17 czerwca 2017

Rozdział 30 - Ostatni






~*~
Dzień jak co dzień, a jednak wszystko jest inaczej. Gorzej. W jej duszy panuje niewyobrażalna pustka, jakby brakowało jej jakiejś ważnej części siebie. Ciało nie funkcjonuje prawidłowo, a myśli z utęsknieniem powracają do sielskich lat dziecinnych. Z westchnieniem przegląda fotografie, na których widnieje roześmiana, mała dziewczynka w towarzystwie swojego przyjaciela oraz prawdziwych rodziców. Porównuje je z fotografiami pochodzącymi z Cancun, na których wyraźnie można dostrzec Monicę i Miguela, trzymających za ręce swoją, małą córeczkę. W ciągu roku straciła ich wszystkich. Jej piekące policzki stają się niebezpiecznie gorące, a do oczu napływają łzy. Łzy smutku, rozpaczy i osamotnienia. - Powinniście być tu dzisiaj ze mną. Wszyscy. - szepcze cicho, powstrzymując się od nagłego wybuchu dzikiej i nieokiełznanej rozpaczy. Powoli unosi prawą dłoń, którą ociera strumyczki łez. Uśmiecha się lekko, spoglądając w bezchmurne tego dnia niebo. - Myślę, że jesteście tam szczęśliwi. - dodaje. Sięga po rozrzucone na łóżku zdjęcia i ostrożnie wkłada je do kremowego pudełeczka, które zamyka i chowa pod łóżkiem. Ma wrażenie, że w ten sposób zakopuje wspomnienia, które powinny jej towarzyszyć każdego dnia, zwłaszcza dzisiaj, lecz jak to mówi Nina "Musi zacząć żyć".  Wstaje z łóżka, kierując się do łazienki, w której doprowadza się do porządku. Schodzi na dół. Już z odległości kilkunastu metrów, do jej uszu dobiega hałas, krzyk i władczy głos Casandry, która dzisiaj wyjątkowo przejęła pieczę nad personelem, dyrygując wszystkim. Amandra rozwiesza kolorowe światełka po niemal całym domu, a dziadkowie zajmują się dmuchaniem kolorowych balonów. Wszystko wydaje się być dopięte na ostatni guzik, a przecież nie musi być idealnie. Do szczęścia, Lunie brakuje tylko jednego. Obecności Matteo. Mimo wyjazdu, w głębi duszy liczyła, że pojawi się na jej urodzinach. Wyjątkowych urodzinach. Nie zawsze jednak wszystko idzie zgodnie z planem. Z samego rana Casandra poinformowała ją, że nie wie, czy jej syn zdoła wrócić do Argentyny, gdyż w związku z kontuzją jednego z zawodników, nastąpiły komplikacje i wszystko wskazuje na to, że będzie musiał zastąpić partnera jednej z uczestniczek. Ta wiadomość dobiła Lunę doszczętnie, lecz nie chce psuć sobie tego dnia jeszcze bardziej. Udaje, że wszystko jest w porządku. Jedyną osobą, która zauważa dziwne zachowanie przyjaciółki, jest Nina, która zna ją lepiej, niż ktokolwiek inny. Dostrzega malującą się w jej oczach tęsknotę, którą usiłuje ukryć pod postacią nieszczerego uśmiechu i żartobliwego tonu, który jednak przybiera ironiczną postać. Nie odzywa się jednak, by nie sprawić Lunie przykrości. Jej rady tego dnia wydają się zbędne. Nic nie zastąpi jej Mattea. Cichy dźwięk dzwonka wyrywa wszystkich z nostalgicznych rozmyślań. Amanda bez słowa schodzi z wysokiej drabiny i kieruje się do wyjścia.
- To prawnicy! - krzyczy energicznie Casandra, która podrywa się z miejsca i wyprzedza służącą. - Ja otworzę.- zwraca się do niej, nagradzając ją krótkim uśmiechem. Z zewnątrz dobiegają potężne, grube, męskie głosy. Słowa przywitania i dźwięk cmoknięcia w policzek. Luna wzdycha ciężko i zajmuje miejsce na kanapie. W ciszy wyczekuje na powrót Casandry, która po chwili wkracza do salonu z dwoma krępymi mężczyznami u boku.
- Dzień dobry panno Benson. - zwraca się do Luny, która dotąd nie zdołała przywyknąć jeszcze do nowego nazwiska.
- To tylko formalność. Wystarczy jeden podpis. - mówi drugi, poprawiając okrągłe okulary spadające z jego nosa. Luna niepewnie sięga po leżący na stoliku długopis, przez chwilę wahając się. W końcu jednak decyduje się na radykalny krok, który wprowadzi w jej życie spore zmiany, a może nawet rewolucję. Podpisuje podsuwane przez mężczyzn papiery, niepewnie spoglądając na Casandrę, która kiwa twierdząco głową. Uśmiecha się niepewnie, oddając plik dokumentów prawnikom.
- Oficjalnie została panienka spadkobierczynią Lily oraz Berniego Benson. Gratulujemy Sol. - mężczyzna w okularach wyciąga ku niej dłoń, którą Luna niepewnie ściska.
- Sol Benson. Od dzisiaj oficjalnie Sol Benson. - powtarza w myślach. Posyła mężczyznom ciepły uśmiech i żegna ich, wraz z Casandrą odprowadzając do wyjścia.
- I jak się czujesz? - pyta kobieta, zamykając drzwi.
- Dziwnie. - przyznaje Luna, wsuwając ręce w kieszenie spodni. - Nie wiem czy zdołam przywyknąć do prawdziwego imienia i nazwiska. - wyznaje.
- To tylko kwestia czasu. - odpowiada Casandra. - Ale jeśli wolisz, możemy zwracać się do ciebie używając starego imienia. - dodaje uśmiechając się szeroko. 
- Nie. Sol będzie dobrze. - mówi po chwili zastanowienia. Wracają do salonu, by dokończyć przygotowania do przyjęcia urodzinowego brunetki, która dzisiaj wkracza w dorosłość, kończąc osiemnaście lat. To dla wszystkich wyjątkowy dzień. Każdy stara się jak może, by każdy, nawet najdrobniejszy szczegół wyglądał idealnie. Na urodzinach panny Benson nie może zabraknąć absolutnie niczego.
~*~
 Wszystkie zegary znajdujące się w willi Bensonów, zgodnie wybijają dwudziestą. Luna ze strachem wpatruje się w jedno z wiszących na ścianie, urządzeń. Staje przed lustrem, gładząc zmarszczki na delikatnej, jedwabnej sukni w pąsowe kwiaty. Zawiesza na szyi swój, ukochany wisiorek i spogląda w widniejące po drugiej stronie lustra, odbicie. Uśmiecha się delikatnie, obserwując widniejącą w zwierciadle, postać o ciemnych lokach, kaskadami opadających na ramiona. Słodka woń wanilii unosi się w pomieszczeniu, dochodząc do jej nozdrzy.
- Jesteś gotowa? - pyta Nina, kładąc dłoń na jej ramieniu. Brunetka niepewnie kiwa głową, wzdychając ciężko. - Musimy iść, pierwsi goście właśnie przybyli. - dodaje słodkim, łagodnym głosem.
- Myślałam, że przynajmniej zadzwoni. - wzdycha ciężko. - Zapomniał. - dodaje z rezygnacją.
- Myślę, że nie zapomniał. - mówi Nina, na swój sposób starając się pocieszyć przyjaciółkę. - Zostaw już ten telefon. - napomina ją, wyrywając urządzenie z rąk. - To twój dzień. Nie pozwól by ktoś lub coś go zepsuło. - lekko potrząsa jej ramionami. Uśmiecha się szeroko i powoli podąża w stronę wyjścia. - Za dwie minuty chcę cię widzieć na dole. - dodaje ostrzegawczo, po czym znika za drzwiami. Kiedy Luna upewnia się, że Nina znajduje się już na dole, podąża w kierunku okna. Sięga po leżącą na komodzie, komórkę i pospiesznie wybiera numer Mattea. Przykłada urządzenie do ucha, niecierpliwie tupiąc nogą.
- Matteo...odbierz, błagam. - jej pełen desperacji głos rozlega się w pomieszczeniu. Jej starania okazują się daremne, a kontakt z Matteo niemożliwy. Nie odbiera. Luna zagryza dolną wargę, mocniej ściskając urządzenie w ręku. Z wściekłością rzuca telefon, który opada na miękki, puszysty materac. - Nigdy ci tego nie zapomnę. Wybrałeś wrotki. - szepcze. Jej głos przepełnia gorycz i rozczarowanie, narastające z każdą chwilą. Wstrzymuje oddech i unosi dumnie głowę. - Sol Benson. - szepcze bezgłośnie. Poprawia sukienkę i wyjmuje z toaletki owalną buteleczkę perfum. Równomiernie rozprowadza kwiatową esencję po ciele i odkłada buteleczkę, kierując się do wyjścia. Z gracją schodzi na dół. Gdy jej zwiewna postać pojawia się w salonie, zapada krępująca cisza. Wszystkie oczy kierują się na promieniującą dziwnym blaskiem dziewczynę, która tego dnia swoim wyglądem i strojem olśniewa wszystkich.
- Ślicznie wyglądasz. - komplementuje Casandra. - Wszystkiego Najlepszego. - dodaje z uśmiechem, wręczając jej średnich rozmiarów, czerwone pudełko przewiązane zieloną kokardą.
- Dziękuję. - odpowiada niedbale dziewczyna, ściskając kobietę. Jeszcze przez chwilę przyjmuje serdeczne życzenia i komplementy od znajomych. Odbiera podarunki i ściska wszystkich po kolei.
- Przyjaciółko, życzę ci, aby udało ci się spełnić wszystkie, twoje marzenia. - mówi uśmiechnięta od ucha, do ucha Luna.
- Bądź zawsze szczęśliwa. To najważniejsze. - dodaje Gaston, posyłając Simonetti słodkie spojrzenie. Luna w mig wychwytuje ten moment, mimowolnie się uśmiechając.
- Dziękuję. Jesteście kochani. - wyznaje, obejmując dwójkę przyjaciół. Perida wręcza brunetce ogromne, różowe pudełko, o którego zawartość zatroszczył się razem ze swoją dziewczyną.
- To nie wszystko. - dodaje tajemniczo Nina. - Mamy dla ciebie jeszcze jedną, małą niespodziankę. - dodaje z tajemniczym błyskiem w oku. Luna marszczy idealnie wyregulowane brwi, uważnie przyglądając się przyjaciółce.
- O czym wy mówicie? - pyta zdezorientowana. Zdenerwowanie ukrywa za maską nerwowego chichotu, który wydobywa się z jej ust.
- Niespodzianka. - przypomina jej Nina.
- Zatańczymy? - Gaston pochyla się nad Simonetti, szepcząc wprost do jej ucha. Dziewczyna kiwa twierdząco głową, posyłając swojej drugiej połówce szeroki uśmiech.
- Pozwól, że..-zwraca się do Luny.
- Nie ma sprawy. - przerywa jej, pozwalając, by Perida porwał jej przyjaciółkę na parkiet. Para kieruje się w odległy kąt salonu, gdzie kołysze się wolno w rytmiczną melodyjkę. Chłopak opiera swoje czoło o jej, delikatnie muskając ustami zgrabny nosek.
- Kocham Cię. - wyznaje, wpatrując się w jej ciemne, niczym czekoladowa rzeka, oczy. Na dźwięk jego słów, na jej policzkach pojawiają się delikatne rumieńce, które stara się zamaskować zawstydzonym uśmiechem.
- A ja Ciebie. - odpowiada bez wahania. Ich usta łączą się w krótkim i czułym pocałunku, który wyraża to, co oboje pragną sobie przekazać od dłuższego czasu.

 ~*~
Zabawa trwa w najlepsze. Nastolatkowie krzątają się wokół stołu z przekąskami, częstując się smakowitymi ciasteczkami, przyrządzonymi przez Amandę. Wszyscy z wyjątkiem Luny, bawią się doskonale, trwoniąc czas na tańcach i bezsensownych pogawędkach. Głośne śmiechy rozlegają się w pomieszczeniu, raz po raz mieszając się z donośnym dźwiękiem muzyki. Kilka par wiruje na parkiecie, a inni koncentrują się na spróbowaniu wszystkiego, co znajduje się na stole. Oparta o parapet, Luna przygląda się temu wszystkiemu ze sztucznym uśmiechem, zdobiącym jej twarz.
- Proszę o uwagę. - donośny głos Casandry rozlega się w pomieszczeniu. - Luno, właściwie Sol..- zwraca się do nastolatki, posyłając ciepły uśmiech. Do sali wkracza piętrowy tort zdobiony błękitnymi, lukrowymi różyczkami. Osiemnaście świeczek zapala się. Wesołe płomyczki ognia wirują wokoło. - ...pomyśl życzenie. - dodaje ciepło i łagodnie. Brunetka podchodzi do stolika, wpatrując się w zapalone świeczki. Przymyka oczy i wstrzymuje oddech. Na jej twarzy pojawia się lekki uśmieszek, który po chwili znika. Luna bierze głęboki wdech i wypuszcza powietrze, zdmuchując wszystkie, osiemnaście świeczek. Zapada cisza, którą po chwili przerywa fala gromkich braw. Brunetka odwraca się powoli, lecz w tym samym momencie światło gaśnie. Zamontowany pod sufitem reflektor, skierowany jest na odwróconą tyłem osobę, która w ręku trzyma mikrofon. Rytm słodkiej serenady wydobywa się z głośników. - Siento, espero, desespero no soy Yo...- głos Matteo rozlega się w pomieszczeniu. Luna stoi w miejscu, niczym zaczarowana, nie dowierzając własnym oczom. Na środku prowizorycznego parkietu, znajduje się Balsano we własnej osobie. Wolnym krokiem zmierza w jej stronę, nie przestając śpiewać. Słowa spokojnej, romantycznej piosenki trafiają wprost do serca Valente, sprawiając, że na jej twarzy zakwita szeroki uśmiech. Jest wniebowzięta. Mruga kilkukrotnie oczami, jakby wciąż nie dowierzała w jego obecność. Mierzy wzrokiem każdy, jego ruch, każdy gest, każde spojrzenie.
- To niemożliwe. - szepcze. Ma wrażenie, że znajduje się czarodziejskim transie, słodkiej hipnozie, z której nie chce zostać wybudzona. Wstrzymuje oddech. Czuje jak krew goreje w jej żyłach, pulsuje i staje się gorąca. Piekące, pąsowe rumieńce zakwitają na jej policzkach.
- Yo soy lo que siento Te sueño y me pierdo - melodyjny głos Mattea trafia wprost w serce Luny, która z zawstydzeniem spuszcza wzrok, lecz już po chwili go unosi, wpatrując się w rozpromienioną twarz Balsano. Niespodziewana fala gorąca zalewa jej ciało, przez które przebiega nagły dreszcz. - Si me engaño para estar Vacio en esta libertad -  nastolatkowie znajdują się w niebezpiecznie bliskiej odległości. Matteo spogląda wprost w oczy swej wybranki, jakby doszukiwał się w nich jakiejś odpowiedzi, reakcji na jego niespodziankę. Chłopak przycisza głos, a muzyka powoli cichnie. Luna zatraca się w spojrzeniu Balsano. Nie zauważa, gdy w jego rękach pojawia się ogromny bukiet czerwonych róż, który wsuwa mu do rąk Nina. Matteo z tajemniczym uśmiechem wręcza zaskoczonej Lunie bukiet.
- Myślałam, że zapomniałeś. - szepcze oniemiała.
- Nigdy. - odpowiada krótko i zwięźle. Brunetka obejmuje rękoma bukiet, zatapiając wzrok w kwiatach. Rozkoszuje się delikatną i słodką wonią róż, uśmiechając się nieśmiało.
- Piękne. - przyznaje, przenosząc wzrok na wyraźnie zadowolonego chłopaka. Przywołuje wzrokiem Amandę, która wkłada kwiaty do wazonu. - Zanieś je do mojego pokoju, proszę. - zwraca się do służącej, która posłusznie wykonuje polecenie nowej dziedziczki fortuny Bensonów.
- Jeszcze jedna, ważna rzecz. - uśmiecha się, wręczając Lunie małe, czerwone pudełeczko. Otwiera je, a oczom Luny ukazuje się niewielkich rozmiarów, złote słoneczko.
- Co to? - pyta zaciekawiona.
- Druga część twojego naszyjnika. - wyjaśnia. Wyjmuje część wisiorka i unosi ją ku górze. Ostrożnie łączy ją z wiszącym na szyi Luny, księżycem. - Pasuje idealnie. - dodaje z uśmiechem, który Valente odwzajemnia.
- To ta wasza niespodzianka? - pyta przechodzących przyjaciół, którzy zgodnie przytakują. - Dziękuję! - wykrzykuje, rzucając się Ninie na szyję. - Jesteście najlepsi. - dodaje, odrywając się od nastolatków.
- Najważniejsze, że jesteś szczęśliwa. - Simonetti wzrusza ramionami i mocniej ściska dłoń Gastona. Matteo spogląda na Lunę, która odwzajemnia jego gest.
- Mogę prosić? - pyta, wyciągając ku niej dłoń, którą brunetka natychmiast łapie.
- Oczywiście. - odpowiada, dając się prowadzić na parkiet. Lekko kołyszą się w takt piosenki, nie odrywając od siebie wzroku. Zbyt duża odległość i czas, sprawiły, że tęsknili za sobą, wyczekując spotkania. Nie potrafią nacieszyć się swoją obecnością, widokiem, zapachem. to dla nich wciąż za mało. Czują się, jakby ich życie powoli zamieniało się w bajkę o pięknym i nierealnym zakończeniu. Są po prostu szczęśliwi. Mają wrażenie, że w końcu otrzymali od losu to, na co tak długo czekali. Siebie nawzajem.
- Wciąż nie wierzę, że tu jesteś. - wyznaje.
- Ja też. - mówi przez śmiech, Matteo. - Było ciężko, ale na szczęście się udało. - dodaje, obracając Lunę wokół własnej osi. Brunetka kładzie dłoń na jego ramieniu, a ten przyciąga ją do siebie tak, że teraz dzielą ich jedynie warstwy ubrań. - Ta piosenka...- zaczyna. - Sam ją napisałeś? - unosi brew. Chłopak potakuje skromnie, jakby wstydził się tego.
- Podobała ci się? - pyta z nadzieją.
- Bardzo. - odpowiada zgodnie z prawdą. Oplata dłonie wokół jego szyi, wolno kołysząc się na boki. - To najlepszy prezent, jakie kiedykolwiek od ciebie dostałam. - wyznaje nieco speszona.
- Ej? Czy dobrze widzę, czy moja kelnereczka nieco się zarumieniła? - pyta na wpół rozbawiony.
- I powrócił Król Paw. - wybucha śmiechem, nie do końca dowierzając w to, co słyszy.
- A więc od dzisiaj Sol Benson. - zmienia temat, okręcając dziewczynę wokoło.
- Sol Benson. - przyznaje nieco pewniej.
- A więc Sol, mam dla Ciebie wiadomość. - szepcze. - Ale nie tutaj. - rozgląda się dookoła. Łączy jej drobną dłoń ze swoją, prowadząc na balkon.
- Jaką? - pyta, padając w jego objęcia. Jego gorące dłonie oplatają jej talię. Przełyka ślinę i nabiera powietrza do płuc.
- Czy twoje życzenie przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie się spełniło? - zmienia temat.
- Może. Dlaczegopytasz? - unosi brew.
- Tak po prostu. - odpowiada. - Wiesz, postanowiłem, że nie wracam do Cordoby. - informuje ją. Dziewczyna zamiera, mrugając oczami.
- C-co? - wyjąkuje, jakby nie dowierzała w jego słowa.
- Mam czas na solową karierę wrotkarską. Teraz powinienem skupić się na Blake, na tym, co tu i teraz. - wyjaśnia. - Zresztą, jeśli wrócę na tor, to tylko z tobą. - dodaje, gładząc dłonią jej policzek.
- Ale to twoje marzenie. - zaczyna, lecz Matteo jej przerywa.
- Jedynym moim marzeniem jest bycie tu, W Buenos Aires. Z tobą. Cała reszta nie ma znaczenia. - szepcze.
- A jeśli..- znów nie pozwala jej dokończyć.
- Nie. - mówi szybko. - Wszystko już postanowione. Kontrakt rozwiązany. Zostaję. - dodaje z niezwykłą pewnością siebie. Szczęśliwa brunetka rzuca mu się na szyję, mocno ściskając. - Udusisz mnie kelnereczko. - mówi przez śmiech. Po chwili jednak otacza rękoma jej talię, lekko unosząc do góry. Głośny chichot rozlega się wokoło, przerywając nocną ciszę.
- To najpiękniejszy prezent, jaki kiedykolwiek dostałam. - uśmiecha się. - Kocham Cię. - wyznaje nieco ciszej, jakby bała się jego reakcji. Spuszcza wzrok, wpatrując się w brunatną posadzkę. Matteo widząc to, unosi jej podbródek, sprawiając by ich oczy się spotkały.
- Ja Ciebie też. - oznajmia. Jego głos wydaje się być szczery i prostolinijny. Sol nigdy wcześniej nie czuła się tak wyjątkowo, tak inaczej. Nigdy wcześniej nie ufała nikomu tak bezgranicznie jak Matteo. Gdzieś tam w głębi serca czuje, że zawsze może na nim polegać i nigdy jej nie zawiedzie. Jest osobą, która bez względu na okoliczności jest i zawsze będzie blisko niej. Teraz już nie ma żadnych wątpliwości. - Zawsze, już zawsze będziemy razem. - szepcze Balsano wprost do jej ucha. Na ustach dziewczyny pojawia się delikatny uśmiech. Odsuwają się od siebie, a ich spojrzenia krzyżują się na dłuższą chwilę. Matteo obejmuje dłonią jej policzek, przysuwając się bliżej. Jego aksamitne gorące wargi obejmują jej usta. Sol wstrzymuje oddech, dając się ponieść chwili. Rozkoszuje się tą chwilą. Chwilą zapomnienia i miłości, której tak bardzo potrzebowała.
- Zawsze. - szepcze, gdy odrywają się od siebie. Raz jeszcze łączą swe usta w namiętnym pocałunku, który trwa długo. Jest pełen pasji i emocji. Po chwili odrywają się od siebie i wracają do gości, którzy doskonale się bawią. Śmieją się. Żartują. Tańczą. Matteo wraz z Sol dołączają do przyjaciół, dając się ponieść muzyce. Z ich twarzy ani na chwilę nie znika uśmiech. Są szczęśliwi, gdyż wiedzą, że teraz już nic i nikt ich nie rozdzieli. Coby się nie stało, będą obok. Będą się wspierać w trudnych i złych momentach, śmiać, gdy zajdzie potrzeba. Teraz ich życie zależy tylko i wyłącznie od nich. Otwiera się dla nich nowy rozdział, rozdział niczym z bajki. Pełen szczęścia. Radości. Miłości. Rozdział, który nosi tytuł Sol Benson i Matteo Balsano.

Od Autorki: I tak nasza opowieść dobiegła końca. Chciałam Wam bardzo serdecznie podziękować za wszystkie chwile. Za komentarze, masę wyświetleń. To dla mnie niewyobrażalne szczęście, że natrafiłam na tak wspaniałych czytelników, którzy zawsze z niecierpliwością czekali na rozdział. To naprawdę cudowne uczucie. Dziękuję Wam. Mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec mojej przygody. Pozostawiłam wprawdzie otwartą kompozycję opowiadania, które kończy przyjęcie urodzinowe Sol Benson. Nie oznacza to jednak, że rozpocznę trzecią część. Być może znajdę czas na nową opowieść, ale nie gwarantuje że pojawi się już za tydzień.  Jeśli ktoś z was jest zainteresowany innymi moimi opowiadaniami, to jestem dostępna na wattpadzie, gdzie kontynuuje pisanie dwóch książek. Pierwsza z nich "Sabes No Pido Nada Mas" jest o Lutteo, druga Heart's voice o Aguslinie. Mój nick na wattpadzie to MarleneB088. Już teraz zachęcam Was do czytania. Pisanie stało się moją pasją, pasją bez której nie potrafię żyć. Mam nadzieję, że uda mi się coś jeszcze tu opublikować. Tak więc Całuję Was Wszystkich Serdecznie. Wasza Oddana, Marlene ♥

8 komentarzy:

  1. Jeju kochana naprawdę odwaliłaś kawał dobrej roboty. Wszystko cudowne i naprawdę świetnie było wszystko czytać. Mam nadzieje ze jednak będziesz kontynuowała pisanie. Na wattpada napewno zajrzę. Życzę dalszej weny i naprawdę wielkie gratulacje. ��������❤����❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze popłakałam się! Bardzo zżyłam się z tym opowiadaniem i ciężko mi uwieżyć że to koniec. Tyle emocji dostarczyło mi czytanie tej histori...Tyle śmiechu...Tyle łez...Tyle złości. Nawet nie wiem kiedy moim największym celem było sprawdzanie co piątek czy dodałaś nowy rozdział.Naprawdę ciężko rozstać mi się z tym opowiadaniem. Chyba zacznę czytać wszystko od nowa! Dzięluję Ci że dodawałaś te rozdziały chociaż czasem nie miałaś czasu...I przede wszystkim gratuluję bo to co napisałaś trafiło do mojego serca♡♡♡♡ Powodzenia i życzę wielkiej kariery pisarskiej! Buziaczki :* :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam *.*
    Życzę ci wszystkiego naj!!!
    Ps twoje opowiadania na wattpadzie cuda *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. O boże aż się popłakałam czytając to jest cudo naprawdę tak samo jak opowiadanie na wattpadzie o lutteo mega :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedzialam ze Maetto nie zostawi Luny w dniu urodzin , najwazniejsze ze zna Luna swoja przszlosc.

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś pięknego !!! ❤
    Od razu wiedziałam że Matteo przyjedzie !!!
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super! Po prostu mnie zatkało... Szkoda, że to już koniec.
    Lutteo<3
    SoyLuna<3
    PS. Przepraszam za długą nieobecność

    OdpowiedzUsuń
  8. 36 yr old Database Administrator II Doretta Linnock, hailing from Victoriaville enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Machining. Took a trip to The Sundarbans and drives a Supra. czytaj wiecej

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia