W życiu Any od pewnego czasu panuje niesamowity chaos. Nie potrafi skupić się na wykonywaniu zwykłych, codziennych czynności, tym samym zrzucając swoje dotychczasowe obowiązki na i tak przepracowaną Ninę. Ledwie wiążą koniec z końcem Kobieta doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to jej wina, gdyż powinna wziąć się w garść i rozpocząć poszukiwania nowej pracy. Rosnąca w jej brzuchu istota, nie pozwala jej jednak wyrzucić z pamięci mężczyzny, z którym wiązała poważne plany. Każdego dnia czuje jego obecność, widzi roześmianą twarz i czułe spojrzenia, której jej posyłał. Przymyka oczy, spod których wypływa samotna łza, którą natychmiast ociera opuszkami palców. Wstaje z kanapy i kieruję w stronę drzwi wejściowych, zza których dobiega uporczywe pukanie do drzwi.
- Listonosz! - słyszy męski głos. Niechętnie zmierza w stronę narastającego hałasu i powoli otwiera drzwi.
- Dzień dobry. - wita starszego mężczyznę wymuszonym uśmiechem i odbiera szarą, dużą kopertę, której widok całkowicie zaskakuje kobietę. Zamyka mu drzwi przed nosem, nie zastanawiając się nad pokwitowaniem odebranej przesyłki. Marszczy brwi i rozrywa kancelaryjny papier. Rozwija zwinięty w środku stos kartek i z narastającym w oczach przerażeniem, lustruje wzrokiem treść listu.
- To niemożliwe. - szepcze przerażona, ponownie czytając pismo. W mig rozpoznaje wysoki, patetyczny, ,adwokacki styl i skomplikowane słownictwo, którego nie rozumie. Wie jednak, że nie jest to zwykła przesyłka. Ricardo wykorzystując jej chwilową, złą sytuację finansową, rozpoczął jawną walkę o odebranie Anie Simonetti praw rodzicielskich i żąda, by Nina w trybie natychmiastowym wprowadziła się do niego. Kobieta z niedowierzaniem wpatruje się w papierową kartkę, ściskając ją mocno w dłoniach. Kiwa przecząco głową, zaciskając usta, które przybierają kształt wąskiej, poziomej linii. Nigdy nie spodziewała się, że jej były mąż zdolny jest do tak podłego czynu. Bezczelnie wykorzystał jej złe samopoczucie, nie znając do końca jej sytuacji. Kobieta gładzi dłońmi lekko zaokrąglony brzuch, wzdychając ciężko. Czuje się zupełnie bezradna, a jedyne, czego w tej chwili pragnie, to pozbycie się przyczyny jej kłopotów.
~*~
Mimo dość późnej pory wyjazdu, Luna zrywa się o świcie, upychając ostatnie rzeczy do ogromnej, granatowej walizki. Związuje włosy w wysokiego, niedbałego kucyka, po czym wybiega z domu, starannie zamykając za sobą drzwi. Zakłada na nogi wrotki i podąża w kierunku budynku, przed którym umówiła się z Mariną. Mimo złego stanu psychicznego, postanowiła raz na zawsze zamknąć pewne sprawy i postawić je jasno, przed ich rozwiązaniem. Za namową blondynki, postanowiła skorzystać z jej rad. Doskonale zna przyczynę jej ciągłych namów. Barriga dąży do jednego, do destrukcji klubu prowadzonego przez Mike'a, który pozbył się jej, zupełnie jak Luny, gdy stała się dla nich zagrożeniem. Barriga postanowiła wyjawić pewne sekrety jej byłego managera, by przy tym pogrążyć Simona, którego nienawidziła bardziej, niż można to sobie wyobrazić. Roztrzęsiona dziewczyna zatrzymuje się przed ogromnym, szklanym budynkiem, dostrzegając na horyzoncie znajomą twarz Mariny Barrigi. - Gotowa? - pyta dziewczyna, zwracając się do Valente, która niepewnie kiwa głową.
- Za dwie godziny powinnam być na lotnisku. Myślisz, że zdążę wyjechać, nim policja rozpocznie jakiekolwiek działania? - pyta z nadzieją.
- Sądzę, że tak. Zresztą, nie zdoła cię zatrzymać. Sama mówiłaś, że na twoich oczach zniszczył umowę, a ja pozbyłam się już kopii. - dodaje z uśmiechem. Oczy Luny gwałtownie się poszerzają, przybierając okrągły kształt.
- Jak...jak zdołałaś to zrobić? - pyta drżącym głosem, nie dowierzając w słowa Barrigi.
- Powiedzmy, że mam swoje sposoby. - puszcza jej oczko. - Więc idziemy. Już po ósmej, komisariat powinien już być otwarty. - dodaje, wykonując charakterystyczny, zachęcający gest prawą dłonią. Luna niepewnym krokiem zmierza za blondynką, uważnie rozglądając się dookoła. Nie chce, by ktoś ją tu zauważył i doniósł Mike'owi, o tym, co właśnie zamierza zrobić.
Po upływie kilku minut, znajdują się w środku. Luna przełyka głośno ślinę, wpatrując się w ciężkie, metalowe drzwi, prowadzące do gabinetu przesłuchań.
- Panny Valente i Barriga proszone do gabinetu. - w budynku rozlega się ciepły głos wysokiego funkcjonariusza w granatowym mundurze, który bacznie obserwuje nastolatki. Luna niepewnie wchodzi do środka, garbiąc nieco posturę swego ciała. Siada na szarym krześle, naprzeciwko jednego z policjantów, podczas gdy Marina spogląda na niego z niezwykłą pewnością siebie.
- Gwałt na Lunie Valente. - mężczyzna odczytuje zanotowaną na skrawku papieru nazwę sprawy, przyglądając się przerażonej brunetce. - To pani? - zwraca się do niej. Luna drży, niepewnie przytakując głową. Czuje, jak opanowuje ją nagła siła, niepozwalająca na wykrztuszenie z siebie żadnego słowa. Nie umie pleść sensownej wypowiedzi. Jej słowa są chaotyczne i często sprzeczne z logiką, co jedynie potwierdza pogorszenie jej stanu psychicznego. Nie brakuje także łez, których Valente w żaden sposób nie potrafi powstrzymać. Funkcjonariusze spoglądają na nią ze współczuciem, skrupulatnie notując każde, wypowiedziane przez nią słowo.
- A pani? Jaki ma związek z tą sprawą? - zwraca się do blondynki, która odrzuca do tyłu swoje długie, blond włosy.
- Znalazłam ją w szatni, gdy już było po wszystkim. - odpowiada spokojnie.
- Dobrze. - mówi funkcjonariusz. - Zapraszam panią Valente do gabinetu obok, gdzie zajmie się nią nasz psycholog i lekarz. Musimy potwierdzić waszą wersję wydarzeń.
- Jedyne, co musicie zrobić, to zamknąć tą świnie! - krzyczy Marina. - Czy panowie wiedzą, to czego się posunął? - pyta, oczekując na ich reakcję. Podsuwa im komórkę z udzielonym przez Simona wywiadem, która zostaje zatrzymana jako materiał dowodowy w sprawie. Brunetka ze świstem wypuszcza powietrze z płuc.
- Czy...czy to zajmie dużo czasu? - pyta, przenosząc wzrok na funkcjonariusza. - Za godzinę mam samolot do Argentyny. - wyjawia cicho i niepewnie.
- Więc rezygnuje pani z wniesienia sprawy do sądu? - pyta zaskoczony policjant.
- Nie! - zaprzecza Luna. - Po prostu chcę stąd wyjechać. Simon..on..groził mi, jeśli komuś o tym powiem...- szepcze. Policjant spisuje wypowiedziane przez nią zdanie, oczekując na kolejną opowieść, która znacznie ułatwiłaby im śledztwo.
- Nie musi pani tego robić. Zapewnimy pani ochronę. - mówi przekonująco policjant, opierając łokcie o blat biurka.
- Nie w tym rzecz. Nie chcę spędzić ani dnia dłużej w tym miejscu. Rzecz jasna stawię się osobiście w sądzie. Wystarczy, że poinformujecie mnie pocztą lub telefonicznie o terminie rozprawy. - mówi drżącym głosem, podsuwając mu poszarpaną kartkę, na której widnieje jej adres, pod którym zamieszka w Buenos Aires.
- To już pani sprawa. Jeśli pani zeznania zostaną potwierdzone przez naszego lekarza, może pani opuścić Meksyk. - mówi policjant, wstając z miejsca. Odprowadza Lunę do odpowiedniego pomieszczenia, podczas, gdy Marina zostaje proszona do innego pomieszczenia na kolejne przesłuchanie. Dla pewności, funkcjonariusze postanowili raz jeszcze wybadać blondynkę, by upewnić się, że wcześniejsza wersja jest prawdziwa.
~*~
Meksykanka oddycha z ulgą, gdy ostatnie walizki zostają zapakowane. Wraz ze zdezorientowanymi dziadkami zajmuje miejsce w luksusowym śmigłowcu należącym do jej managera. Zapina pas i wzdycha głęboko. Zdążyła na czas. - Cieszę się, że zgodziłaś się na nasz układ. - słyszy stłumiony szept Mike'a, który kątem oka spogląda na dziadków Valente, upewniając się, że niczego nie usłyszą.
- Ja również. - posyła mu szeroki uśmiech, przyglądając mu się uważnie. - Nie wiesz, co cię czeka. - myśli, nie przestając się wpatrywać w jego twarz.
- Rzecz jasna, zwolnię Simona. Musi ponieść konsekwencje swojego postępowania. - mężczyzna za wszelką cenę pragnie przymilić się Valente, by na wszelki wypadek upewnić się, że nie zmieni zdania i nie zgłosi sprawy na policję. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że ten jeden raz, Luna okazała się sprytniejsza, korzystając z pomocy znienawidzonej przez mężczyznę, blondynki. Tylko dzięki niej zdecydowała się na ten ruch. Nigdy nie pomyślałaby, że kiedykolwiek będzie jej dłużna przeprosiny i podziękowania za udzieloną pomoc. Luna wzdycha ciężko, opierając policzek o szybę, unoszącego się wśród błękitnych obłoków, śmigłowca, który kilkanaście minut temu opuścił Cancun. Tym razem, Luna nie spogląda na malejące budynki. Nie tęskni, nie chce wrócić. Jest szczęśliwa, gdyż właśnie opuszcza kraj, kojarzący się jej jedynie ze smutkiem i cierpieniem.
~*~
Tymczasem w Argentynie panuje prawdziwe zamieszanie. Zwiedzeni ciekawością, ludzie gromadzą się przed należącym do Any Simonetti domem, z którego wychodzą kolejno lekarza, a następnie funkcjonariusze policji. Nieprzytomna Ana spoczywa na śnieżnobiałych noszach, znikając za drzwiami pomarańczowego ambulansu. Nina ze łzami w oczach gna w kierunku matki, która sięgając po najprostszą, a jednocześnie najbardziej tchórzliwą drogę ucieczki przed okrutną prawdą, zdecydowała się spożyć sporą ilość tabletek nasennych. Przerażona brunetka nie potrafi uwierzyć, w to, co się dzieje. W chwili, gdy bezwładne ciało kobiety wsuwane było przez ratowników medycznych, do karetki, przed odm zajechał czarny samochód, z którego wysiadają dwie, smukłe kobiety w czarnych spódniczkach i śnieżnobiałych koszulach. Jedna z nich wypytuje gapiów o powód tego zebrania, podczas gdy druga rozgląda się po posiadłości. Nina z ciekawością obserwuje zachowanie nieznajomych, lekko szarpiąc za rękę stojącego nieopodal, Gatona. - Patrz. - szepcze, wskazując na kobiety. - Co one tu robią? Kim są? - pyta, z przerażeniem kierując wzrok ku zdezorientowanemu chłopakowi.
- Sądzę, że to panie z opieki społecznej. Przyjechały przeprowadzić wywiad środowiskowy. - mówi, marszcząc grube brwi. - Tylko, kto ich poinformował? - spogląda na przestraszoną dziewczynę, dostrzegając w jej oczach strach i przerażenie.
- To niemożliwe. - szepcze przepełniona żalem. Mimowolnie jej kruche i drobne ciałko wtula się w klatkę piersiową Gastona, który w sposób opiekuńczy otacza ją ramionami. - To na pewno sprawka mojego ojca. - chlipie, tym samym mocząc jego paskowany podkoszulek.
- Spokojnie. - szepcze wprost do jej ucha. - Przecież mogę się mylić. - posyła jej niemrawy uśmiech, gładząc jej długie, miękkie włosy. Chwilę później na miejsce zdarzenia dociera także Ricardo, który niemal natychmiast kieruje się ku swojej córce.
- Słyszałem o tym, co się stało. Bardzo mi przykro córeczko. - mówi, gładząc jej ramię. - Sądzę, że lepiej będzie, jeśli przeniesiesz się do mnie. Sama widzisz, że mama sobie nie radzi. - dodaje, posyłając jej przekonujący uśmiech.
- Ricardo Simonetti? - pyta jedna z elegancko ubranych kobiet.
- Tak. - odpowiada mężczyzna, twierdząco kiwając głową.
- Elizabeth Anderson. - wyciąga w jego kierunku dłoń. - Kilka dni temu otrzymaliśmy doniesienie o problemach wychowawczych Any Simonetti. Przyjechałyśmy przeprowadzić wywiad środowiskowy, lecz myślę, że w wyniku zaistniałej sytuacji, jest on raczej zbędny. - wyjaśnia, dzierżąc w dłoniach żółtą teczkę podpisaną imieniem i nazwiskiem córki Ricarda. - To czasu równowagi psychicznej Any Simonetti, Nina zamieszka z panem. - informuje go, posyłając mu nieśmiały uśmiech.
- Bardzo dziękuję. - odpowiada radośnie Ricardo, mocniej ściskając dłoń kobiety.
- Rozmawiałam z lekarzem. Próba samobójcza pańskiej byłej żony, najprawdopodobniej była spowodowana załamaniem nerwowym związanym z ciążą. Z pewnością czeka ją kilkumiesięczna terapia w zakładzie zamkniętym, lecz na dzień dzisiejszy nie jest to stuprocentowo pewne. - wyjaśnia druga, nieco niższa i bardziej okrągła.
- Raz jeszcze dziękuję paniom. - mówi wniebowzięty mężczyzna, uśmiechając się do kobiet. - Nina, spakuj swoje rzeczy. Pod nieobecność mamy zamieszkasz ze mną. - dodaje zwracając się do córki. Po chwili przenosi wzrok na Gastona, posyłając mu groźne spojrzenie, które po upływie kilku sekund przeradza się w szeroki uśmiech. Chłopak czuje się nieswojo w podobnej sytuacji. Zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że ojciec jego dziewczyny nie przepada za nim, delikatnie rzecz ujmując i zrobi wszystko, by ograniczyć ich kontakty do minimum. Według Ricarda, Gaston to zła partia dla jego córki. Sam nie zdaje sobie sprawy z tego, że Nina zna prawdę o jego mrocznej przeszłości, dlatego wciąż udaje przed nią przykładnego obywatela. - No już skarbie. Na co czekasz? - zwraca się do przerażonej nastolatki, dla której wizja zamieszkania z ojcem jest wyjątkowo niewygodna i przygnębiająca. Nie darzy go bowiem sympatią, ba wręcz przeciwnie. Gdyby mogła, zamieszkałaby sama. lecz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nim uzyska pełnoletniość i wszelkie, niezbędne dokumenty, muszą minąć jeszcze ponad cztery miesiące. Niechętnie wyswobadza się z objęć Peridy.
- Chcę odwiedzić mamę. - komunikuje na wstępie.
- Dzisiaj pozostanie jeszcze nieprzytomna, ale jutro osobiście cię do niej zawiozę. - odpowiada mężczyzna, przystając na żądanie córki. Nina niechętnie podąża w kierunku domu, wywracając teatralnie oczyma. Mimo, iż nie ma na to najmniejszej ochoty, wie że nic innego jej nie pozostaje. Czy jej się to podoba, czy nie, musi wprowadzić się do ojca na czas bliżej nieokreślony.
Od Autorki: I jak Wam się podoba? Luna zmierza do Meksyku. Simon prawdopodobnie wyląduje tam, gdzie jego miejsce. A co z Gastiną? No właśnie. Teraz się będzie działo. W końcu przez niemal 20 rozdziałów mieli święty spokój. :D Lecę pisać, póki mam czas i wenę. Pozdrawiam, Marlene ♥
Cudny rozdział!
OdpowiedzUsuńLuna brawo Simon dostanie za swoje!
Ciekawa jestem co zrobi Matteo jak się dowie o tym wszystkim co się przydarzyło Lunie...
I na koniec Gastina. Mam złe przeczucia ci do ojca Niny i aż strach pomyśleć co on kombinuje...
Czekam na kolejne buziaki ;**
W końcu Simon dostanie za swoje, Luna jak zwykle okazała się mądrzejsza:D Tak się ciesze, że Luna powraca do Buenos Aires. Ciekawi mnie również jak potoczy się historia Niny i jak sobie poradzi po przeprowadzce do ojca. Czekam na kolejny rozdział. I życze weny ;*
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńMam nadzieje mama Niny wroci do zdrowia ze nic nie stalo dziecku. Ciesze ze Luna wrarca do Beunes Aries ze Luna zapomni o krzywdach przy Maetto.
OdpowiedzUsuńTakie nagłe zwroty akcji to ja uwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie zaprzestaniesz kontynuowania opowiadania! Jest cudne!
Pozdrawiam
Wiesz co kochanie? Zostawie tu komentarz za tamte nieobecności które juz nadrobilam heh. Musze wszystko teraz w glowie poukładać. To co zrobiłaś...to jest genialne. Pierwszy raz tak bardzo zatesknilam za lutteo a teraz mi gastine rozwalasz.. Gas nie będzie mial zycia z ojcem niny. Tylko dlaczego riki anebwyzywa od czubków.. Jak mozna ją tam ideslac skoro on jest bardziej świrnięty niz ona
OdpowiedzUsuńTo nie jej wina ze przespała sie z tamtym bydlakien.. I teraz mi die przypomina gwalt luny.. Simon bydle ugh jak mnie to wkorza.. Najgorsze ze matteo die od niej odsunął a za szybko ich nie połączysz wiem to :/
Genialny !
OdpowiedzUsuńBiedna Nina :(
Mike w końcu dostanie to na co zasłużył tak samo jak Simon !
Czekam na next :*
Kocham kocham!! <3
OdpowiedzUsuń❤❤❤❤❤❤❤❤💋❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤💋💕❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńBrak słów.
OdpowiedzUsuńRewelacja!����
W
OdpowiedzUsuńS
P
A
N
I
A
Ł
Y
KIEDY DODASZ KOLEJNY??? '.'
Czemu nie dodałaś rozdziału w piątek?😢
OdpowiedzUsuńByłam w kościele bo Wielki Piątek i tak się odwlekło ale już do 10 minut powinien być.
UsuńCzytam to opowiadanie 2 raz uwielbiam go ��
OdpowiedzUsuń