Strony

6 lipca 2016

Rozdział 5




~*~
Mija kolejna minuta. Lekko zdenerwowana Nina uważnie obserwuje ruchy wskazówek wiszącego w Jam&Roller zegara.- Luna, gdzie przepadłaś? - zastanawia się, przeglądając książki. Drżącymi rękoma kartuje podręczniki, przez cały czas myśląc o nowej koleżance. - Może mnie wystawiła? Może jestem skazana na bycie niewidzialną samotnicą? - dodaje w myślach, ciężko wzdychając. Nagle jej uwagę przykuwa biała koperta, niedbale wetknięta między kartki podręcznika. - Ach, ten list. Jeszcze go nie przeczytałam. - rzuca jakby od niechcenia, delikatnie podnosząc kopertę. Przez chwilę waha się, czy otworzyć. W ostateczności jednak woli to mieć już za sobą. W końcu i tak będzie musiała go
przeczytać. Jej wiotkie, szczupłe palce ostrożnie rozrywają kopertę. Wyjmuje złożoną na cztery części kartkę papieru, rozkładając ją. Obejmuje ją dłońmi, czytając uważnie tekst linijka po linijce.
- Sorki za spóźnienie. Oczywiście nie zgadniesz, kto znowu zaczepił mnie po drodze. - krzyczy zdyszana Luna, podbiegając do zajmowanego przez Simonetti stolika. - A to co? List miłosny? - natychmiast zauważa leżącą na blacie kopertę.
- Jaki list?! - Nina szybko mnie kartkę, zamykając niewielką już teraz kulkę papieru w dłoni. - To tylko jakiś głupi żart. U nas to bardzo modne. - dodaje szybko, posyłając Valente szeroki uśmiech. Brunetka uważnie przygląda się koleżance, marszcząc brwi. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że kłamie. Wyczuwa to na kilometr.
- Na pewno? Wydajesz się jakaś taka...zdenerwowana. - ostrożnie dobiera każde słowo, by nie urazić koleżanki.
- Ja? Nigdy! Przecież zawsze jestem taka wyluzowana. - odpowiada Nina, nerwowo chichocząc.
- Tak. Właśnie widzę. - rzuca bezmyślnie Luna, przez cały czas starając się rozgryźć Simonetti. Nina stanowiła dla niej zagadkę. Była jak niełatwa łamigłówka, której przy pierwszych kilku próbach, człowiek nie jest w stanie rozwikłać. Dopiero po uporczywym wysiłku udaje mu się znaleźć trop, za którym podąża, powoli docierając do sedna. I właśnie wtedy, po rozwiązaniu zagadki, wydaje się mu ona dziecinnie prosta. Tak było i tym razem. Bystra Meksykanka doskonale wiedziała, że to sprawa dziecinnie prosta, tak prosta, że człowiek nie jest w stanie wpaść na jakikolwiek ślad. W końcu pod latarnią zawsze najciemniej - mówi stare przysłowie. Luna delikatnie marszczy nosek, starając się połączyć pewne fakty. Dziwne zachowanie Niny, tajemniczy list, ucieczka przed Matteo. - To wszystko musi być ze sobą powiązane. - myśli. - Przecież to oczywiste, że główną przyczyną zachowania Niny jest...Matteo. - dodaje, uśmiechając się. - Eureka! - rzuca entuzjastycznie, przykuwając tym samym wzrok zgromadzonych w Jam&Roller nastolatków. Pospiesznie zasłania usta dłonią, jakby dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że wypowiedziała to na głos.
- Wymyśliłaś już rozwiązanie do zadania sto trzydziestego pierwszego? - pyta Nina, kurczowo ściskając w dłoni długopis.
- Prawie. - kłamie Luna, posyłając przyjaciółce ciepły uśmiech. W tym momencie dla dziewczyny jest coś ważniejszego, niż durna matematyka. To zagadką, która ją intrygowała i wzbudzała jej ciekawość do tego stopnia, że nie potrafiła się skupić na niczym innym.

~*~
W willi rodziny Balsano jak zwykle o tej porze panuje grobowa cisza. Nikt nie kręci się po domu, nikt się nie bawi, nie ogląda telewizji. Każdy zajęty jest swoimi sprawami. Casandra Balsano pewnym siebie krokiem wchodzi do urządzonego w stylu angielskim gabinetu, starannie zamykając za sobą drzwi. Zasiada za masywnym, dębowym biurkiem na obijanym czerwoną tkaniną krześle. Drżącymi rękoma otwiera jedną z szuflad, wyjmując z niej kremowe pudełko przewiązane oliwkową wstążką. Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie. Rozgląda się w koło, zupełnie zatracając w myślach. Lustruje wzrokiem długie, śnieżnobiałe firanki i czerwone zasłony, które zdobią dwa ogromne okna znajdujące się na północnej ścianie, zupełnie jakby chciała coś przez nie dojrzeć. Widzi stary, opuszczony dom, niegdyś zamieszkiwany przez jej najlepszą przyjaciółkę. Wstaje z miejsca, energicznie maszerując w kierunku okna. Szybkim ruchem zasuwa zasłony, odwracając się. Opiera dłonie na parapecie, błądząc wzrokiem po rozległym regale, po brzegi wypełnionym książkami, który znajduje się przy południowej ścianie i zajmuje większą jej część. Powraca na miejsce i otwiera wcześniej odłożone pudełko. Przegląda fotografie, ostrożnie błądząc palcami po zdjęciu, które przedstawia dwójkę wesoło bawiących się dzieci. Z jej oczy wypływa kilka, pojedynczych łez. które natychmiast ociera. Widzi wszystko wyraźnie, jakby to było wczoraj. Ogromny ogród, w którym bawią się dzieci i niewielki stolik kawowy. Wraz z nią siedzą, piją kawę, plotkują i kątem oka obserwują dwójkę słodkich urwisów.
- Wtedy wszystko było takie piękne. - wzdycha, starając się nie patrzeć w kierunku zasłoniętego okna. To boli. Każde wspomnienie, każda łza, każda chwila, gdy tak strasznie tęsknisz za kimś. kogo już nie ma. Kogo nigdy więcej nie zobaczysz, nie usłyszysz jego głosu, nie ujrzysz najpiękniejszego na świecie uśmiechu. Przerażającą ciszę przerywa ciche pukanie do drzwi.
- Panicz Matteo wrócił. - słyszy melodyjny głos służącej. Posyła jej słaby uśmiech, chowając zdjęcia do pudełka. Odstawia je na miejsce, szczelnie zamykając szufladę na klucz.
- Już do niego idę. - odpowiada cicho, odprawiając służącą. Podchodzi do drzwi, na moment się zatrzymując. Wdech i wydech. I już jest lepiej. Jak gdyby nigdy nic, kieruje się w stronę stojącego w korytarzu syna.
- Dziś dwudziesta druga. Nie zapomnij. - odpowiada surowo, lecz w jej głosie z łatwością można wyczuć, że coś ją trapi. - Do tego czasu zajmij się Ambar. Zabierz ją do kina, na lody. Gdziekolwiek. Byleby była zadowolona. Wiesz, że to bardzo ważne. - dodaje. Matteo spuszcza głowę, wpatrując się w idealnie wywoskowaną podłogę.
- Wiem mamo. - z jego ust wydobywa się cichy, smutny głos. - Chciałbym już skończyć tę szopkę. - wzdycha.
- Wiesz, że to niemożliwe. Sharon Benson nigdy na to nie pozwoli. - odpowiada Casandra, mierząc syna lodowatym spojrzeniem.
- Ale tak dłużej nie można. Dobrze wiesz, że w ten sposób nigdy nie będę szczęśliwy. - dodaje z wyrzutem.
- Od tamtego dnia, nikt z nas już nie jest szczęśliwy, Matteo. To cena, którą płacimy za skosztowanie zakazanego owocu. - kończy za niego, metaforycznie ujmując istotę problemu.
- To jej wina. Nie my powinniśmy za to płacić. Doskonale wiesz, że ona jest wszystkiemu winna. - rzuca rozgniewany nastolatek.
- Uspokój się. To nie ma sensu. I tak nie wygramy. Jest zbyt potężna. - ucina, kończąc niepotrzebną dyskusję. - I nie spóźnij się. Dwudziesta druga. - przypomina, oddalając się. Tukot czarnych szpilek marki Chanel zamiera. W pomieszczeniu znów panuje ta sama głucha cisza. Pozostaje tylko rozgniewany Matteo, który nie potrafi pogodzić się losem swej rodziny, jaki zgotowała im Sharon Benson.
~*~ 
Zapada zmrok. Zdenerwowana Luna przemierza ciemne uliczki Buenos Aires, co sekundę zerkając na zdobiący jej przegub zegarek. - Jestem mocno spóźniona. Rodzice się wściekną. - wzdycha, przyspieszając. Chłodny wiatr owiewa jej nagie ramiona. Na rękach pojawia się gęsia skórka - pierwsza oznaka zimna. Gdzieś z oddali słychać krzyki i dziwne odgłosy mruczenia, które z każdym, kolejnym krokiem stają się coraz głośniejsze. - Co to? - zastanawia się, automatycznie zwalniając. Jednak i to na nic. Dzikie wrzaski stają się coraz bardziej wyraźne. Bicie jej serca przyspiesza, a strach paraliżuje całe, jej ciało. - Spokojnie Luna. To tylko wiatr. - wmawia sobie, starając się w ten sposób pocieszyć. Jednak i to nie pomaga. Czuje jak gorące krople potu spływają po jej ciele. - Może to wampiry? Albo zombie? Ach Luna! Masz zbyt bujną wyobraźnię. Zdecydowanie powinnaś oglądać mniej seriali. - gani  się za swoją naiwność. - Przecież duchy, wilkołaki i inne stwory nie istnieją. So tylko chorymi  wytworami ludzkiej wyobraźni. - myśli, starając się nabrać nieco więcej pewności siebie, która znika tak szybko jak się pojawia. Źródło dziwnych odgłosów zdaje się być już w pełni zlokalizowane. Im bliżej jest opuszczonej posiadłości, o której wspominała Nina, tym są donośniejsze i bardziej przerażające. - Może Nina wcale nie oszalała? Tu naprawdę się coś dzieje. - zastanawia się przez chwilę, niepewnie robiąc krok w przód. W powietrzu czuć dziwną woń kadzidła i olejków eterycznych, mieszających się z wonią palonego, ludzkiego ciała. Zamiera, głośno przełykając ślinę. Czuje jak wielka gula tkwi w jej gardle. Jest bliska łez. Zawsze może zawrócić i uciec, ale dokąd? Nie zna przecież innej drogi, lecz z pewnością musi ją poznać. Czym prędzej. Zatrzymuje się, gdy w jej nozdrza uderza zapach dymu. Słyszy cichy trzask pomarańczowo żółtych iskierek, które rozbłyskują w mroku. - Ognisko? Może to po prostu jakaś wygłupiająca się grupka nastolatków. - oddycha z ulgą, nieco pewniej idąc przed siebie. Czuje jak jej mięśnie znów się rozluźniają. Czuje się znacznie lepiej, do momentu, w którym nie dostrzega tajemniczej postaci ubranej w czarną pelerynę, na którą pada światło bijące od palącego się ognia. Dziwny osobnik tańczy i śpiewa, wymawiając przy tym słowa w nieznanym Lunie języku. Charakterystyczne gesty przykuwają uwagę dziewczyny, która dostrzega większą ilość osób uczestniczących w tym zgromadzeniu. Zebrani w krąg wokół ogniska, powtarzają dziwne słowa wymawiane przez tajemniczą postać. Wznoszą ręce ku górze, sławiąc kobietę siedzącą na ogromnym krześle, przypominającym tron.
- Zebraliśmy się tu, by uczcić kolejną miesięcznicę triumfu naszej pani, która swą sprawiedliwą ręką zasiała spustoszenie. Kto się jej sprzeciwia, ten zostanie pochłonięty przez ognistą przepaść. - mówi postać. - Przyjmij o pani, w dowód naszego oddania tę oto ofiarę. - dodaje, składając u stóp kobiety coś ciężkiego. Luna nie jest w stanie dojrzeć, co to takiego. Niepewnie czyni krok w przód, niezauważalnie przemykając nieco bliżej. Chowa się za żywopłotem, obserwując całe zajście.

Od Autora: I koniec. Co było w liście Niny? I co z Luną i tym, co zobaczyła? O tym, w kolejnych rozdziałach ♥

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Przepraszam przepraszam przepraszam Marlene ;/
      Już szybko nadrabiam...

      Co mogła mieć Nina? List od Matteo pewnie z jakimiś groźbami xDD (Zaraz się dowiem).

      Luna widzi jakieś ognisko. To jakiś rytuał? Tam jest Casandra? A może w ofierze jest Nina? XDD

      Nie wytrzymam. Zaraz lecę do 6. Bo zwariuję.

      Przepraszam...

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Kurde ! Ty to same tajemnice piszesz kochana i dobrze ! Bo piszesz w sposób trudny do odszyfrowania zagadki. Masz wielki talent ❤

      Mam nadzieje ze w kolejnym rozdziale zamieścisz ten list. Podejrzewam ze Nina natknela sie na tą tajemnice i przyłapał ja matteo.. Sharon pewnie jakąś boginką jest hihhhi ;D

      Czytalas 1 czesc twojego zamówienia ? Lepiej nie bo jest o beznadziejna za co przepraszam 😓

      Usuń
  3. Tajemnica za tajemnica . Zagduje ze Luna widzi ofiary z zwierzat.Albo widzi Sharon.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tajemnica za tajemnica . Zagduje ze Luna widzi ofiary z zwierzat.Albo widzi Sharon.

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Ale emocje,o mój bosze;-)
      To jest takie super:-]

      Usuń
  6. Pięć razy pisałam głupi komentarz. P.I.Ę.Ć. I za każdym razem był on krótszy. Więc teraz napiszę po prostu, że rozdział był cudowny, jednak, jak dla mnie, za krótki. Niewidzę Sharon Benson -.-

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialne :D aż wzroku nie można oderwać, twoje opowiadania są takie wyjątkowe, że jeszcze nie skończyło się jednego zdania, a już ma się ochotę pochłonąć kolejne :) czyta się je jak płynną powieść doświadczonego autora ^.^ trzymaj tak dalej, a może za niedługo zobaczę bestseller na półkach w księgarni ♡.♡ (ah te moje fantazje XD)

    OdpowiedzUsuń
  8. No nieźle, powiem. Tego się nie spodziewałam.
    Czyżby Matteo i reszta oddawali hołd jakimś duchom?
    Idę czytać dalej :)
    Za krótkie jak dla mnie :/
    Pozdrawiam, Felicity For NOW

    OdpowiedzUsuń