazać przy niej. Nie teraz, gdy prawie wszystko się udało. Zasłania usta dłonią, od czasu do czasu przenosząc swe ciemne oczy na zdezorientowaną dziewczynę, która ze zdenerwowania miętoli wiszący na szyi wisiorek. Matteo niemal natychmiast posyła jej ciepły uśmiech.
- Wszystko jest już w porządku. - odpowiada, delikatnie trącając dłonią jej policzek. - Gaston nas nie wyda, prawda? - przenosi wzrok na przyjaciela, po raz kolejny posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Twoje sekrety kiedyś doprowadzą nas wszystkich do obłędu. - wzdycha ciężko, z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Widzisz? Zgodził się. - dodaje nieco pewniej, starając się dodać Lunie jak najwięcej otuchy. - Jest tylko jeden warunek. Nie możesz nikomu powiedzieć o tym, co tu widziałaś, jasne? - napotyka jej przerażone spojrzenie. Nie jest w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.
- Nie możemy tego tak zostawić. - szepcze, lekko szarpiąc go za rękaw. - Musimy coś z tym zrobić. Sam widziałeś, co tu się dzieje. Gaston, wyjaśnij mu. - jej słaby głos wypełnia pomieszczenie, cicho odbijając się od ścian, niczym echo w rozległej dolinie.
- Sorki Luna, ja się do tego nie mieszam. - mówi, bezradnie rozkładając ręce. - Nie chcę ryzykować i ty Matteo również nie powinieneś. - dodaje, mierząc wzrokiem chłopaka od stóp do głów. - Powinienem już iść. - szepcze, czyniąc kilka kroków w tył.
- W jaki sposób się tu właściwie znaleźliście? - pyta dziewczyna, tym samym zatrzymując Gastona, który właśnie tego pytania pragnął uniknąć za wszelką cenę.
- To ulubiona kryjówka Matteo. Z reguły często tu bywamy.- rzuca na odchodne, chcąc ją zbyć byle pierwszą, lepszą wymówką, lecz ona zdaje się nie być do końca przekonana. Biegle analizuje zachowanie Peridy, jego błądzący po pomieszczeniu nerwowy wzrok, dostrzega drżące dłonie. Na jej twarzy pojawia się ironiczny uśmiech.
- Wydaje mi się, że wiece o wiele więcej, niż mi się wydaje. - szepcze, nieco pewniej niż wcześniej.
- Masz szczęście, że Matteo był w pobliżu, inaczej nikt z nas nie jest w stanie powiedzieć, co by się teraz z tobą działo. - odpowiada, całkowicie zmieniając temat. - Powinnaś mu podziękować za pomoc. - zauważa, po czym szybko znika, zbiegając po skrzypiących schodach. Pragnie uniknąć odpowiedzi na niewygodne pytania. - Im mniej wie, tym lepiej dla niej. - myśli, przygryzając dolną wargę. Czuje się rozdarty, pomiędzy tym co złe, a tym co dobre. Z jednej strony za wszelką cenę pragnie pomóc Matteo. Wie, ile mała Meksykanka dla niego znaczy, zna jego przeszłość, historie. Zdaje sobie sprawę z tego, że w końcu nadszedł czas na odrobinę szczęścia w życiu Balsano, a tylko Luna mogła mu je podarować. Z drugiej jednak strony, powinien pozostać lojalny bractwu. Gdy prawda wyjdzie na jaw, oboje z Matteo prawdopodobnie nie wyjdą cało z opresji. A co wtedy? Dwie potężne rodziny stoczą się na samo dno, a oni? Oni poniosą surową i w pełni zasłużoną karę. Wzdycha ciężko, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Rozgląda się, upewniając, że nikt go nie widzi, po czym znika za żywopłotem, przeskakując przez ogrodzenie. Matteo odchodzi od okna, oddychając z ulgą, gdy widzi znikającą za rogiem postać Gastona. Spogląda na Lunę. Ich spojrzenia krzyżują się przez kilka sekund, lecz ona gwałtownie odwraca wzrok.
- Rodzice na pewno szaleją z niepokoju. -wzdycha. - Nawet nie chcę patrzeć, która godzina. Czeka mnie szlaban do końca życia. - dodaje zrozpaczona, zrywając się do wyjścia. lecz on w ostatniej chwili łapie ją za rękę, zatrzymując.
- Jestem pewien, że śpią. Pewna osoba doskonale zadbała o spokój w całej dzielnicy. - odpowiada, rozwiewając jej wątpliwości. Luna obdarza go niezrozumiałym spojrzeniem, unosząc prawą brew.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - pyta, otwierając lekko zdziwione usteczka.
- Zdecydowanie za dużo pytasz. - słyszy jego zrezygnowany głos. - Lepiej będzie, jeśli odprowadzę cię do domu. - dodaje po chwili, zataczając ręką koło, jakby chciał ją objąć, lecz Luna zręcznie umyka w ostatniej chwili. Przez całą drogę zastanawiała się nad rozwikłaniem zagadki tajemniczych obrzędów. Myślała o nagłym pojawieniu się Gastona, o pomocy ze strony Matteo. - Skąd wiedział, którędy iść? W którym miejscu mnie ukryć? - myśli kłębiły się w jej głowie. Nie potrafiła ich od siebie odpędzić.
- Nie myśl o tym. - doskonale ją rozszyfrował. - Nie warto. - dodaje. Luna natychmiast odwraca głowę, przenosząc na niego wzrok.
- Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś takim...- zaczyna niepewnie, lecz on natychmiast jej przerywa.
- I nigdy więcej się nie spotkasz. - kończy za nią. Przystaje przed domem Sharon Benson, ostrożnie ujmują jej dłoń. Ku jego zdziwieniu nie protestuje. Jest zbyt słaba, zbyt zmęczona, by stawić temu opór. Jest mu wdzięczna, przez co czuje do niego chwilową sympatię. To wszystko. - Obiecaj mi, że nigdy więcej nie zjawisz się tam nocą. To zbyt niebezpieczne. - dodaje głośno starając się wyraźnie wypowiedzieć każde słowo. Emocje jednak mu to uniemożliwiają. Zacina się, nerwowo przełykając ślinę. Chce zapewnić jej bezpieczeństwo, na tyle, na ile jest to możliwe. Czuje, że łączy go z nią szczególna więź, jakby znali się od zawsze. Po części dręczy go poczucie odpowiedzialności za nią, jakby musiał się nią zaopiekować jak własną siostrą.
- Dlaczego? - pyta.
- Po prostu obiecaj. - te słowa błyskawicznie wypływają z jego ust. Dźwięk uruchamianego samochodu przywołuje go do rzeczywistości. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kto w nim siedzi o tej porze. - Biegnij szybko do domu. Już. - rozkazuje jej, podczas gdy sam stoi nieruchomo w miejscu.
- Matteo, wyjaśnij mi, o co tu chodzi. - słyszy jej błagalny głos.
- Idź już. - ponagla ją. Luna bez zastanowienia zrywa się z miejsca, biegnąc w kierunku drzwi dla służby. Odwraca się co kilka metrów. Nadal tam stoi. Odprowadza ją wzrokiem. Widzi wzrastający na jego twarzy niepokój, co sprawia, że i ona jest przerażona. Nerwowo wyjmuje klucz z kieszeni spodenek, wciskając go do dziurki. Otwiera drzwi, stając w progu. Odwraca się raz jeszcze, lecz już go nie dostrzega. Zniknął w mgnieniu oka. Przynajmniej tak jej się wydaje, lecz on wciąż tam jest. Obserwuje ją z ukrycia. Chce się upewnić, czy aby na pewno dotrze do domu. Dopiero gdy drzwi się zatrzaskują, odwraca się kierując w swoją stronę. Biegnie, ile sił. Chce uniknąć spotkania z niepożądaną osobą. Tylko w ten sposób jest w stanie uniknąć problemów. Tajemnica nie może zostać ujawniona tym bardziej, że dotyczy ona osoby na której z dnia na dzień zaczyna mu coraz bardziej zależeć. Wzdycha ciężko. Przystaje na moment. Zakłada na głowę kaptur po czym już pewnym krokiem zmierza w kierunku domu.
- Kiedy to wszystko wreszcie się skończy? - zastanawia się, lecz wie, że nikt prócz Sharon Benson nie zna odpowiedzi na to pytanie. - Niech ją trafi szlak. - w jego głowie rodzą się coraz to nowe myśli. Nienawidzi tej kobiety z całego serca. Obwinia ją o całe zło, jakie do tej pory go spotkało. - Zniszczyła moje dzieciństwo, rozbija rodzinę. Co jeszcze jest w stanie zrobić, by utrzymać pozycję? - zastanawia się. Po raz kolejny z jego ust wydobywa się ciche westchnienie. Od dawna nie czuł się tak obezwładniony i bezradny. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ta mściwa kobieta trzyma ich rodzinę w toksycznym uścisku egzystencjalnej porażki. Wszelki zasady moralne już dawno zostały złamane. Po prostu zniknęły w przestworzach jej zabójczej natury. - Jest w stanie zniszczyć każdego, kto stanie na jej drodze. - myśli. Przywołuje we wspomnieniach lata świetności Bensonów, kiedy Sharon nie posiadała tak wielkich wpływów. Nad wszystkim czuwała wtedy sprawiedliwa ręka Lily, jej starszej siostry. Przełyka gorzko ślinę. - Nienawidzę Cię Sharon. - szepcze. Skręca w prawo, tuż w alejkę prowadzącą do jego domu, który znajduje się tuż nieopodal starej posiadłości Bensonów. Spogląda raz jeszcze na zniszczony przez języki ognia dom. Wzdycha ciężko, zatrzaskując za sobą furtkę. Powolnym, znużonym krokiem przekracza próg domu. Niemal natychmiast kieruje się do swojego pokoju, który stanowi dla niego oazę spokoju. Przynosi ukojenie po nocnych eskapadach, których nie znosi z całego serca. Rzuca się na łóżko. Zasłania twarz poduszkami, które mocno dzierży w dłoniach. Chce zasnąć. Zapomnieć i myśleć o tym, że to był kolejny w jego życiu koszmar. Niestety, zdaje sobie jednak sprawę z tego, że ten koszmar wciąż rozpoczyna się na nowo. Każdego pamiętnego dla Sharon dnia nowego miesiąca. Ciągnie się w nieskończoność i zdaje się, że nigdy się nie skończy.
~*~
W tym samym czasie Luna ostrożnie stawia każdy krok. Nie chce zbudzić nikogo. Ku jej zdziwieniu, okazuje się, że Matteo miał rację. W domu panuje grobowa cisza. Wszyscy pogrążeni są w głębokim śnie, co wprawia dziewczynę w ogromne zdziwienie. Żadnego telefonu od rodziców, ani nawet krótkiego SMS'a. Skrzynka odbiorcza jest pusta. - Dziwne. - mruczy pod nosem, wolnym krokiem przechadzając się po kuchni. Zaistniała sytuacja zdaje się być dla dziewczyny co najmniej niecodzienna. Czuje, że śni na jawie. Wszystko, co właśnie przeżywa jest takie nierealne. Tańczące w świetle radosnych iskierek ognia postacie, tajemnicza kobieta siedząca na tronie, ratunek Matteo i ta przerażająco spokojna atmosfera panująca w willi Bensonów. Wszystko to stanowi dla Luny zagadkę i wydaje się być ze sobą powiązane. - To nie może być zbieg okoliczności. I skąd Matteo wiedział, że w domu wszystko będzie w jak najlepszym porządku? - pytania kłębią się w jej głowie. - Ile tajemnic kryje to miasto? - zastanawia się, przejeżdżając dłonią po blacie. Ostrożnie kieruje się do swojego pokoju, wciąż rozmyślając nad tym, co przyniosła jej noc. Czuje się jakby występowała w kiepskim horrorze. Jest zmęczona i zagubiona. Strach wciąż paraliżuje jej ciało. Czuje, jak wzdłuż jej ramion przebiega mocny dreszcz. Drży. - Dlaczego nie mogę nikomu powiedzieć, o tym co widziałam? - kolejna zagadka do rozwiązania. Wie, że osoba Matteo jest powiązana z dziwnymi obrzędami odprawianymi w starej posiadłości Bensonów w świetle księżyca. Tylko dlaczego? Tego jeszcze nie wiedziała. No właśnie. Jeszcze. Ma wrażenie, że niedługo się dowie. Odkryje tajemnicę w pełni i wtedy zdecyduje, co z nią zrobić. - Za dużo myślisz Luna. - wzdycha. Doskwiera jej nieznośny ból głowy, który uniemożliwia dziewczynie dalsze analizowanie zagadki. Drży pod wpływem spadającej temperatury jej ciała, która nagle wzrasta. Na czole pojawiają się niewielkie kropelki potu. - Źle się czuję. - wzdycha. Nakrywa się kolorowym pledem, starając zasnąć, lecz nie potrafi. Wciąż trapi ją nierozwiązana tajemnica. Pragnie jak najszybciej ją rozszyfrować. Jej ciało łaknie odpoczynku. Potrzebuje go, by nabrać w pełni sił. Nie zauważa, kiedy jej oczy zamykają się. Zasypia. Odpoczywa jej ciało, lecz umysł wciąż dręczą koszmary. Ogień. Taniec. Wrzaski. Spalone ciała i ona pośrodku nich. Wymachuje rękoma, starając się odpędzić od siebie złe myśli. Robi to nieświadomie.
- Nikomu nic nie powiem! Obiecuję! - wykrzykuje przez sen, po czym wszystko ustaje. W jej głowie znów odradza się dawny ład i harmonia. Odczuwa spokój, który pozwala jej na odpoczynek do samego rana.
Od Autorki: Chciałam Wam bardzo podziękować za 13 komentarzy pod rozdziałem! Absolutny rekord. Nawet nie wiecie, jak bardzo jestem szczęśliwa z tego wyniku. Cały dzień chodzę w skowronkach. Ten rozdzialik postanowiłam dedykować właśnie Wam, Moi Drodzy. Wszystkim tym, którzy tu zaglądają i zostawiają po sobie ślad w postaci komentarzy. Dziękuję Wam bardzo, za to, że jesteście. I liczę na to, że wciąż będziecie. Aż do zakończenia historii. Pozdrawiam Was, Marlene. ♥
Wiedziałam! Byłam pewna że Sharon macza w tym palce.
OdpowiedzUsuńKażdy rozdział zostawia za sobą coraz więcej pytań.
Jesteś jedną wielką tajemnicą.
Licze na ciebie.
Już nie mogę się doczekać co będzie dalej :**
Zawsze będę. Do samego końca ;* <3
Genialny rozdział ❤️ Tylko czekam aż Matteo jeszcze bardziej zbliży się do Luny 😍
OdpowiedzUsuńMiejsce <3
OdpowiedzUsuńPisze kurczę ten komentarz 2 raz.. Widzisz jak sie dla cb poświęcam? W tej zalobie po gastinie... Jak oni mogli ??!! Twoje opowiadania są lepsze i.. Mniej mnie raną!!! Cgociaz wiesz ja czekam na 12.. :*** mam nadzieje ze szybko dojdziemy do tego rozdzialu !! Ughj brak Ninki.. A Gastuś taki... Dziwny jakiś nesadzisz? Coś ty zrobila z Gastim??? Dobrze ze Lutteo ma swoje 5 minut. Teraz jestem pewna ze Nina wie o tych rytualach.. Slodko by bylo jakby to Gasti ją przylapal i zrobil jak matteo z luną a matteo nylby takim Gastonem.. Ugh pokręcone to .. Wiem *-*
UsuńCzekam na nexta!!
Super! <3 JAK ja czekałam na ten rozdział. :)
OdpowiedzUsuńLutteo :*
Słoodycz.
Czekam z niecierpliwością na kolejny.
Mam nadzieje ze Maetto dowie ze Luna pozna parwde o rodzinie . I ze Luetto sie zblizy
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział 😍 Lutteo w Twoim opowiadaniu 😍
OdpowiedzUsuńJejusiu, nie mogę się doczekać, żeby przeczytać kolejne rozdziały! Ta historia jest taka wciągająca 😱
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział i świetny pomysł. Zapraszam na mojego bloga gdzie od sierpnia pojawią się posty z Soy Luna ---> nahsi22.blogspot.com
OdpowiedzUsuń"ta mściwa kobieta trzyma ich rodzinę w toksycznym uścisku egzystencjalnej porażki" GENIALNE ^.^ ahh LUTTEO 😍 piękny rozdział kochana ❤
OdpowiedzUsuńGenialne :-D Czekałam na rozdział tyle dni aż okazało się że mam zaległości ^.^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Sylwka<3
Super, ale czekam na więcej Gastiny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Felicity For NOW