13 stycznia 2017

Rozdział 7




~*~
Pierwszy tydzień w więzieniu jest dla Sharon Benson prawdziwą udręką. Właśnie zakończył się najlepszy etap w jej życiu, era luksusu i wygody. Od teraz rozpoczyna się zupełnie nowa historia, historia przepełniona grozą i obrzydzeniem. Kobieta brzydzi się mijanymi na korytarzu kobietami, na których twarzach maluje się złość i niezadowolenie. Wszędzie, wokół niej pałętają się ludzie niskiej klasy, często brudni i rozczochrani. Na ich twarzach rysują się ironiczne uśmieszki, kiedy na nią patrzą. Sharon nie przywykła do tak niskich warunków socjalnych. Zawsze sypiała wygodnie, pod kaszmirową pościelą. Teraz pozostała jej niewygodna prycza i cienki koc. W dodatku została skazana na dzielenie małej, klaustrofobicznej celi z trzema, innymi kobietami o nieprzyjemnych wyrazach twarzy. Każda z nich pochodzi z tej samej klasy więziennej. Wszystkie mordowały najbliższych, zabijały mężów, truły dzieci.
- Nasza dama wraca! - do uszu Sharon dobiega szyderczy głos jednej ze współlokatorek, która ironicznie kłania się jej w pas, gdy przekracza próg celi. Kobieta dumnie unosi głowę, nie obrzucając więźniarki nawet przelotnym spojrzeniem, by dać jej do zrozumienia, jak bardzo gardzi plebsem. Nie poczuwa się do wyrządzonych krzywd i wciąż uważa, że została niesłusznie osadzona w tym piekle.
- Patrzcie jaka dumna. - dodaje druga, wybuchając głośnym śmiechem. Więźniarki wymieniają między sobą znaczące spojrzenia, szturchając jedna, drugą.
- Tu twoje pieniądze na nic się nie przydadzą. Posiedzisz sobie z nami jeszcze przez długie, długie lata. - wtrąca trzecia. Znów uśmiechają się głupkowato. Strażniczka zamyka celę, czemu towarzyszy przeraźliwe skrzypienie krat. Kobiety siadają w poziomym rzędzie na jednym z łóżek, jedna obok drugiej. Wyjmują karty i jak co dzień zajmują się grą, która sprawia, że czas mija im trochę szybciej, niż reszcie. Sharon układa się na swoim łóżku, odwracając się twarzą do ściany. Czuje, że nie zniesie dłużej tej ograniczonej przestrzeni, w której się dusi, obrzydliwego jedzenia i niemodnych, pomarańczowych uniformów, które sprawiają, że wygląda jak ogromna dynia. Ma plan, by pokazać tym prostaczkom, że ona z klasą potrafi wykaraskać się z każdej sytuacji. Jest przekonana, że wkrótce trafi do miejsca, w którym otrzyma lepszą opiekę i obsługę, jak zwykła nazywać więziennych pracowników.
- Zawsze i wszędzie jestem królową. - stwierdza, układając usta w niedbałym uśmieszku.

~*~
Piękny, słoneczny dzień dodaje pozytywnej energii do życia. Sprawia, że nawet najbardziej napięta atmosfera staje się lżejsza, a wszelkie spory zamierają. Matteo od kilku minut przechadza się po lotnisku w Cancun, bacznie rozglądając się wśród tłumu. Wypatruje rodziców, którzy wciąż nie wrócili ze swoimi bagażami. Zrezygnowany zajmuje miejsce w poczekalni, opierając łokcie o swoje kolana. Czuje, jak nogi się pod nim uginają, a ciało trzęsie się z ekscytacji. Nigdy nie przypuszczał, że jego losy potoczą się w taki, a nie inny sposób. Zaledwie dwa dni temu rozmawiał z Luną przez telefon, a już niebawem zobaczy ją na żywo. Jest wdzięczny swoim rodzicom którzy wpadli na pomysł, by tegoroczne wakacje spędzić inaczej, niż co roku. Nie we Włoszech, lecz w Cancun. Zrobili mu miłą niespodziankę, wręczając bilety do Meksyku podczas wczorajszej kolacji. Wciąż nie potrafi uwierzyć, że właśnie spaceruje po meksykańskiej ziemi.
- W końcu jesteście! - krzyczy, zrywając się z miejsca.
- Jesteśmy, jesteśmy. - odpowiada rozpromieniona Casandra. Wsuwa na nos okulary przeciwsłoneczne i wolnym krokiem wychodzi na zewnątrz.
- Tata wynajął samochód na cały miesiąc, więc nie będziemy musieli tłuc się taksówkami. - zwraca się do syna. Zgrzyt kół walizki, które toczą się po rozgrzanym betonie, przyjemnie koi jego uszy. Uwielbia podróżować, zwiedzać i poznawać nowe kultury. Nigdy wcześniej nie był w Meksyku. Z radością przygląda się kolorowym uliczkom i ludziom, którzy w większości charakteryzują się podobnym typem urody. Ciemne oczy i prawie czarne włosy.
- Nie wiem, jak odnajdę tu Lunę. - myśli zestresowany. - W którym hotelu się zatrzymamy? - pyta ojca, przyglądając się jego charyzmatycznej twarzy.
- Oczywiście w tym nad samym morzem. - odpowiada Andres, poprawiając swój kapelusz. Rodzina Balsano wsiada do zamówionego samochodu, pakując walizki do bagażnika. Matteo zajmuje miejsce z tyłu, zapinając pas. Maszyna rusza z miejsca, powoli przewijając się zakorkowanymi drogami Cancun. Otwiera szeroko szybę i wygląda przez okno, podziwiając piękne, egzotyczne widoki. Jest pod wrażeniem urody tego miasta, które tętni pozytywną atmosferą. - Dlatego Luna wciąż jest taka pogodna. - myśli. Na jego twarzy mimowolnie pojawia się uśmiech, który z każdą, kolejną sekundą się poszerza. Nie wie, dlaczego właśnie tak się zachowuje. Być może spowodowane jest to nagłą ekscytacją, która mu towarzyszy, gdy myśli o bliskim spotkaniu z panną Valente. Nie potrafi tłumić gromadzących się w nim emocji. Nie chce. Oszołomiony wspaniałymi pejzażami, nie umie skupić się na czymś innym, niż obserwowanie i kontemplowanie przyrody. Uwielbia patrzeć na błękitne, czyste niebo, po którym leniwie suną śnieżnobiałe chmurki, słuchać śpiewu ptaków, czuć chłodny, rześki wiatr na swojej skórze. To wszystko sprawia, że czuje się po prostu szczęśliwy. Nim zauważa, samochód zatrzymuje się przed eleganckim, pięciogwiazdkowym hotelem o egzotycznym wystroju. Chłopak z niechęcią wysiada z pojazdu i zabiera swoje walizki. Wchodzi do środka, wciąż nie przestając się rozglądać. Zauważa, że kilkanaście metrów dalej znajduje się piaszczysta plaża usiana palmami. Uśmiecha się niezauważalnie, po czym wyjmuje z kieszeni telefon. Pragnie jak najszybciej poinformować Lunę o swoim przyjeździe. Gdy dźwiga dłoń, w celu przyłożenia urządzenia do ucha, czuje, że coś blokuje jego ruch.
- Zrób jej niespodziankę. - słyszy melodyjny głos Casandry, która opiera swoją delikatną dłoń na ręce chłopaka. Matteo posyła jej ciepły uśmiech, po czym wsuwa komórkę do kieszeni granatowych spodni.
- Nie wiem, gdzie mieszka. - mówi, mrużąc oczy.
- Ale ja wiem. - odpowiada tajemniczo kobieta. Ostrożnie dźwiga swoją walizkę i wchodzi do hotelu. Nastolatek podąża za nią, wciąż nie przestając się przyglądać matce. Czuje, że wszystko dokładnie zaplanowała. Jak zawsze.

~*~
Niewielki pokój o jasnych, błękitnych ścianach wypełnia półmrok, spowodowany zasuniętymi, białymi zasłonami, które uniemożliwiają radosnym promykom słońca, przedostanie się do środka. Pomimo jasnego koloru ścian, pomieszczenie wydaje się smutne i ponure, jakby szare. Panująca w nim atmosfera jest napięta, a rozlegająca się wokół grobowa cisza ciąży dziewczynie siedzącej na szerokim parapecie. Za duża koszula nocna zwisa na jej smukłym ciele. Włosy kaskadami opadają na twarz, która przyklejona jest do szyby. Maleńka szpara pomiędzy ścianą, a zasłoną jest jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu. Przymyka zmęczone oczy i wzdycha ciężko, starając się uspokoić zszargane nerwy. Z każdym, kolejnym dniem dostrzega, jak bardzo się zmienia. Czuje, że energia, którą kiedyś posiadała, ucieka z niej w niepokojąco dużych ilościach, pozostawiając za sobą jedynie bolesne ślady gorzkich wspomnień. Unosi wzrok, który tkwi w niewidzialnym, nieistniejącym punkcie. Czuje się inaczej. Jej serce bije spokojnym, miarowym rytmem, a oddech jest regularny. Jej ciało jest w idealnym, nienaruszonym stanie, czego nie można powiedzieć o psychice. Czuje niewyobrażalną pustkę w swoim sercu, której w żaden sposób nie potrafi zapełnić, choć cały czas się stara. To miejsce przypomina jej o bliskich, którzy odeszli w ciągu jednej, krótkiej sekundy. Z jej ust wydobywa się ciężkie westchnienie. Podnosi się leniwie i sięga po szary zeszyt. Otwiera go na kolejnej, pustej stronie i wpatruje się z nią. Nie potrafi nic napisać, choć jej umysł gotuje się pod wpływem nadmiaru przytłaczających, negatywnych emocji. Coraz częściej pojawiające się w jej głowie, destrukcyjne myśli, zaczynają przerażać ją samą. Coraz częściej ma ochotę rzucić wszystko i zniknąć. Tak po prostu rozpłynąć się, niczym niewidzialna nimfa. Raz na zawsze. Czasem kłamstwo zmusza nas do ukrywania prawdy, w obawie przed utratą najbliższych, którzy Ci jeszcze pozostali. - notuje. Odkłada długopis, a następnie zeszycik, wstając z zajmowanego wcześniej miejsca. Teraz bardziej, niż kiedykolwiek, czuje potrzebę spotkania się z nim twarzą w twarz. Dopadają ją wyrzuty sumienia. Nie potrafi go dłużej okłamywać, choć to dla niej bezpieczniejsze i wygodniejsze, niż poniesienie konsekwencji, które ją dosięgną, gdy prawda wyjdzie na jaw. Wciąż czuje wszystkie, obolałe mięśnie po wczorajszym treningu. Każdego dnia koszmar powtarza się, a ona mimo zmęczenia, wytrwale podąża na przód, pilnie ucząc się wykonywać najbardziej skomplikowane figury. Nie ma już sił, lecz nie może się teraz wycofać. Chęć dokonania zemsty w postaci zabójstwa, byłaby dla mnie słodką alternatywą, jednak czy warto utracić wolność, by ulżyć wrogowi w cierpieniu? - pożółkła kartka zapełnia się kolejnymi linijkami. Słowa wypływają z jej serca, tworząc zaszyfrowany ciąg wyrazów, których znaczenie tylko ona jedna rozumie. Wzdycha i unosi wzrok, kierując go w stronę nieba. - Tęsknię. - szepcze, a następnie spogląda na wiszącą na ścianie fotografię, przedstawiającą Monicę i Miguela w drodze do ołtarza. Z jej oczu wydobywa się samotna łza, którą jednak natychmiast ściera z policzka dłonią. Zasuwa zasłonę, sprawiając, że teraz pomieszczenie przypomina ciemnicę, niż dziewczęcy pokój. Rzuca się na łóżko.
- Dwie godziny. - stwierdza, odliczając wolny czas, który jej pozostał, zanim uda się do Young Skaters. Jedyne, czego teraz pragnie, to pogrążyć się w głębokim śnie. Odpocząć, by choć przez godzinę tryskać sztucznie wykreowaną energią. Nie może pokazać, że jest słaba, już nie. Jej spokój przerywa nagłe pukanie do drzwi.
- Tylko nie babcia! - jęczy, nakrywając głowę poduszką. Ma serdecznie dość ciągłych pytań o samopoczucie i stan psychiczny. Nie lubi poruszać tematu Buenos Aires. To, co się tam wydarzyło musi zostać jej słodką tajemnicą. Nie chce nikogo niepokoić. - Proszę. - mówi w końcu, po kilku sekundach. Do pomieszczenia wchodzi niska, starsza kobieta w kwiecistej sukience.
- Jakiś chłopak do ciebie. - informuje ją. Luna odwraca wzrok, posyłając staruszce pytające spojrzenie.
- Simon? - zastanawia się głośno.
- Nie wiem. - odpowiada. Dziewczyna niechętnie podnosi się z łóżka, układając w głowie długą przemowę powitalną, która nie należy do tych słodkich i delikatnych, a wręcz przeciwnie. Szybko zbiega po schodach. Przelotnie poprawia rozczochrane włosy i zagryza dolną wargę. Czuje, jak dopada ją wściekłość, która niebawem wybuchnie.
- Jeśli myślisz, że mam ochotę widzieć Cię w moim domu...- zaczyna, z impetem wybiegając na korytarz. Zamiera w bezruchu, wpatrując się w stojącego naprzeciw niej chłopaka, który przygląda się jej z niebywałym zdziwieniem. Jej usta otwierają się, przybierając kształt litery "o", a źrenice jej pięknych, zielonych oczu stają się wielkie. - Matteo...- szepcze. Wyraz jej twarzy zmienia się w ciągu kilku sekund. Grymas zostaje zastąpiony promiennym uśmiechem, a w przygaszonych źrenicach pojawia się tajemniczy błysk. Bez zastanowienia zrywa się z miejsca i rzuca mu się na szyję. Chłopak bez zastanowienia oplata dłonią jej talię, odwzajemniając uścisk brunetki. Wplątuje twarz w jej gęste włosy, rozkoszując się ich owocowym zapachem. Stłumiony dźwięk radosnego śmiechu wypełnia wąskie pomieszczenie. Matteo ujmuje prawą dłonią jej twarz, wpatrując się w jej oczy, w których wciąż dostrzega te same, gorące iskierki miłości, które w Argentynie stanowiły najważniejszy powód, by walczyć z Sharon.
- Luna. - uśmiecha się. Składa na jej drżących ustach lekki pocałunek, a następnie ściślej niż wcześniej, zamyka jej drobne ciało w czułym uścisku.
- Co ty tu robisz? - pyta oszołomiona Meksykanka, odrywając się od swojego chłopaka.
- Niespodzianka. - odpowiada z szerokim uśmiechem. Dziewczyna odwzajemnia jego gest, wpatrując się w jego ciemne, brązowe oczy.
- Nie wierzę..- szepcze. - Jak się tu znalazłeś? - pyta.
- Przyjechałem z rodzicami na wakacje. - wyjaśnia. - Skoro Mahomet nie przyszedł do góry, góra przyszła do Mahometa. - dodaje z oszałamiająco pięknym uśmiechem.
- Nie wiem, co powiedzieć. Jestem zaskoczona. - mówi, co wywołuje radość w jego oczach.
- Nic nie mów, tylko pokaż mi Cancun. - wzrusza ramionami.
- Jasne. - stwierdza, kierując się do wyjścia. - Ale najpierw się przebiorę. - dodaje, po czym szybko zawraca. Matteo chichocze cicho, z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Nadal roztargniona. - stwierdza, odprowadzając ją wzrokiem. Po kilku sekundach Valente pojawia się ponownie w korytarzu. W biegu związuje włosy w wysoki, koński ogon.
- Idziemy. - informuje go, wybiegając na zewnątrz. - Co najpierw chcesz zobaczyć? - zwraca się do chłopaka.
- Nie wiem. Wiesz lepiej, co jest warte uwagi. - stwierdza. Delikatnie łączy ich dłonie, co sprawia, że przez jej ciało przebiega zimny dreszcz. Spogląda na niego, posyłając mu radosny uśmiech.
- Wciąż nie wierzę, że jesteś tu naprawdę. - wyznaje i natychmiast spuszcza wzrok.
- Musiałem cię zobaczyć. Zbyt dużo czasu minęło. - odpowiada, wzruszając ramionami. - Nie cieszysz się? - pytająco unosi brew, dostrzegając przygnębienie malujące się w jej oczach.
- Cieszę. - mówi z wymuszonym uśmiechem. Dręczą ją pierwsze wyrzuty sumienia. Czuje się źle, z myślą, że Balsano porzucił rodzinne Włochy, by spędzić z nią wakacje, a ona wciąż nie powiedziała mu, że znów pozwoliła Simonowi się wykorzystać. - Muszę ci coś powiedzieć...- wyznaje, mocno trzymając jego obie ręce. Spogląda na niego nieco pewniej, biorąc głęboki wdech.
- Proszę, proszę. Czy mnie oczy nie mylą, czy znów się spotykamy. - do uszu nastolatków dociera wyraźny głos, należący do osoby doskonale znanej Lunie. Dziewczyna odskakuje od chłopaka i z przerażeniem patrzy na zbliżającą się w ich kierunku postać...


Od Autorki: I mamy obiecane spotkanie Luny i Matteo. Czy mimo pozytywnej reakcji na widok chłopaka, Balsano dostrzeże zmianę w zachowaniu Luny? Czy pozna prawdę?Kim jest owa tajemnicza postać z końcówki rozdziału?  Jak myślicie? Całuję, Marlene ♥

15 komentarzy:

  1. Pewnie Simon jak zawsze zjawil sie i wszystko znowu pokrzyzuje. Swietnie piszesz masz talent pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda że nie ma gastiny :( ale po za tym świetny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, już niedługo będzie bardzo dużo Gastiny.

      Usuń
  3. W końcu się spotkali <3
    Simon ma wyczucie czasu :D
    Czekam na nexta
    Buziaki Ani

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam na to spotkanie jak mogłaś im przerwać taka szczeliwa chwilę . Przez tego głupiego Simona .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd wy wszyscy macie pewność, że to Simon?

      Usuń
  5. Zawsze gdy pojawia się kolejny rozdział, czytam go jak najwolniej żeby starczyło mi go na jak najdłużej xd Bardzo ciekawy wątek Sharon, ciekawa jestem co zrobi. Choć na początku myślałam że ta postać to Simon, to teraz myślę że to Ambar. xd Dlaczego to wszystko tak się skomplikowało? : ( Czekam na nexta ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam na każdy rozdział z wielką niecierpliwością. Bardzo polubiłam postaci Matteo i Gastona, ale o dziwo również Simona. Generalnie zawsze podobają mi się te "złe" postacie, nic na to nie poradzę :)Simon jest bardzo sprytny, albo też chce za takiego uchodzić. Z góry skazany jest na porażkę, ale i tak miesza cały czas. Aż prosi się, by był to Simon, ale zawsze możesz nas zaskoczyć i na przykład mógł się przyplątać ktoś zupełnie inny. Czas pokaże :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zawsze cudowny❤❤
    Osobiście myślę że to ktoś nowy 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I bardzo dobrze myślisz ;)

      Usuń
    2. A powiesz chociaż wskazówkę czy o tej osobie było cos wspominane czy to zupełnie to ktoś nowy?��

      Usuń
    3. Było już wspomniane :)

      Usuń

Obserwatorzy

Theme by Lydia