30 czerwca 2016

Rozdział 4




~*~ 
Czas, w którym w Blake South Collage zabrzmi pierwszy tego dnia dzwonek zbliża się nieubłaganie. Dochodzi siódma pięćdziesiąt, kiedy Nina zatrzaskuje drzwi czarnego Volvo.
- Pa mamo! - krzyczy, machając uśmiechniętej od ucha do ucha kobiecie na pożegnanie. Szybko odwraca się, gdy samochód odjeżdża, z pochmurną miną zbliżając się w kierunku budynku. Dzień w szkole jest dla niej, niczym zderzenie z górą lodową. W każdym kącie czuje na sobie wzrok Matteo, który często przypomina jej, o ich rzekomej umowie. Powoli zaczyna mieć tego dosyć.
Czuje się gnębiona, a w dodatku nie ma przy sobie żadnej osoby, której bez problemu mogłaby się wygadać. Była i jest zdana tylko i wyłącznie na siebie. Ze spuszczoną głową, jak zwykle przekracza próg szkoły, udając się prosto do klasy. Codzienny plan. Przejść obok nich niezauważona, to jedno spotkanie mniej, jedno spojrzenie i kilka niemiłych słów. Prosty rachunek. Tym razem jednak nie wszystko przebiega zgodnie z planem. Nina potyka się uderzając w ludzką postać.
- Dlaczego jesteś taką niezdarą? - wyrzuca sobie, nie ośmielając się nawet spojrzeć na swoją, przypadkową ofiarę.
- Wszystko w porządku? - słyszy znajomy głos. Mruży oczy, starając sobie przypomnieć, do kogo należy. Powoli podnosi głowę, spoglądając się na spotkaną w parku dziewczynę.
- Luna? - pyta, unosząc brew.
- We własnej osobie. - słyszy jej ciepły, rozpromieniony głos, który dodaje brunetce nieco więcej odwagi. - Masz może teraz matematykę? - pyta Meksykanka. Simonetti potwierdza, nieśmiałym skinieniem głowy.
- Skąd wiesz? - pyta, nerwowo poprawiając spadające okulary. - Śledzisz mnie? - dodaje odruchowo.
- Nie. - Luna wybucha głośnym śmiechem, z niedowierzaniem kręcąc głową. - Też mam teraz matematykę, a miałam nadzieję, że będziemy w jednej klasie. - wyjaśnia, żywo przy tym gestykulując. - Chcesz może usiąść ze mną w ławce? - dodaje po chwili, przyglądając się nowej koleżance. Nina waha się, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Z jednej strony czuje, że w końcu dostała niepowtarzalną szansę od losu, własną przyjaciółkę. Takiej szansy nie może przegapić. Z drugiej jednak strony obawia się nasilenia represji ze strony Matteo.
- Czuję się taka rozdarta. - myśli, biorąc głęboki wdech. - Zgoda. - odpowiada w końcu. - Kto nie ryzykuje, ten nie ma. - dodaje, przytaczając w myślach doskonale znane jej przysłowie. - Ale teraz chodźmy szybko do sali. - zwraca się do Luny, szybko mknąc przed siebie.
- Nina! Zaczekaj! - słyszy krzyk Valente, która w ciągu kilku sekund ją dogania. - Dlaczego się tak spieszysz? Uciekasz przed kimś? - pyta Meksykanka, delikatnie mrużąc oczy.
- Przejrzała mnie, ale co ja teraz mam jej powiedzieć? - myśli zrozpaczona Nina, starając się utrzymać widniejący na jej twarzy uśmiech. - To bez sensu. Po co z nią rozmawiałam. Pozostanie niewidzialną, to przecież najlepsze rozwiązanie. - wzdycha ciężko, zajmując miejsce w ławce. W końcu decyduje się na kłamstwo, kłamstwo, które zapewni jej bezpieczeństwo. Przekracza próg sali, kierując się w stronę przedostatniego rzędu.
- Nie uciekam. Po prostu nie lubię się spóźniać. - odpowiada, posyłając Lunie jeden, z doskonale wyćwiczonych, sztucznych uśmiechów.
- Na pewno? - Valente nie daje za wygraną. Przejrzała Ninę i jej grę. Czuje, że coś tu nie gra, nie składa się w jedną całość. Jest prawie zupełnie pewna, że Simonetti ucieka przed Matteo. Tylko dlaczego? To wciąż stanowi dla Luny zagadkę, której jeszcze nie potrafi rozwikłać. - Dowiem się, o co chodzi. - myśli, odwzajemniając uśmiech koleżanki.

~*~ 
- Poziom jest wyższy, niż przewidywałam. Mam masę zaległości. - jęczy zrozpaczona Luna, zwracając się do Niny w przerwie na lunch.
- Musisz sporo się uczyć, by wszystko nadrobić, ale nie martw się. Jeśli chcesz, pomogę ci. - oferuje brunetka, która kilku spędzonych razem godzin, zdążyła bardzo polubić Meksykankę.
- Byłoby super! Może jutro? Dziś muszę zostać na dodatkowe lekcje. Pewne rzeczy musi wytłumaczyć mi sam profesor. - wzdycha ciężko, zatrzymując się pod ścianą zapełnioną kremowymi szafkami. 
- Masz rację. - odpowiada Simonetti, przeszukując swoją torbę.
- Czego szukasz? - pyta zaciekawiona Luna.
- Kluczyka. Zawsze go gubię, a potem znajduję. Tak już mam. - Nina delikatnie uśmiecha się. Po raz pierwszy szczerze tego dnia. Luna natychmiast to dostrzega, ciesząc się, że wszystko wraca do normy.
- Nina! Na śmierć zapomniałam, że  muszę pędzić do sekretariatu. Przecież nie mam jeszcze własnej szafki. - Valente zrywa się z miejsca jak oparzona, przepychając się między uczniami. - Wracam za pięć minut. - krzyczy, machając do Niny, która wybucha głośnym śmiechem.
- Jest taka roztrzepana, zupełnie jak ja teraz. - mruczy pod nosem. - O! Jest kluczyk. - dodaje, z radości poklaskując w dłonie. - Luna jest w porządku. Czuję, że możemy się zaprzyjaźnić. Dlaczego miałabym rezygnować z relacji z nią przez Balsano? - rozmyśla. - Przyjaźń jest dużo ważniejsza, niż ich głupi sekret. Niech robią, co chcą. Co mnie to interesuje? Prędzej, czy później ktoś ich przyłapie na gorącym uczynku. - dodaje w myślach, otwierając szafkę. Dostrzega białą kopertę, wsuniętą do środka. Drżącymi rękoma wyjmuje ją z szafki, kurczowo trzymając.
- Kolejny list miłosny od Balsano? - myśli przepełniona goryczą i chłodną ironią. Ostrożnie otwiera ją, rozdzierając biały papier. Nagle uderza ją czyjś chłodny oddech. Czuje czyjąś obecność, tuż za swoimi plecami. Przez jej ciało przebiega mrożący krew w żyłach dreszcz, a serce przyspiesza miarowe, rytmiczne dotąd bicie. Ogarnia ją strach, mieszający się z szaleńczym niepokojem. - Czy powinnam się odwrócić? - pyta samą siebie, przyciskając skrawek papieru do piersi. Decyduje się na starcie z przeciwnikiem, powoli odwracając się do niego przodem. Spogląda w jego oczy, dostrzegając w nich dziwny blask, którego nie potrafi jednoznacznie określić.
- Widzę, że masz cichego wielbiciela. To dlatego wczoraj tak na mnie nawrzeszczałaś? - wyrzuca jej, wskazując na rozdartą wpół kopertę.
- Wielbiciela? Ja? - wybucha nerwowym śmiechem.
- Więc od kogo ten list? - pyta Gaston, starając się okazać jej jak najmniej zainteresowania, jednak nie do końca mu to wychodzi.
- Nie wiem, jeszcze nie zdążyłam go przeczytać. - odpowiada zgodnie z prawdą.
- Więc na co czekasz? - pyta, zachęcając ją do poznania treści listu. Sam dokładnie pragnie poznać jego treść, dowiedzieć się, kto jest jego rywalem. 
- Zrobię to w domu. Daj mi spokój. Nie chcę mieć z tobą nic do czynienia. - wzdycha ciężko, zatrzaskując drzwiczki od szafki.
- Ach tak? Niby dlaczego? Jestem jakiś gorszy? Zbyt mało inteligentny dla ciebie? Szukasz Einsteina? - prycha, przeszywając ją wzrokiem od stóp do głów. W tym momencie Nina pragnie wykrzyczeć mu prawdę prosto w twarz tylko po to, by zobaczyć jego reakcję, jednak w oddali dostrzega Matteo, który wyraźnie zaskoczony jej rozmową z Gastonem przystaje w oddali, obserwując parę.
- Muszę już iść. Cześć. - odpowiada nerwowo, wpychając stos książek do torby.
- Jesteś mistrzynią w unikaniu odpowiedzi. - słyszy sarkastyczny ton jego głosu. Podnosi wzrok, napotykając jego szydercze spojrzenie. - I powiedz mi, dlaczego nie pozwalasz nikomu się do siebie zbliżyć? - dodaje, przecierając twarz dłonią. Nina puszcza to pytanie mimo uszu, pospiesznie się oddalając. Nie może sobie pozwolić na kolejne starcie z Matteo. Nie ma na to ochoty. W końcu zdobyła przyjaciółkę. Ten dzień musi pozostać udany, mimo wszystko.

~*~
Przez cały dzień Matteo uważnie obserwuje każdy, nawet najmniejszy krok Niny, skrupulatnie analizuje jej posunięcia, zna na pamięć cały plan lekcji. Z daleka jednak przygląda się relacjom Simonetti z Luną Valente. Ta ostatnia intryguje go najbardziej. Jej wdzięk i styl budzą w nim dziwne, niezidentyfikowane dotąd uczucia. Jej osoba sprawia, że pragnie patrzeć na nią bez końca, lecz doskonale zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie na nią ściągnie. Woli trzymać się na dystans, lecz nie potrafi. Nie potrafi przejść obok niej obojętnie, by jej nie zaczepić, nie spojrzeć w jej rozzłoszczoną twarz, zirytowane oczy i lekko wykrzywione usta. To dodaje jej urody. Wzdycha cicho, przyglądając się wychodzącej ze szkoły Meksykance.
- Luna! Witaj w naszej szkole. - krzyczy, posyłając jej uwodzicielski uśmiech. - Widzę, że wciąż się spotykamy. To przeznaczenie. - dodaje. Nie potrafi się powstrzymać.
- Ty znowu z tym przeznaczeniem? To już robi się nudne. - słyszy jej lekko znużony głos. - A teraz przesuń się. Spieszę się do domu. - popycha go lekko, chcąc wyminąć, jednak on w ostatniej chwili jej to uniemożliwia.
- Odprowadzę cię. - oferuje.
- Sama trafię. - słyszy. Płonie z wściekłości, co wywołuje na jego twarzy uśmiech.
- Nie złość się tak, bo ci żyłka na czole pęknie. - wybucha śmiechem, mając nadzieję, że rozbawił ją jego żart, lecz dla niej wcale nie okazuje się być śmieszny.
- Głupotę się leczy, choć jeśli się zastanowić...dla ciebie już nie ma lekarstwa. - prycha, teatralnie wywracając oczyma. Zamiera na moment, wpatrując się w jej zupełnie poważną twarz.
- Czy w Meksyku nikt nie zna się na żartach? - znów zaczyna swoje tandetne sztuczki, jednak ona się na to nie nabiera.
- Jesteś okropny. - szepcze Luna, odwracając się na pięcie. Odbiega szybko, nim on zdąży w jakikolwiek sposób zareagować.
- Oj Luna. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie kręcisz. - wzdycha, podpierając prawą ręką futrynę drzwi. Nie ma żadnego pomysłu, jak ją zdobyć i to właśnie doprowadza go do szału. Jest wyjątkowa. Zupełnie inna niż wszystkie. Musi zdecydować się na coś ambitnego. Tani podryw tylko pogarsza sprawę. Zdaje sobie z tego sprawę. - Tylko co zrobić, byś się do mnie zbliżyła? - myśli, w charakterystyczny sposób pocierając brodę palcem wskazującym. Nagle z rozmyślań wyrywa go dzwoniący telefon. Szybko wyjmuje urządzenie z kieszeni, naciskając zieloną słuchawkę.
- Matteo Balsano z tej strony. - mówi. - O dwudziestej drugiej. Tam, gdzie zawsze. - dodaje, szybko się rozłączając. - Przede mną długa noc. - stwierdza, ciężko wzdychając. 


Od Autorki: A co nas czeka w następnym rozdziale? Jak myślicie, czym zajmuje się Matteo? Już niebawem poznacie jego ''mroczną'' stronę. Tymczasem lecę pisać dalej. Całuję koteczki ♥






9 komentarzy:

  1. Jaki Maetto ma uklad z Ninia i i moje kochana para ( Luna i Maetto .). Czekam na nastpeny rodzial

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Wracam ;D
      Rozdzial świetny ...
      Tylko szkoda mi gastiny a Lutteo?
      Jak zwykle luna mnie zaskakuje ! I wcale sie jej nie dziwie ze nie chce matteo o tandetnym podrywie
      Jaakby nie matteo ! Luna go zmienia .. Ale wiem ze gaston gdy sie dowie ze matteo strasz niby w kroczy fo akcji a ten list to pogróżki dlatego go ukrywala przed Peridią
      e

      Usuń
  3. Emm.. co? Nie mam pojęcia co z tą tajemnicą... Wszystko kompletnie mi się pomieszało.
    Ale i tak rozdział genialny ☆.☆
    U Ciebie to Gaston jest zakochany w Ninie, ona w nim nie - z takim czymś się jeszcze nie spotkałam.
    Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wrócę dzisiaj o jakieś przyzwoitej porze Kwiatuszku xd ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, melduje się, obecna (?) :')
      Kwiatuszku wygląd bloga jest Cuuuuuuudowny ♥ Rozdział jest bardzo ciekawy, wciągający. Pisałam to już wiele, naprawdę wiele razy ale Twój styl pisania jest świetny ♥ Nina jest świetna tak samo jak reakcje Luny *-* Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń! A tym czasem u mnie pojawiła się ósemeczka ♥

      Usuń
  5. Co ten Matteo knuje :D słodkie są te ich przekomarzanki ^.^ świetny rozdział skarbie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem taka szczęśliwa kolejny super rozdział ^.^ długo mnie nie było więc już nadrabiam.

    Pozdrawiam
    Sylwka<3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia