Strony

2 lutego 2017

Rozdział 10






~*~
Dzień w Cancun zapowiada się słonecznie. Temperatura podnosi się powyżej normy, lecz chłodny wiatr sprawia, że jest ona do wytrzymania. Luna od samego rana krząta się po swoim pokoju. Siada na oknie, jak co dzień otwierając szary zeszycik. Dziś jednak po raz pierwszy od dłuższego czasu, jej życie wydaje się inne. Kolorowe. Przez chwilę dopada ją wrażenie, że wszystko powoli wraca do normy. Wszystko za sprawą Matteo, który każdego dnia pokazuje jej, że mimo czasu i odległości jego uczucia wobec niej ani trochę się nie zmieniły. Opuszkami palców gładzi zwisający na szyi wisiorek w kształcie księżyca. Uśmiecha się, przypominając sobie ich pierwsze spotkanie, mimo iż tak naprawdę znają się praktycznie od zawsze.
- Sol Benson. - zapisuje drukowanymi, grubymi literami na pustej stronie. Po poznaniu prawdy o swoim pochodzeniu, nie myślała jeszcze o zmianie imienia, czy nazwiska. Z tego, co wyjaśniała jej Casandra, majątek Bensonów zostanie przydzielony Sol po ukończeniu osiemnastego roku życia, a więc równo za siedem miesięcy. Luna nie do końca wie, czy właśnie tego pragnie. Zmiany swojego życia o sto osiemdziesiąt stopni. Nowe imię. Nazwisko. Życie. To jaką decyzję podejmie, będzie zależało tylko i wyłącznie od tego, jak potoczą się jej losy. Póki co, nie chce niczego zmieniać, choć momentami pragnie zniknąć gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie. Pragnie stać się niewidzialną, by umknąć przed Simonem i Mike'm, którzy katują ją ciężkimi treningami. Są one jednak do wytrzymania. Z jej ust wydobywa się ciche westchnienie. Zamyka zeszycik i odkłada go na bok, po czym wstaje z miejsca. Zakłada krótkie spodenki w kolorze fuksji oraz żółtą koszulkę. Czesze włosy w charakterystyczny dla siebie sposób i schodzi na dół. Cicho nucąc, nalewa sobie szklankę soku jabłkowego i nakłada na talerz dwa tosty. Dziadkowie przyglądają się swojej wnuczce w milczeniu, bacznie obserwując każdy, nawet najmniejszy jej ruch. Żadne z nich, nie wie, co jest powodem nagłej zmiany nastroju ich wnuczki, lecz owa zmiana szybko przypada im do gustu. Ignacio Valente powraca wzrokiem do czytanej gazety, a jego żona Elena przyrządza placuszki z jabłkami. Luna dziękuje za posiłek i odkłada talerze do zmywarki. Starsza kobieta przygląda się wnuczce w zdumieniu, kilka razy mrugając ze zdziwienia. Kiedy do drzwi dobiega cichy dźwięk dzwonka, Luna podrywa się z miejsca i radosnym krokiem zmierza w stronę drzwi.
- Dawno ze mną nie jeździłaś. - w progu spotyka uśmiechniętego od ucha do ucha Mattea, który opiera się o framugę. Jego głowę zdobi granatowy kask. Wzrok Meksykanki spoczywa jednak na jego stopach, na których zauważa wrotki. Mimowolnie na jej twarzy pojawia się uśmiech. Nieśmiało kiwa twierdząco głową. Zakłada leżący na szafce kolorowy kask, a następnie zabiera się za sznurowanie wrotek. Elena wychyla się z kuchni, w celu sprawdzenia tożsamości nieznanego jej wcześniej gościa Luny. Natychmiast zauważa, że to ten sam chłopak, który dwa dni temu przyszedł do jej domu i pytał o jej wnuczkę. Uśmiecha się lekko, szturchając swojego męża.
- Mówiłam ci, że ten przystojny chłopaczek za tym stoi. - mówi, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech. - To chyba jej przyjaciel z Buenos Aires. Monica wielokrotnie o nim wspominała. - dodaje. - Wygrałam zakład. - uśmiecha się.
- Wobec tego muszę kupić ci te trzy kłębuszki włóczki. - wzdycha Ignacio i znów koncentruje się na czytanej wcześniej gazecie.
~*~
Nastolatkowie kierują się w stronę ulubionego parku Luny, w którym często lubiła jeździć, będąc jeszcze dzieckiem. Podąża za nim ramię w ramię, dorównując mu w każdej, wykonanej figurze.
- Widzę, że nie wypadłeś z rytmu. - zauważa, lekko szturchając jego ramię. Balsano wybucha głupkowatym śmiechem i kręci z niedowierzaniem głową.
- Mistrz nigdy nie wypada z gry. - odpowiada nonszalancko, jednak wydaje się Lunie bardziej śmieszne i urocze, niż aroganckie. Odwzajemnia posłany jej przez chłopaka, uśmiech. - Ty też jesteś w niezłej formie. - komplementuje, kiwając głową z uznaniem.
- W końcu masz do czynienia z mistrzynią Meksyku. - mówi. Jej głos przepełniony jest dumą, lecz nie brak w nim dziecięcej radości, co niezwykle bawi nastolatka.
- Ah, tak. Zapomniałem. - mówi, nie potrafiąc powstrzymać śmiechu, który wydobywa się z jego ust, co zwraca uwagę przechodniów, którzy obdarzają Balsano dziwnymi spojrzeniami. - Widzisz? Nawet oni wszyscy przyznają mi rację. - kontynuuje, wskazując ręką na przechodzących ludzi.
- Przyjechał do Cancun, narobić mi obciachu. - śmieje się, kiwając z dezaprobatą głową. Podpiera dłońmi biodra i rozpędza się nieco bardziej, z zamiarem wyprzedzenia nastolatka, lecz ten nie daje za wygraną.
- Chcesz mi uciec? - toruje jej drogę, lecz Valente zręcznie go wymija.
- Po prostu uświadamiam ci, że nie masz że mną szans. - odpowiada z pełną satysfakcją.
- Oj, kelnereczko grabisz sobie! - wygraża palcem. W jego głosie słychać niebywały entuzjazm, który udziela się również Lunie. Dziewczyna od dawna potrzebowała pozbawionej sensu pogawędki z kimś, kto zawsze potrafi ją rozśmieszyć. Rozmowa z Matteo zawsze poprawia jej humor. Przy nim czuje się inaczej. Mimo ostatnich ciężkim miesięcy, znów potrafi się śmiać, żartować i udawać, jakby nic nigdy się nie stało. Czuje się jak dziecko, które od rana do wieczora beztrosko hasa po łące, całą, swoją uwagę skupiając na zabawie. Przymyka na chwilę oczy i rozkłada ręce w poprzek ciała. Chłodny wiatr muska jej twarz, co stanowi dla niej przyjemne uczucia. Czuje na sobie jego przenikliwy wzrok. Słyszy, jak podjeżdża bliżej i staje tuż za nią. Jego ręce sięgają po jej dłonie.
- Jesteśmy na Titanicu. - mówi przez śmiech, co rozśmiesza także i Lunę.
- Jesteś okropny. - stwierdza, odwracając się do niego przodem. - Próbowałeś już może najlepszych tacos w Meksyku? - pyta, bacznie mu się przyglądając.
- Chyba jeszcze nie miałem okazji. - odpowiada po chwili namysłu.
- Widzisz tę knajpę na rogu ulicy? - wskazuje palcem na niewielki, żółty budynek, do którego właśnie zmierza spora grupka nastolatków. Spogląda na Matteo, który twierdząco kiwa głową.
- Kto ostatni, ten stawia! - krzyczy radośnie, po czym rzuca się w dzikim pościgu. Chłopak zostaje w tyle i z niedowierzaniem kręci głową.
- Nic się nie zmieniła. - uśmiecha się i rusza z miejsca, starając się dogonić mknącą przed siebie Meksykankę. Zręcznie wymija kobietę w średnim wieku, która prowadzi ze sobą dwójkę, małych dzieci. Wykonuje skok, dzięki któremu znajduje się na chodniku. Teraz tylko kilka metrów dzieli ją od Luny, która nie oglądając się za siebie, mknie niczym strzała.
- Szybciej, szybciej. - pogania ją, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać. Luna ogląda się do tyłu, łapiąc za srebrną poręcz.
- Mówiłam, że wygram. - śmieje się, stając przed budynkiem.
- Tylko dlatego, że ci na to pozwoliłem. - odpowiada Matteo z niebywałą pewnością siebie.
- Po prostu przyznaj, że jestem lepsza. - mówi rozpromieniona dziewczyna, żywo gestykulując. Wolnym krokiem zmierzają do środka i zajmują miejsce przy niewielkim stoliku przy oknie.
- Luna! Miło cię u nas widzieć. Dawno tu nie przychodziłaś. - do uszu Meksykanki dobiega niski, melodyjny głos dziewczyny o kręconych włosach w odcieniu mocnej czerwieni, która podchodzi do siedzącej dwójki. Podaje im karty i posyła Valente ciepły uśmiech.
- Nic się tu nie zmieniło. - stwierdza, rozglądając się dookoła. Pomarańczowe ściany idealnie komponują się z wiszącymi na ścianach kolorowymi, obrazami przedstawiającymi znane meksykańskie kapele mariachi. Stoliki nakryte różnobarwnymi obrusami. Na blacie każdego znajduje się niewielki flakonik z pachnącą kompozycją kwiatową, która nadaje miejscu nieco romantyzmu. Kolorowe lampki wiszące na ścianach stanowią tu jedyne źródło światła. Na środku lokalu mieści się sporych rozmiarów lada, okryta cegiełką wpadającą w delikatny pomarańcz. Duże bilbordy informują o serwowanych tu daniach a ogromne witryny sprawiają, że do pomieszczenia wpada spora ilość światła słonecznego. Jednym słowem. Knajpa Beef Fajita wciąż tętni życiem i energią, która zachęca klientów do przybycia i skosztowania tutejszej kuchni. Luna spogląda na Matteo i posyła mu nieśmiały uśmiech.
- Kiedyś przychodziłam tu prawie codziennie. - wyjaśnia mu, tym samym zaspokajając jego ciekawość.
- Więc co dla was? - pyta rudowłosa dziewczyna.
- Dla mnie to, co zwykle. Pamiętasz, prawda? - zwraca się do kelnerki, która śmiejąc się twierdząco kiwa głową.
- Ja poproszę to samo. - odpowiada Matteo.
- Doskonały wybór. - kelnerka posyła Lunie oczko i odchodzi, kierując się do kuchni.
- To miejsce jest takie...egzotyczne. - mówi chłopak, ostrożnie ujmując dłoń Luny.
- Meksyk. - odpowiada rozbawiona brunetka.

~*~
Po wspólnym posiłku, Luna prowadzi Matteo do swojego tajemniczego miejsca, w którym spędza ostatnio sporą ilość światła. Wie, że tylko tam będą mogli spokojnie porozmawiać i nikt im w tym nie przeszkodzi. Wokół znajduje się niewielki las, który przecina wąska ścieżka prowadząca na niewielką plażę, która nie należy do popularnych i często odwiedzanych przez turystów. Z drugiej strony widnieje błękitna tafla morza i niewielkich rozmiarów molo, które pozwala na lepsze poznanie tego miejsca. Dziewczyna siada na drewnianym mostku i zdejmuje kask, kładąc go po prawej stronie. Matteo zajmuje miejsce po lewej stronie i ostrożnie otacza Lunę ramieniem.
- Pięknie tu. - przyznaje.
- Wiem. - odpowiada brunetka. - To moje, tajne miejsce. - wyznaje. - Spędzam tu każdą, wolną chwilę. Tylko tu, mogę spokojnie pomyśleć, zastanowić się nad wyjściem z trudnych sytuacji, odetchnąć wolnością i rozkoszować się chwilą spokoju i samotności. To magiczne miejsce. - mówi, przenosząc wzrok na chłopaka, który ani na chwilę nie przestaje jej słuchać.
- O czym zazwyczaj tu myślisz? - pyta, przygryzając wargi.
- O wszystkim. O rodzicach. Tych prawdziwych i tych adopcyjnych, o przyjaciołach, dziadkach, Buenos Aires, o Tobie. - przenosi wzrok na niego i posyła mu nieśmiały uśmiech, który ten w mig odwzajemnia.
- Chciałbym żebyś wróciła ze mną do Argentyny. - wyznaje, spuszczając wzrok. - Czy to możliwe? - pyta.
- Nie wiem. - wzrusza ramionami. - Raczej nie. - dodaje, gasząc wszelkie nadzieje, jakie zrodziły się w jego sercu.
- Dlaczego? - pyta.
- To skomplikowane. Mam sporo problemów, które muszę rozwiązać. - wzdycha ciężko. Chłopak mruży oczy, bacznie przyglądając się wybrance swego serca.
- To znaczy? - unosi ku górze lewą prawą brew.
- Chciałabym wrócić tu na tor, dopóki nie zdecyduję się na wyjazd do Argentyny. - mówi. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że kłamie, lecz nie potrafi wyznać mu prawdy tak po prostu. Boi się odrzucenia, co mocno by ją zabolało.
- Co stoi na przeszkodzie, Luna? Nic z tego nie rozumiem. Powiedz mi prawdę, co się dzieje? - kładzie dłoń na jej lewym ramieniu i spogląda głęboko w oczy.
- Podpisałam umowę z Young Skaters. - mówi na jednym wydechu.
- Co? - oszołomiony Matteo podnosi się z miejsca, krążąc nerwowo wokoło. - Po co?! - pyta, spoglądając na Lunę.
- Nie miałam wyboru. - wzdycha, ukrywając twarz w dłoniach.
- Ile to potrwa? - pyta.
- Nie wiem. - kłamie, choć doskonale wie, że to będą dwa, długie lata. - Chcę znów jeździć, rozwijać się. Zresztą, nie mogę wrócić do Argentyny nie ukończywszy osiemnastu lat. Dziadkowie jako jedyna rodzina, jaka mi pozostała, sprawują nade mną opiekę prawną. - wyjaśnia.
- A więc kiedy ukończysz osiemnaście lat, wrócisz? - znów siada obok niej. Jej słowa trochę go uspokajają, co sprawia, że nie potrafi się na ni gniewać. Sam nie jest idealny. Wciąż nie powiedział jej o tym, że już niedługo będzie reprezentował Argentynę w zawodach, ale to jeszcze nic pewnego. W każdej chwili może okazać się, że jest zbyt słaby i nie dorównuje argentyńskiej królowej. Powie jej, gdy będzie pewny, że w końcu spełni swe marzenia.
- Przede mną stoi wielka szansa. Mogę spełnić swoje marzenia o zawodowej jeździe na wrotkach, jednak to jeszcze nic pewnego. - wyjawia jej część swojego sekretu, obejmując jej twarz wzrokiem. To tylko namiastka prawdy. Malutka cząstka, którą jej powierzył.
- Gratulacje! - zachwycona dziewczyna rzuca mu się na szyję i mocno tuli do siebie. - Jestem z ciebie dumna. - oznajmia, chcąc oddalić rozmowę dotyczącą jej osoby, jak najdalej.
- Mam nadzieję, że mi się uda. - odpowiada lekko zawstydzony Balsano, nerwowo drapiąc szyję.
- Oboje spełnimy swoje marzenia, a kiedy nadejdzie odpowiednia pora, spotkamy się w Argentynie. Obiecuję. - mówi, kończąc swoją wypowiedź delikatnym uśmiechem, który uspokaja Matteo na tyle, że postanawia nie pytać o więcej.
- Siedem miesięcy. - uśmiecha się, łapiąc jej dłoń. Na te słowa Luna lekko blednieje. Odwzajemnia jego uśmiech, lecz w głowie krążą jej całkowicie odmienne myśli.
- Dwa lata. - myśli, lecz nie chce mu tego wyjawiać. Jeszcze nie teraz. Wciąż ma nadzieję, że uda jej się wcześniej rozwiązać kontrakt, choć ma ochotę to zrobić natychmiast. Rzucić wszystko i wyjechać, ale wie, że jest przywiązana do tego miejsca na jakiś czas. Jednak, czy los okaże się na tyle łaskawy, by ułatwić jej spełnienie jej marzeń? Ma wrażenie, że uwziął się na nią, zasypując stekiem negatywnych doświadczeń, pod wpływem których zmienia się. Na gorsze.

Od Autorki: I cały rozdział o Lutteo. Nie przyzwyczajajcie się jednak, nie wiem, czy często napiszę w tej części takie sielankowe rozdziały. Cóż, zobaczę, jak Lunie się życie poukłada. Szykuję ogromną niespodziankę dla Was kochani! I dla Matteo również, ale to za kilka rozdziałów, także życzę wytrwałości! Może Luna w końcu przyzna się, że za jej "nagłą chęcią powrotu na tor" stoi nasz łobuz, Simon. Pozdrawiam, Marlene ♥

12 komentarzy:

  1. Już się nie mogę doczekać :)
    Rozdział jak zawsze idealny😘
    a Luna powinna powiedzieć całą prawdę mam nadzieję że nie powie mu tego Simon..

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie rozdziały to ja uwielbiam! Rozbawił mnie zakład dziadków Valente. Sama nie wiem czemu, ale to było strasznie urocze, naprawdę. Cieszę się, że Luna jest szczęśliwa, przynajmniej na chwilę. Matteo jest cholernie kochany. Miałam już nadzieję, że ona mu się do wszystkiego przyzna, a tymczasem wyjawiła tylko część prawdy. Bardzo malutką część! Uhh...
    Rozdział przecudowny, jak zwykle. Będę to powtarzać w każdym komentarzu, bo zdecydowanie zasługujesz na czytanie takich słów, a co! Czekam niecierpliwie na kolejny post, buziaki ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział :)
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny rozdzial czekam z niecierpliwoscia na reszte tej historii jestes naprawde niesamowita swoetnie piszesz ☺️

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudny nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów <3

    OdpowiedzUsuń
  7. To nie sprawiedliwe oni się kochają a nie mogę być ze sobą. Czemu Luna kłamie że che spełniać marzenia a tak naprawdę nie lubi tego miejsca a che wrócić do Argentyny.

    OdpowiedzUsuń
  8. WSPANIAŁY <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mogę się doczekać następnej części <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Ahhh chcialabym zebu zawsze byli szczesliwi i zeby wszystko sobie wyjasnili szczerze...
    <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Zakochałam się w twoich rozdziałach <3

    OdpowiedzUsuń