~*~
Kilka dni później: Duży, zakurzony dom, w końcu zaczyna tętnić życiem i dawną energią. Opustoszały, w końcu nabył nowych domowników, którzy przez kilka miesięcy woleli gnieździć się w dwupokojowym mieszkaniu w bloku. Nina krząta się nerwowo, sprawdzając, czy aby wszystko jest na swoim miejscu. Liczy na palcach wyznaczone wcześniej zadania, które zostały już zrealizowane.
- Tato! Posprzątałeś sypialnię? - zwraca się do Ricarda, który na dobrą godzinę przepadł w pomieszczeniu należącym do Any.
- Potrzebuję jeszcze piętnastu minut. - zza drzwi wydobywa się stłumiony krzyk mężczyzny, który od czasu powrotu Niny do domu, diametralnie się zmienił. Czasem jeszcze miewa swoje ataki panicznego szału, jednak szybko potrafi dojść do siebie. Wyciszyć się i uspokoić zszargane nerwy. Stara się, by w końcu zapewnić córce wszystko, co najlepsze. Chce pokazać jej, że nie taki diabeł straszny jak go malują. Nina w mig spostrzegła jego starania i dziś z uśmiechem na ustach spędza wolny czas w towarzystwie Ricarda. Ma nadzieję, że pewnego dnia wybaczy mu zupełnie wszystkie krzywdy, które jej wyrządził. Dziś może śmiało wyznać, że wszystko jest na dobrej drodze. Zadowolona z siebie, kończy właśnie myć ostatnie okno, wychodzące na ulicę, na której o tej porze pojawia się korek. Z radością wpatruje się w wolno sunące samochody, obserwując ich leniwe, miarowe ruchy. Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie. Zamyka okno i zasłania je śnieżnobiałą, koronkową firaneczką. Odchodzi kilka metrów dalej, z zadowoleniem przyglądając się efektom swoich starań. - Idealnie. - myśli, ogarniając wzrokiem pachnące czystością pomieszczenie. Tego dnia wszystko musi być perfekcyjne, inne, niż zazwyczaj. Nina długo oczekiwała tej chwili. Momentu, w którym znów ujrzy radosną twarz matki. Przytuli ją i mocno obejmie dłońmi jej chudą szyję. Jest mocno podekscytowana i przerażona jednocześnie. Obawia się tego, co ją czeka po przeprowadzce ojca. Zupełnie nie wyobraża sobie ich wspólnego życia we trójkę. Dawne kłótnie i spory, mimo najszczerszych starań mogą zniszczyć magię rodzinnej sielanki. Dopóki Ana nie stanie na nogi i nie wróci do dawnej formy, Ricardo zamieszka z nimi, by doglądać wszystkiego i pomóc byłej żonie uporać się z długami i narastającymi rachunkami. Przy okazji pomoże jej dojść do siebie i dojrzy Niny, która będąc w trudnym wieku, czasem dopuszcza się wielu głupstw.
- Wychodzę! Umówiłam się z Gastonem. Poradzisz sobie z resztą? Wrócę za godzinę i pomogę ci. - zwraca się do ojca, odkładając kolorowe ściereczki na miejsce.
- Zaproś go na obiad. - słyszy. Zaskoczona brunetka nieruchomieje, nie potrafiąc wykonać żadnego gestu. Kilkukrotnie mruga oczami, z otwartymi ustami, wpatrując się w wyraźnie rozbawioną twarz ojca.
- Co cię tak bawi? - pyta po upływie kilku sekund.
- Twoja reakcja, córeczko. - odpowiada Ricardo kręcąc z dezaprobatą głową.
- Nie spodziewałam się tego po tobie.- wyznaje lekko speszona.
- Myślę, że jemu także należą się przeprosiny. - mówi, nerwowo drapiąc się po głowie. Nigdy wcześniej nie musiał nikogo przepraszać za swoje zachowanie, nie odczuwał również skruchy i wyrzutów sumienia. Teraz wszystko się zmieniło. Od kiedy stara się o względy córki, pragnie uzyskać przebaczenie wszystkich, którym w większym lum mniejszym stopniu zaszkodził. Jest zadowolony z postępów, jakie robi. I mimo, iż są wolne i nieznaczne, Nina dostrzega je, w głębi duszy kibicując ojcu z całych sił.
- Dobrze. Przekażę mu. - odpowiada z lekkim uśmiechem.
- Przygotuję obiad. - dodaje Ricardo, krzątając się po kuchni. - Tylko wróć za godzinę. Razem odbierzemy mamę ze szpitala. - mówi, wyjmując z szafki potrzebne produkty spożywcze. Roześmiana nastolatka z ochotą przystaje na warunki ojca. Zarzuca na ramiona dżinsową kurteczkę i pospiesznie wychodzi z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.
~*~
Mimo wygranej nad Simonem Alvarezem, w życiu Luny zapanowała niewyobrażalna pustka spowodowana brakiem Matteo. Balsano długo wahał się nad podjęciem właściwej decyzji i w ostatniej chwili jednak zdecydował się powrócić do Cordoby, by tam kontynuować karierę zawodowego wrotkarza. Powoli stawał się rozpoznawalny. Jego zdjęcia pojawiały się w popularnych czasopismach sportowych, na których zawsze towarzyszyła mu jego partnerka, sama Victoria Navarete. Luna zawsze przeglądając takie pisemka, miała ochotę wsiąść w pierwszy, lepszy samolot i choćby siłą, przywieźć go z powrotem. Zdaje sobie jednak sprawę z tego, że w ten sposób zniszczy to, o czym marzył od dawna. Zniszczy jego marzenia. Dlatego mimo narastającej zazdrości, postanowiła pozostawić sprawy swojemu biegowi. Z westchnieniem wpatruje się w stojące na kolorowej komodzie zdjęcie, przedstawiające ją samą u boku młodego Balsano. Niewyobrażalna fala tęsknoty ogarnia jej ciało, sprawiając, że dziś bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej czuje się samotna. Jej lekko zaróżowione usta wykrzywiają się w słabym uśmiechu, który znika tak szybko, jak się pojawił. Wzdycha ciężko i powoli wstaje z łóżka, zabierając ze sobą najważniejsze rzeczy. Wychodzi z domu, kierując się do domu Casandry, z którą umówiła się na ustalenie najważniejszych szczegółów odnośnie jej imprezy urodzinowej, która ma się odbyć już nazajutrz. Ostrożnie rozwiera metalową furtkę, prowadzącą do doskonale znanego ogrodu, który niegdyś tak bardzo ją fascynował. Dziś jednak dostrzega jego wady. Lekko powiędłe krzewy wiją się dziko wokół rabatek, a sterta opadających liści, wciąż pozostała nieuporządkowana. Pąsowe róże, oplatające bieloną huśtawkę, pożółkły nieco, a ich zeschnięte liście, opadają na miękki trawnik. Zbliżająca się zima, zabija szatę roślinną tego ogrodu, pozwalając na rozwój fioletowym i czerwonym wrzosom, porastającym niektóre z ogromnych rabat. Luna wdycha świeże powietrze do płuc, a następnie wydycha je z charakterystycznym świstem. Ostrożnie naciska na dzwonek, w ciszy oczekując na pojawienie się służącej, która jak zwykle niezwykle gościnnym skinieniem dłoni, wpuści ją do środka i powita ciepłym i łagodnym uśmiechem. - O, panienka Benson. Zapraszam. Pani Balsano czeka już na panienkę w salonie. - uśmiecha się, przepuszczając gościa przodem. - Podać herbatę? - zwraca się do siedzącej na skórzanej kanapie, Casandry, która przegląda wszelkiego rodzaju czasopisma.
- Ah, tak. Poproszę. A ty, Sol, przepraszam Luno napijesz się czegoś? - ściąga brwi, uważnie przyglądając się dziewczynie, która nieśmiałym krokiem podąża w jej stronę. Zajmuje miejsce tuż obok i ostrożnie potakuje krótkim skinieniem głowy.
- Bardzo chętnie. - mówi. - Jeśli pani chce, może pani mówić do mnie Sol. W końcu to moje prawdziwe imię. Mam nadzieję, że zdołam do niego przywyknąć. - dodaje z lekkim uśmiechem, co wzbudza nutkę zadowolenia na twarzy Balsano.
- Podjęłaś właściwą decyzję. - odpowiada z uśmiechem. - Doskonale. Powiadomię prawników. - dodaje. Sięga po błękitny notatnik, w którym zapisuje istotną informację, a następnie odkłada przedmiot na stolik. - Zgodnie z planem, załatwimy to w twoje urodziny. - uśmiecha się i popija przyniesioną przez służącą, herbatkę. Częstuje Lunę owsianymi ciasteczkami, a następnie pokazuje jej różne typy dekoracji, które chciałaby zamówić. Dziewczyna uważnie wpatruje się w przeglądany katalog, starając się o wszystkim pamiętać.
- Myślę, że te będą świetne. - pokazuje Casandrze kolorowe światełka, których nie może zabraknąć w wystroju.
- Mm..tak. Rzeczywiście są dobre. Zapisuję. - oznajmia entuzjastycznie kobieta, wpisując kolejną rzecz do swojego niezastąpionego notatnika.
- A co u Matteo? Przyjedzie na moje urodziny? - pyta nagle. Jej głos przepełnia złudna nadzieja, mieszająca się z nutką obawy i strachu. Casandra wzdycha ciężko, opierając łokcie na kolanach. Posyła Lunie nieśmiały uśmiech, spoglądając jej prosto w oczy.
- Niestety. - szepcze ponuro. - Nie sądzę, by to się udało. Z tego, co mówił, cały, swój wolny czas poświęca morderczym treningom. Na nic nie ma czasu. - dodaje. - Nie rozmawiałaś z nim? - pyta wyraźnie zaskoczona.
- Tylko po rozprawie. Zadzwonił, gdy doleciał na miejsce. - wyjaśnia brunetka. - Z tego, co dobrze pamiętam, chyba dzisiaj miał zadzwonić, ale jeszcze tego nie zrobił. - wzdycha, podpierając głowę dłońmi.
- Spokojnie. Odezwie się. - mówi Casandra, gładząc jej ramię. Posyła jej uspokajający uśmiech i puszcza oczko, chcąc w ten sposób dodać jej otuchy. - Ciasteczko? - pyta ni stąd, ni zowąd, podsuwając jej pod nos talerz ze słodkimi przekąskami. Nastolatka dziękuje cicho i sięga po ciasteczko, które przegryza w międzyczasie ustalania kolejnych szczegółów dotyczących imprezy urodzinowej.
~*~
Szczęśliwa Simonetti podąża parkową alejką, uważnie rozglądając się wokoło. Poszukuje wzrokiem Gastona, który powinien znajdować się gdzieś blisko w tej okolicy. Nie może się doczekać, kiedy oznajmi mu, że jej mama w końcu opuszcza szpital, a sam Ricardo zaprasza go na dzisiejszy obiad. Wszystko to, co dzieje się w jej życiu, sprawia, że ma niewyobrażalną ochotę się uśmiechać. Podziwia kolorowe wrzosy i przechodzących ludzi. Tego dnia, nawet nieco przysłonięte chmurami słońce, wydaje jej się piękniejsze, niż kiedykolwiek przedtem. Wdycha powietrze do płuc i mruży oczy, pozwalając, by jesienne promyki słońca oplatały jej jasną cerę. Niespodziewanie czyjeś ręce oplatają jej talię, zamykając ciało w luźnym uścisku. - Mam cię. - szepcze wesoło Gaston, uśmiechając się chytrze. Nina wybucha głośnym śmiechem, nie potrafiąc się opanować.
- Dziki z ciebie zwierz. - mówi przez śmiech, odwracając się do niego przodem.
- Tęskniłem. - wyznaje Perida, spoglądając jej głęboko w oczy.
- Ja też. - odpowiada Nina, lekko całując jego miękkie i gorące usta. - Mam dla ciebie niespodziankę. - informuje, wolno sunąc przed siebie. Łączy swoją dłoń z ręką chłopaka, kątem oka spoglądając na jego reakcję.
- Jaką? - pyta zaintrygowany, pocierając brodę palcem wskazującym.
- Moja mama wraca do domu ii..mój tata zaprasza cię na obiad. - odpowiada z uśmiechem. Gaston posyła jej pytające spojrzenie, jakby nie do końca wierzył w prawdziwość jej słów.
- Niemożliwe. Przecież on mnie nie znosi. - zauważa bystrze.
- Tak, to prawda. Ale ostatnio wszystko się zmieniło. On się zmienił. Mam wrażenie, że bardzo się stara. chce mi pokazać, że wciąż jest dla nas szansa, że możemy być rodziną. Postanowił dać ci szansę. - wyjaśnia, żywo gestykulując.
- Więc przyjmuję zaproszenie. - odpowiada chłopak, ani chwilę nie zastanawiając się nad słusznością podjętej decyzji.Otacza jej ciało ramieniem i razem wolnym krokiem zmierzają w kierunku słynnej fontanny, mieszczącej się w parku.
- Cieszę się. - mówi po chwili Nina, skręcając w prawo.
- Ja też. Mam nadzieję, że twój ojciec w końcu mnie zaakceptuje. - wyznaje Perida, odwzajemniając nieśmiały uśmiech Simonetti. Nastolatkowie wymieniają przelotne spojrzenia, po czym w przyjemnej ciszy maszerują dalej. Pragną rozkoszować się wzajemną obecnością i stłumionym dźwiękiem bicia serc. Czują się swobodnie w swoim towarzystwie, co ułatwia im rozmowę. Są szczęśliwi, bo w końcu nie muszą się ukrywać.
~*~
Zniecierpliwiona Nina wraz z Ricardo stoi przed ogromnym, bielonym budynkiem szpitala. W ciszy oczekują przybycia Any, która lada moment powinna pojawić się na parkingu. Po raz któryś z kolei sprawdzają, czy w samochodzie panuje nienaganny porządek. Oboje pragną sprawić przyjemność kobiecie, której w ostatnim czasie los nie oszczędzał, zadając ból i niemiłosierne cierpienie. W końcu ogromne, szklane drzwi wejściowe otwierają się, a w progu staje rudowłosa, wychudzona kobieta z czarną walizką w ręku. Na jej widok, w oczach Niny wzbierają się łzy, a na twarzy pojawia się szeroki uśmiech. - Mamo! - krzyczy, podrywając się z miejsca. Nie zważając na przejeżdżające samochody, szybko niczym błyskawica mknie w kierunku kobiety. Pada jej w ramiona, zamykając wiotkie ciało w gorącym uścisku. Śmiechom i radości nie ma końca. Simonetti w mig odwzajemnia gest córki, mocno tuląc ją do siebie. Minęło wiele czasu od ostatniej wizyty Niny w szpitalu. Kobieta dawno jej nie widziała i teraz w końcu ma okazję podziwiać córkę w całej okazałości.
- Jak ty pięknie wyglądasz! - wykrzykuje z zachwytem, gładząc dłonią jej włosy. - Nie nosisz okularów. Śmiały krok. - komplementuje, uśmiechając się szeroko. - Jak się czuje? - pyta, nie dając jej nawet szansy na odpowiedź. Chce wiedzieć wszystko, co działo się u niej w czasie jej nieobecności, jak sobie radziła i czy podoba jej się perspektywa zamieszkania z Ricardem pod jednym dachem. Zasypuje ją milionem pytań, na które brunetka nie jest w stanie odpowiedzieć od razu. - A Gaston? Dalej jesteście razem? Co u niego? - dodaje po chwili. Mimowolnie, Nina wybucha falą niekontrolowanego śmiechu.
- Tak, mamo. Wszystko w porządku. Tata zaprosił go na obiad, więc za chwilę będziesz miała okazję sama go o wszystko wypytać. - mówi przez śmiech, obejmując ramieniem rodzicielkę. Powoli kierują się do samochodu. Ricardo dzielnie asystuje u boku kobiety, odbierając od niej dużą walizkę.
- Jak się czujesz? - zwraca się do niej z troską, która zaskakuje nawet samą Anę.
- Znacznie lepiej. Ta terapia pomogła mi odzyskać równowagę, zapomnieć i skoncentrować się na tym, co najważniejsze. Na mojej córeczce. - odpowiada, przenosząc czule wzrok na Ninę, która lekko się rumieni. - Od teraz wszystko się zmieni. Spróbujemy odbudować naszą rodzinę. - dodaje. Jej głos jest gładki, można powiedzieć, że łagodny, a zarazem miękki i aksamitny. Jego melodyjna barwa delikatnie pieści uszy Niny, która pragnie się wsłuchiwać w niego do końca dzisiejszego dnia. Brakowało jej matki, jej troski. Czułości i dobrych rad. Tęskniła za nią tak bardzo, że sama do końca nie zdawała sobie z tego sprawy. Spogląda na nią kątem oka i otwiera drzwi. Wskakuje na tylne siedzenie i zapina pas. W ciszy czeka, aż rodzice wsiądą do samochodu. Po chwili silnik odpala i samochód rusza z miejsca. Prosto przed siebie. Prosto do domu.
~*~
W domu Simonetti panuje przyjemna atmosfera. Stół został zastawiony jasno różowym obrusem. Fazon wypełniony śnieżnobiałymi liliami stanowi idealną ozdobę dzisiejszego wieczoru. W powietrzu roznosi się przyjemna woń kwiatów, których zapach miesza się z palącymi się świecami o cynamonowym zapachu. Idealnie rozłożona zastawa stołowa wydaje się ożywać pod wpływem unoszących się zapachów gotowanego obiadu. W domu panuje gwar i harmider. Nie brakuje pytań i dociekań Any, która pragnie wiedzieć wszystko, co wydarzyło się podczas jej nieobecności. Zarówno Nina jak i Ricardo wolą sprytnie unikać niewygodnych tematów i zdarzeń, o których rudowłosa kobieta z pewnością nie powinna wiedzieć. Odpowiadają krótko, nie wchodząc w szczegóły. Rodzinną sielankę przerywa dzwonek do drzwi, którego dźwięk rozlega się w całym salonie. Nina natychmiast zdejmuje granatowy fartuszek, który ląduje na krześle i mknie do drzwi, by jako pierwsza spośród domowników powitać wyjątkowego gościa. Naciska na klamkę, uśmiechając się od ucha do ucha. Wspina się na palce i czule przytula ukochanego na powitanie. - Cieszę się, że przyszedłeś. - informuje rozpromieniona. Odbiera skromną wiązankę kwiatów, zdobionych błękitną wstążką i z radosnym błyskiem w oku kieruje się do salonu.
- Dzień dobry. - Gaston wita Anę i Rcarda szerokim uśmiechem. - Miło znowu panią widzieć. - zwraca się do Any i obdarza ją podobnym bukietem kwiatów, który przed chwilą otrzymała jej córka. Zachwycona kobieta dziękuje mu serdecznie i natychmiast kieruje się do kuchni. Wyjmuje z szafki szklany wazon i napełnia go wodą. Wkłada kwiaty i odstawia naczynie na komodę, po czym z szerokim uśmiechem powraca do salonu.
- Ciebie też miło widzieć. - zwraca się do Gastona.
- Obiad już gotowy. - informuje Ricardo, wychodząc z głębi kuchni. - Dzień dobry Gaston. - dodaje oschle. Wciąż nie może przywyknąć do widoku nastolatka u boku swojej jedynej córki. Jego obecność lekko go irytuje, jednak stara się zachować zimną krew i pozwolić zaprezentować się chłopakowi. - Może nie będzie aż tak źle. - przemyka mu przez myśl. Groźne spojrzenie, jakie posyła mu Nina przywołuje go do porządku. Mężczyzna odkłada kubek z herbatą na blat i ociera krople potu, które pojawiły się na jego czole. Wstrzymuje oddech i ze spuszczoną głową podchodzi do Peridy. - Chciałem cię przeprosić za moje zachowanie. Nie powinienem...sam wiesz. Spróbujmy się jakoś dogadać. W końcu, może któregoś dnia zostaniesz moim zięciem i wtedy...- zaczyna, lecz śmiech Any i Niny nie pozwala mu dokończyć. Po chwili dołącza do nich Gaston, a nawet sam Ricardo, który czuje się niezręcznie w całej tej sytuacji.
- Nie ma sprawy, proszę pana. - odpowiada szczerze nastolatek, delikatnie się uśmiechając. - Zacznijmy od nowa. - proponuje, przyjaźnie wyciągając dłoń w kierunku mężczyzny. Po chwili wahania, Ricardo ściska ją serdecznie i odwzajemnia uśmiech Gastona.
- No Ricardo, nie wiedziałam, że masz tak świetne poczucie humoru. Zięć...- podśmiewuje się Ana, klepiąc byłego męża po ramieniu.
- Lepiej chodźmy na obiad. - proponuje mężczyzna, chcąc zmienić temat rozmowy i jak najszybciej zapomnieć o wcześniejszej wpadce. - Zrobiłem pyszną lasagne. - informuje, gościnnym skinieniem ręki, zapraszając wszystkich do stołu. Obiad przebiega w dość luźnej atmosferze. Ana wciąż zagaduje gościa, męcząc go swoimi, matczynymi przesłuchaniami, podczas gdy Ricardo z zaciekawieniem przysłuchuje się rozmowie, raz po raz prosząc Ninę, by nie przeszkadzała i zezwoliła im na przeprowadzenie rutynowej kontroli. Nastolatka wzdycha ciężko, to wywraca oczami.
- Całowaliście się już? - pyta Ricardo, bacznie obserwując dwójkę nastolatków, którzy posyłają sobie zażenowane spojrzenia.
- Tato! - wybucha Nina, podpierając czoło dłonią. - Proszę. - unosi błagalnie wzrok, jakby chciała zapobiec nadciągającej katastrofie.
- To poważny krok i nie należy się z tym spieszyć. - wyjaśnia mężczyzna poważnym tonem.
- Ty pocałowałeś mnie jeszcze tego samego dnia, w którym mnie poznałeś. Nie pamiętasz? - Ana jak zwykle w błyskotliwy sposób ratuje sytuację i dyskretnie puszcza oczko do córki, dając jej do zrozumienia, że wszystkim się zajmie.
- To było co innego. Inne czasy...- zaprzecza gorączkowo, starając się wybrnąć.
- Jakie inne czasy? Ricardo! - kobieta natychmiast protestuje, śmiejąc się głośno. Gaston posyła Ninie znaczące spojrzenie, po czym uśmiecha się lekko.
- Niestety muszę już iść. Dziękuję za kolację. Była przepyszna. - grzecznie wstaje od stołu.
- A ja go odprowadzę! - wtóruje Nina, idąc w jego ślady.
- Już nas opuszczasz? Jaka szkoda. - mówi Ana, ciepło się uśmiechając.
- Tak jest już późno. Moi rodzice będą się denerwować. - wyjaśnia, gestykulując.
- O! I to mi się podoba. Mogłabyś brać z niego przykład Nina! - Ricardo w zabawny, aczkolwiek surowy sposób wygraża córce palce, - A my jeszcze dokończymy tamtą rozmowę. - zwraca się do Gastona, który twierdzącym gestem odpowiada na jego insynuację. Simonetti oddycha z ulgą, gdy znajdują się już na korytarzu, za dala od uciążliwego ojca i ciekawskiej matki.
- Nie jest taki zły. Miałaś rację. Powoli się zmienia. Pewnie minie jeszcze sporo czasu, nim w pełni mnie zaakceptuje, ale nie wymagajmy od niego zbyt wiele. Grunt, że możemy się spotykać. - mówi wyraźnie zadowolony z przebiegu sytuacji.
- Ja też. - przyznaje Nina. - Widzimy się na urodzinach Luny. Pamiętaj o prezencie. - przypomina mu, gdy odprowadza go do wyjścia.
- Nie martw się. Mam wszystko pod kontrolą. - mruga oczkiem i lekko całuje ją na pożegnanie. - Do jutra. - dodaje, gdy odrywają się od siebie. Ostrożnie otwiera drzwi i przelotnie cmoka Simonetti w policzek. - Zadzwonię wieczorem. - mówi, zanim drzwi się zamykają. Brunetka wzdycha głęboko, opierając się o drewnianą powierzchnię drzwi. Na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech. W końcu udało jej się stawić czoło problemom i teraz bez najmniejszych przeszkód może już być szczęśliwa.
- Chyba zwariowałam, ale wydaje mi się, że go kocham. - szepcze bezgłośnie, unosząc oczy ku niebu. Wybucha nerwowym śmiechem, lecz szybko powstrzymuje się, zasłaniając usta dłonią. Jest wniebowzięta i pewna, że już nic nie zepsuje jej szczęścia.
Od Autorki: Matteo jednak wyjechał. Nie zabijcie mnie, błagam. Myślę, że brak Lutteo zrekompensowałam Wam sporą ilością Gastiny i niespodziewanym wyznaniem Niny. Jej problemy w końcu się skończyły, lecz co z Luną? Otóż ją zostawiłam sobie na deser. Mam nadzieję, że spodoba Wam się moja wersja zakończenia, bez względu na to, jak zakończy się ta opowieść. (tak właśnie zasiałam w was ziarnko niepewności) Haha :D Dobra, lecę już, bo mam masę obowiązków, a wciąż zajmuję się szlifowaniem rozdziału. Pozdrawiam, Marlene ♥
Super rozdział ❤mam nadzieję że letteo będzie razem ❤
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńCzy nową serię zaczniesz od razu wstawiać po zakończeniu tej? Pozdrawiam��
OdpowiedzUsuńnie bedzie nowej serii.
UsuńOoo.... Szkoda...
UsuńKocham gastinę!
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie!
Mam nadzieję że z luną i matteo będzie w porządku!
Czekam na next! :)
JAK MOGŁAŚ!? JAK ON MÓGŁ WYJECHAĆ!? Mam dziwne przeczucie że pojawi się na urodzinach Luny ale to tylko takie chore domysły hehe. A tak wogóle to przemyśl sprawę napisania własnej książki bo ona zrobiłaby furorę!❤❤❤
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ!? JAK ON MÓGŁ WYJECHAĆ!? Mam dziwne przeczucie że pojawi się na urodzinach Luny ale to tylko takie chore domysły hehe. A tak wogóle to przemyśl sprawę napisania własnej książki bo ona zrobiłaby furorę!❤❤❤
OdpowiedzUsuńExtra i daj nowa historie plus lutteo i gastina ma być razem pamiętaj :)
OdpowiedzUsuńGenialne !!!!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Matteo przyjedzie na urodziny Luby ! :*
Czekam na next ❤
CUDO <3
OdpowiedzUsuń