~*~
Tymczasem w Argentynie od kilku tygodni wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik. Zabiegana Casandra, zgodnie z życzeniem Luny już kilka miesięcy temu postanowiła zwołać samych, najlepszych fachowców, którzy pomogli jej odnowić sąsiadujący z jej willą budynek, który wkrótce prawnie stanie się własnością Sol Benson. Kobieta wciąż nie wie, co wydarzyło się pomiędzy uroczą Meksykanką i jej synem. Zauważyła natomiast pewne nieprawidłowości w ich relacji i ograniczony kontakt, co nie przypadło jej do gustu. Postanowiła jednak nie ingerować w sprawy Luny i Matteo, by mogły się toczyć własnym torem. Odkąd Matteo wyjechał do Cordoby, w jej domu panuje grobowa cisza, którą od czasu do czasu przerywa urządzając wystawną kolację, na którą zaprasza kilka przyjaciółek. To jednak nie rekompensuje jej braku syna, za który tęskni. Mimo, iż nie do końca zgadza się z jego zdaniem, zaakceptowała wybór młodego Balsano, który już od dziecka marzył o karierze zawodowego wrotkarza. Jego nieobecność wynagradzała sobie zaangażowaniem w przygotowanie willi Bensonów na przyjazd Luny, a właściwie Sol, którego kobieta wkrótce się spodziewała. Całą, swoją energię spożytkowała na dobór odpowiednich materiałów i pasujących mebli, nie zastanawiając się nad ceną. W końcu to ona zarządza funduszami córki swojej najlepszej przyjaciółki, od momentu, w którym Sharon ugrzęzła w więzieniu. Casandra mogła się pochwalić całkiem dobrym wynikiem, gdyż w ciągu ty kilku miesięcy, udało jej się pomnożyć majątek Sol o niemały procent, decydując się na powierzenie go na lokatę o przystępnym, miesięcznym oprocentowaniu. Zadowolona z siebie kobieta właśnie zastanawia się nad doborem ostatnich dekoracji. Jej duszę wypełnia dziwny spokój, przeplatający się z nutką ekscytacji, która sprawia, że na jej ciele pojawia się zimny, przeszywający dreszcz. - Szkoda, że Matteo wyjechał. - wzdycha, podchodząc do okna. Przygląda się całkiem odnowionemu domowi. Na jej twarzy zakwita nieśmiały uśmiech. - Może wróci niebawem, chociażby na kilka dni. Wtedy mu powiem. - stwierdza. Ma bowiem nadzieję, że ta niespodzianka zadowoli jej syna, który wciąż tęskni za Luną. Niestety, Casandra nie wie, co tak naprawdę dzieje się pomiędzy Luną i Matteo. W ostatnim czasie prawie w ogóle nie ogląda telewizji i nie czytuje meksykańskich gazet, toteż nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak potwornie podstępną pułapkę dała się złapać jej ciemnowłosa ulubienica. Zasiada w kaszmirowym fotelu, odgarniając włosy z czoła. Zakłada nogę na nogę i przegląda kolejny katalog, starając się wybrać gustowne dodatki. Casandra nawet przez chwilę nie zastanawiała się nad tym, z kim Luna zamierza tu zamieszkać i czy w ogóle ma taki zamiar. Tuż przed wejściem do samolotu, nastolatka poprosiła matkę Balsano, by odnowiła jej rodzinny dom najszybciej, jak to jest możliwe. Wtedy dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, że wszystko potoczy się nie tak, jak powinno. Wbrew jej woli i uczuciom.
- Idealne. - stwierdza kobieta, spoglądając na błękitne zasłony, zdobione delikatną, śnieżnobiałą koronką. - Długie, muślinowe firanki idealnie będą się z nimi komponować. - mówi z wyraźnie malującym się na jej twarzy zadowoleniem.
~*~
Zdyszana i potargana Luna wbiega do oszklonego budynku, który po ogłoszeniu wyników świeci pustkami. - Niemożliwe. - wzdycha, podpierając dłonią czoło. - Już za późno. - stwierdza, wywracając oczami. Na jej twarzy zakwita szeroki uśmiech, który sprawia, że po raz pierwszy od dłuższego czasu, Luna wygląda naprawdę promiennie. Ostatnie, czego dzisiaj pragnęła, to występować przed szerszą publicznością z najbardziej znienawidzoną przez nią osobą. - Zostali zdyskwalifikowani. - wciąż nie potrafi przestać się śmiać. Nagle wpada w stan nieokiełznanej euforii, która opętuje jej ciało i duszę. Z jej ust wydobywa się nerwowy chichot, który głucho rozlega się po budynku. - Starania Mariny poszły na marne. - stwierdza, gładząc dłońmi idealnie ułożone przez Barrigę włosy. - Muszę ją poinformować. - myśli, lokując dłonie na biodrach. - Ah, tak. - wzdycha. - Wszystkie, moje rzeczy zostały w szatni. - wywraca oczami i lekkim energicznym krokiem, rusza przed siebie, cicho podśpiewując. Na korytarzu mija kilku dziennikarzy, którzy zajęci przeprowadzaniem wywiadu z tegorocznym jury, nie zwróciło uwagi na przechodzącą Valentę. Brunetka z gracją wślizguje się do pomieszczenia, szczelnie zamykając za sobą drzwi. Z jej ust wydobywają się ciche, aczkolwiek wesołe słowa piosenki. Podchodzi do toaletki, zgarniając z blatu kosmetyki, które pakuje do leżącej na krześle torby. Mruży oczy, gdyż do jej nozdrzy dochodzi dziwny zapach, unoszący się w pomieszczeniu. Ignoruje go, lecz po chwili czuje go coraz wyraźniej. Przez jej ciało przebiega zimny dreszcz, a w gardle ugrząza ogromna gula. Ma wrażenie, że ktoś stoi tuż za nią, mierząc ją wzrokiem od stóp, do głów. Unosi głowę, niepewnie spoglądając w lustro. Po drugiej stronie zwierciadła dostrzega pełen ironii uśmieszek Simona, który opierając się o ścianę, nie spuszcza z niej wzroku. Przełyka nerwowo ślinę. Jego ślepia pełne są wściekłości, a jednocześnie wzrastającego pożądania. Świecą, niczym pożółkłe światła ulicznych latarni, co wprawia ją w osłupienie.
- Co tu robisz? - marszczy brwi, uważnie obserwując jego odbicie.
- Wystawiłaś mnie. Całe Young Skaters na ciebie liczyło. - mówi z wyrzutem, powoli zbliżając się w jej stronę. Zamiera, upuszczając z wrażenia telefon, który z hukiem uderza o zimną posadzkę. Do jej uszu dobiega odgłos tłuczonego szkła. Jej oddech staje się ciężki. Nieregularny i pełen przerażenia. Ma wrażenie, że powietrze staje się coraz gęstsze, co sprawia, że coraz trudniej jej oddychać. Czuje zapach jego perfum, który całkowicie ją przytłacza.
- To twoja wina. Ty mnie w to wplątałeś. Dobrze wiesz, że nie chcę tu być. - odpowiada, co wywołuje na jego twarzy niezadowolenie.
- Zepsułaś moją reputację. - syczy, opuszkami palców gładząc jej policzek. - Teraz musisz mi to zrekompensować. - dodaje nieco milej, posyłając jej chytry uśmieszek.
- Simon, o czym ty..- zaczyna, lecz nie jest w stanie dokończyć, gdyż Alvarez bez zastanowienia wpija się w jej usta, sprawiając, że brakuj jej tchu. Odpycha go od siebie, lecz natychmiast podstępnie ją osacza, zagradzając drogę ucieczki. Jej wątłe, drobne ciałko opada na zimną powierzchnię kremowej ściany, do której ściśle przylega. W jej oczach maluje się przerażenie. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Jest rozżalony i zirytowany, co sprawia, że w tej chwili nie myśli racjonalnie. Jest zdolny do wszystkiego. Jej piekące powieki zamykają się. Kilka drobnych łez spływa po jej gorącym policzku, jednak jej płacz go ekscytuje. Rozpina guziki śnieżnobiałej koszuli, lustrując ją wzrokiem od stóp do głów. - Simon. Co ty wyprawiasz..- szepcze, starając się odwieść Meksykanina od podjęcia pochopnego kroku.
- Ja? - pyta, wskazując palcem na siebie. - To ty zawiodłaś. Jakoś musimy wyjaśnić prasie naszą rezygnację. - mówi muskając ustami jej szyję. Chce uciec, wyswobodzić się z jego uścisku, lecz nie potrafi. Jest za słaba, a ona zbyt silny. Bezproblemowo obezwładnia ją, nie zważając na jej prośby i błagania. - Powiemy im, że spędziliśmy bardzo, bardzo romantyczne popołudnie. - szepcze wprost do jej ucha. Jego gorący oddech doprowadza ją do skraju rozpaczy. Ma ochotę umrzeć, byleby nie widzieć jego pełnej pożądania twarzy i świecących, rozgniewanych oczu, które bez przerwy lustrują ją wzrokiem. Przejeżdża dłonią po jej udzie, coraz wyżej, aż do celu. Roztrzęsiona nastolatka nie potrafi myśleć racjonalnie. Łka cichutko, nerwowo rozglądając się po pomieszczeniu, jakby liczyła na wybawiciela, który niebawem nadejdzie.
- Jeśli myślisz, że ten, twój kochaś tu przyjdzie, to się mylisz. Tym razem nikt cię nie uratuje. - mówi, śmiejąc się jej w twarz.
- Simon. Proszę. - szepcze przerażona, lecz jej błagania przynoszą wręcz odwrotny skutek. Podjudzają go do działania. Przypiera ją mocno do ściany, przygniatając swoim ciałem. Jego dłonie błądzą po jej ciele, a usta całują zapamiętale i niedbale. Ból przeszywa całe jej ciało, sprawiając, iż po kilku sekundach jej ciało osuwa się powoli na podłogę. Teraz jest bezbronna bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Nie odczuwa bólu fizycznego i psychicznego, jaki zadaje jej powiedziony żądzą zemsty, nastolatek. Zupełnie jakby jakaś nadprzyrodzona siła powoływała ją do siebie, chcąc, by nie czuła wyrządzanej jej krzywdy.
~*~
Zniecierpliwiona Marina od kilku minut bezskutecznie próbuje się dodzwonić do Luny. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Valente miała poinformować blondynkę o przebiegu konkursu i o porażce Simona, którą jak ustaliły, przyniesie mu nagły upadek Luny podczas jednego z wykonywanych skoków. Zdenerwowana blondynka po raz kolejny wybiera numer Meksykanki, lecz tak jak poprzednio jedyne, co słyszy do schematyczny głos sekretarki. - Bez niej dalszą część planu trafi szlak. - klnie pod nosem, zaciskając dłonie w pięści. Kiwa z niedowierzaniem głową, postanawiając działać samodzielnie. - Wywiodła mnie w pole. - syczy przepełniona jadem i wściekłością. Mruży oczy, zasiadając w parku, dokładnie w miejscu, w którym się umówiły. - Nie cierpię jej, to fakt, ale muszę przyznać, że zawsze była słowna. Więc co się dzieje? - zastanawia się na głos, przykładając do ucha komórkę. Zniechęcona daremnymi próbami skontaktowania się z Valente, wsuwa komórkę do tylnej kieszeni jeansów, po czym wstaje z miejsca. Zatrzymuje przejeżdżającą ulicą taksówkę, sadowiąc się na tylnym siedzeniu. - Do Young Skater proszę. - zwraca się do ciemnobrodego mężczyzny o kruczoczarnych włosach. Wręcza mu papierowy banknot i posyła delikatny uśmiech, który ten odwzajemnia.
~*~
Rozpromieniony Alvarez, w rozpiętej koszuli ubrudzonej czerwoną szminką przechadza się po korytarzu. Powoli, nie spiesząc się nigdzie. Zupełnie jakby wręcz marzył o rychłym spotkaniu z prasą, która aktualnie zajmuje się zadawaniem pytań Mike'owi managerowi Meksykanina. Na jego twarzy widnieje szelmowski, pełen cynizmu i niewyobrażalnie ohydnej radości, uśmieszek, który z każdą, kolejną minutą staje się coraz szerszy i bardziej widoczny. Przeczesuje dłonią zmierzwione włosy, wzdychając ciężko. - W końcu osiągnę to, do czego od lat bezskutecznie dążę. - mówi z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Poprawia koszulę, starając się, by sprawiała wrażenie naturalnie wymiętej i dopiero założonej. Widok nadchodzącego wrotkarza nie uchodzi uwadze zaintrygowanych dziennikarzy, którzy z ciekawością przyglądają się nastolatkowi. Wyczuwając niewyobrażalną sensację, porzucają lekko przynudzającego Mike'a, kierując się w stronę Simona, który wydaje się ich nie zauważać. To jego taktyka. Chce sprawiać wrażenie zaskoczonego i zupełnie naturalnego w swoich słowach, by przyciągnąć uwagę większej rzeszy fanów.
- Simon, może ty wyjaśnisz nam co się stało? - pyta jeden dziennikarzy.
- Dlaczego wraz z Luną Valente zrezygnowaliście z udziału w tak prestiżowym konkursie? - dodaje drugi. Alvarezm wybucha cichym chichotem, nerwowo drapiąc się po głowie.
- Wolałbym o tym nie mówić. To sprawy całkowicie prywatne. - odpowiada. Jego przepełnione tajemniczością słowa, intrygują prasę, która jedyne, czego w tym momencie pragnie, to wyciągnąć z niego jak najwięcej.
- Zgaduję, że to związane jest z twoimi potarganymi włosami i czerwoną od szminki, koszulą. - zagaduje niska, rudowłosa kobieta, podsuwając mu mikrofon.
- Luna jest wspaniała. - mówi zachwycony. - Stwierdziliśmy, że nasza miłość jest ważniejsza, niż jakiś tam konkurs. Na rozwinięcie kariery zawsze przyjdzie czas. To, co, mamy teraz jest ulotne i jeśli nie wykorzystamy sprzyjających okazji, może szybko się nam wymknąć z rąk. - dodaje przekonująco, co spotyka się z ogólnym zdziwieniem wśród dziennikarzy.
- Czy dobrze rozumiem, chcesz nam powiedzieć, że to miłosne igraszki przeszkodziły wam w udziale w konkursie? - pyta kobieta.
- Nie mogę o tym mówić wprost. To nasze, prywatne sprawy. - wybucha śmiechem. - W tajemnicy jednak mogę wyjawić, że było warto. - kończy swoją wypowiedź, puszczając oczko do kamery. Odwraca się i nonszalanckim krokiem zmierza w stronę wyjścia, pozostawiając za sobą zaskoczonych przedstawicieli plotkarskich kanałów sportowych, którzy w każdej sytuacji doszukują się sensacji, które przyniosłyby popularność każdej ze stacji.
- Masz to? - pyta rudowłosa kobieta, zwracając się do kamerzysty, który w odpowiedzi twierdząco kiwa głową.
- To będzie hit. Romans na torze. - wzdycha rozmarzona, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać.
~*~
Zdyszana Marina wbiega do opustoszałego budynku, w którym panuje grobowa cisza. Ku jej zdziwieniu wciąż jest otwarty, jakby konkurs był zwykłą przykrywką dla tanich sensacji, na które czyhają popularne w Meksyku, brukowce. Dziewczyna bez zastanowienia wchodzi do szatni podpisanej imieniem Valente, ostrożnie naciskając na klamkę. - Miałyśmy umowę! - krzyczy na wstępie, z impetem popychając ciężkie, drewniane drzwi, prowadzące do środka. Wbiega do środka.
- Pusta? - pyta samą siebie. W pierwszej chwili nie zauważa nieprzytomnej dziewczyny, której ciało bezwładnie wala się po brunatnych kafelkach. Dopiero po upływie kilku sekund zauważa rozbity telefon i przewróconą torbę, której zawartość rozsypana jest po całej podłodze. Wraca do wyjścia, starannie zamykając za sobą drzwi, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w budynku wciąż grasują dziennikarze, którzy zwykli są podglądać wrotkarzy po zawodach. Przeprowadzają wywiady z managerami i jury, gromadząc materiały do wieczornego sprawozdania z konkursu. Cichy tętent jej butów rozlega się po pomieszczeniu.
- Luna! - z jej ust wydobywa się stłumiony pisk, gdy dostrzega leżącą na podłodze dziewczynę, nakrytą zdartym z niewielkiej kanapy, kocem. Bez zastanowienia podbiega w stronę dziewczyny, pochylając się nad nią. W pierwszej chwili ogarnia ją jedna z najgorszych myśli, jednak po określeniu tętna, uspokaja się. Lekko potrząsa głową Meksykanki. Dostrzega na jej przegubie kilka fioletowych siniaków i zadrapań, co przeraża ją jeszcze bardziej. Niepewnie odkrywa jej ciało, głęboko oddychając.
- Co za świnia. - stwierdza, gdyż prawie w stu procentach jest pewna, że to sprawka Simona...
Od Autorki: I obiecałam wam akcję, więc jest. Marina znalazła Lunę. A mało tego domyśla się, co zaszło chwilę wcześniej. Jak myślicie, jak postąpi? Z góry przepraszam Was za scenę wyżej i za to, że zrobiłam z Simona takiego potwora. Być może są tu osoby, które go lubią. Ja tak pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Po prostu pasował mi do złej postaci. Mam nadzieję, że to was nie zniechęci do mojego opowiadania. W kolejnym (tak po zakończeniu tej części planuję nowe) będzie dosyć pozytywną postacią. Także widzicie, że to wszystko zależy od rodzaju opowiadania. Dobra nie przynudzam więcej. Pozdrawiam, Marlene ♥
wow
OdpowiedzUsuńrozdział niesamowity. Simon to świnia. Ciekawe czy Matteo się o tym dowie i jaka będzie jego reakcja.
pozdrawiam
Popie******* Simon co za bestia!!
OdpowiedzUsuńAj ci będzie dalej z Luną no i czy Matteo dowie się co zrobił Lunie Simon....
O rety chcę już kolejny rozdział błagam ;)
Ja też chcę kolejny!!!! Byle szybko! Mam nadzieję, że Matteo dowie się o tym od Mariny, a nie od wywiadu lub samego Simona. I jeszcze jedno: ile jeszcze planujesz rozdziałów tego opowiadania? Buziaki;*
OdpowiedzUsuńDo końca pozostało jeszcze 13 rozdziałów :)
UsuńDziękuję;)
UsuńO nie, jestem tak zdenerwowana, że gdybym mogła, zaczęłabym tu przeklinać i rzucać w stronę Simona najgorszymi wyzwiskami. Nie zrobię tego, bo trochę mi nie wypada XD Matko, co za cholerny kretyn (to chyba najłagodniejsze określenie). Do końca sceny miałam nadzieję, że pojawi się Matteo i ją uratuje. Nienawidzę Alvareza. Po prostu go nienawidzę. I jeszcze ten jego żałosny śmieszek i "wolałbym o tym nie mówić". Arrrr! Żadne słowa nie są w stanie opisać mojej wściekłości, mówię poważnie xd Całe szczęście, że Marina znalazła Lunę. Może się zaprzyjaźnią? Biedna Valente :( Już nie mogę się doczekać następnego, ten był cudowny! Aaa nie wytrzymam tyle czasu. Buziaki <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńRozdział genialny!
OdpowiedzUsuńZabije Simona !
Czekam na next :)
O mamusiu co tu się porobiło! o.0
OdpowiedzUsuńSimon ty dupku do więzienia z nim ale już!
Luna ale ona będzie cierpieć mało to w życiu przeszła...
Ehh 13 rozdziłów jeszcze do końca...ciężko będzie mi się rozsatać z tą historią ale będę niecierpliwie czekać na następne opowiadanie. :-)
Czy w tym tyg dodasz jeszcze rozdział? :-)
Następny w piątek.
UsuńWSPANIAŁY!!
OdpowiedzUsuńBosz ten Simon to ma pomysły...powinien iść się leczyć. Luna o matusiu mam nadzieje że wszyscy dowiedzą się co zrobił jej ten debil i Matteo spuści mu porządne lanie!
OdpowiedzUsuńCzekam na next. :)
Ps kocham twoje opowiadnie! <3
O mateńko, co się dzieje? Ten Simon to kretyn, idiota i ******
OdpowiedzUsuńLuna musi być silna, a jak Matteo się dowie, to już na pewno nie ujdzie temu idiocie na sucho!
Nie mogę się doczekać jak oni będą wreszcie szczęśliwi ❤❤❤
Czekam na następny rozdział z niecierpliwością ❤
Mam pytanko, nie myślałaś nigdy nad wydaniem książki? Masz ogromny talent i każdy powinien się o tym dowiedzieć ❤ Jak uważasz?
Pozdrawiam! ❤
Maddie
PS. Zapraszam do sb jak znajdziesz chwileczkę i będzie Ci się nudzić :)
Chodzą słuchy że dzisiaj nowy rodział! Potrafiłam przeczytać cały blog w dwa dni! Boże, kocham twoje opowiadania!!!!!! Najlepsze fanfiction ever! Mam nadzieję że między Luną a Matteo się ułoży❤❤❤To naprawdę cudowna para...A Simon zapłaci za to co zrobił! Trzymam za to kciuki. Buziaczki������
OdpowiedzUsuń