Strony

6 stycznia 2017

Rozdział 6




~*~
Matteo od kilku minut bezskutecznie próbuje skontaktować się z Luną, lecz pochłonięta treningami dziewczyna wciąż nie odpowiada na jego wiadomości. Zrezygnowany siada na kanapie, ukrywając głowę w dłoniach. W jego głowie malują się czarne scenariusze, przedstawiające aktualnie to, co dzieje się z Valente. Chłopak nie ma dobrych przeczuć. Czuje, że dzieje się coś złego, coś, co zaszkodzi ich relacji. Zrujnuje budowany z trudem kontakt, niczym wiatr papierową wieżę. Z jego ust wydobywa się głośne westchnienie, świadczące o bezradności nastolatka. Podnosi wzrok, tępo wpatrując się w niewidzialny, nieistniejący punkt. Oddycha głęboko i z trudem przymyka oczy. Po chwili nostalgicznej ciszy, wstaje z miejsca i podchodzi do okna. Opiera ciężar swojego ciała o parapet i wygląda przez okno. Ani na chwilę nie potrafi usiedzieć w miejscu. Jest zbyt zdenerwowany, zbyt przejęty, by tak po prostu odpoczywać. Teraz, gdy wie, że brunetka znów jest bezpieczna, pragnie spotkać się z nią, porozmawiać, spojrzeć w oczy i pocałować. Chce jej wiele opowiedzieć. O sobie. O Buenos Aires, które w ciągu kilku miesięcy jej nieobecności przeszło gwałtowną rewolucję. Stało się weselsze i teraz bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej tętni życiem i radością. Nagle w pomieszczeniu rozlega się stłumiony dźwięk melodyjki, wydobywającej się z należącego do Balsano urządzenia. Chłopak ze świstem wypuszcza powietrze z płuc i tak jak wygłodniała bestia rzuca się na swą, bezbronną ofiarę, tak on gna w kierunku telefonu. Nie spoglądając na wyświetlacz, odbiera.
- Luna? Jak dobrze, że oddzwaniasz! - mówi rozpromieniony.
- Widzę, że czekasz na ważny telefon, Matteo. - w odpowiedzi słyszy nieco zawstydzony głos Tamary. Przeciera dłonią oczy i wzdycha ciężko.
- Nie, to nic ważnego. - mówi niewyraźnie. - Coś się stało? - pyta. Na jego czole pojawia się ledwo widoczna bruzda, a usta wykrzywiają się w nieznacznym uśmiechu.
- Victoria Navarete nie przystała na propozycję trenowania w Buenos Aires. Musimy zatem pójść na układ dyktowany przez managera naszej krajowej mistrzyni. - słyszy w słuchawce zrezygnowany głos kobiety.
- Co masz na myśli? - pyta, mrużąc oczy.
- Na czas treningów, przeniesiesz się do Cordoby. - wyjaśnia kobieta. Chłopak słysząc to, podpiera czoło prawą dłonią. Z jego ust po raz kolejny tego wieczoru wydobywa się głośne westchnienie.
- Czy to konieczne? - pyta krótko.
- Matteo. Długo negocjowałam z managerem Victorii. Zbyt wiele czasu poświęciłam na to, by przekonać go, że idealnie nadajesz się na jej partnera, bo wiem, że to twoje wielkie marzenie. Nie możesz się teraz wycofać. To tylko trzy miesiące. - mówi kobieta.
- Kiedy miałbym wyjechać? - zwraca się do słuchawki.
- Za trzy tygodnie, może cztery. - wyjaśnia Tamara. - Wchodzisz w to? - dodaje z nutką niepewności w głosie.
- Wchodzę. - odpowiada nastolatek po chwili zawahania.
- Doskonale! A więc spotkajmy się jutro w Rollerze, by omówić szczegóły. - w słuchawce słychać jej przepełniony entuzjazmem głos, co nieco przybija młodego Balsano. Myśl o wyjeździe przychodzi mu z trudem, lecz wie, że w końcu otrzymał szansę od losu. Ma okazję się wykazać i spełnić swoje marzenia. - To tylko pięć miesięcy. - wmawia sobie, w myślach skrupulatnie analizując słowa kobiety.
- A więc do jutra. - żegna się i przerywa połączenie. 
Powoli odkłada telefon na znajdującą się nieopodal kominka, komodę. Na jego twarzy pojawia się cień bladego uśmiechu. Czuje, że w końcu los postanowił wynagrodzić mu lata bólu i udręki. Teraz ma okazję udowodnić wszystkim, że jak nikt inny nadaje się, by reprezentować Argentynę.
~*~
Od wielu godzin Luna uporczywie trenuje pod okiem, swojego nowego managera, Mike'a. Choć nie ma na to najmniejszej ochoty, teraz nie może się wycofać. Jest już za późno. Znów wykazała się dziecinną naiwnością i pozwoliła, by Simon Alvarez bezczelnie wykorzystał jej strach i psychiczną niestabilność. Podstępnie ją zwiódł i oszukał, sprawiając, że ugrzęzła w Meksyku. Na dwa, długie lata, w ciągu których nie spotka przyjaciół. Jej życie powoli przypomina to sprzed wypadku. Nieustanne, wyczerpujące treningi, przeplatane ćwiczeniami, dzięki którym w rekordowo szybkim czasie musi wrócić do formy. Ma na to zaledwie sześć miesięcy. Dokładnie za pół roku wystartuje w pierwszych zawodach, na których wraz z Simonem będzie reprezentować klub Young Skaters, którym zarządza Mike. Myśl o częstych kontaktach z Alvarezem przeraża nastolatkę. Sprawia, że na jej ciele pojawia się gęsia skórka, a po plecach przebiega zimny dreszcz. Nienawidzi go za to, że znów ją wykorzystał do własnych celów. Sława. To jego priorytet i Luna postanawia, że zrobi wszystko, by jej nie otrzymał. To będzie jej małą zemsta, którą dokładnie zaplanowała ubiegłej nocy, podczas której nie zmrużyła oka. Długo myślała, starając się wpaść na idealny plan, który w przypadkowy sposób sprawi, że Simon zostanie ogarnięty nie dobrą, lecz złą sławą.
- No dalej Luna! Skup się! - słyszy zirytowany głos Mike'a. Mężczyzna podchodzi bliżej barierek. W dłoni trzyma długi, metalowy wskaźnik, którym lekko i rytmicznie uderza o dłoń. - Plecy proste! - rozkazuje. Nastolatka w bezbłędny sposób stara się wykonać jego polecenie, lecz każdy, jej ruch tylko pogarsza sprawę. Forma Luny nie satysfakcjonuje Mike'a, który od swoich zawodników oczekuje bezbłędności i czystej perfekcji. Każdy z nich, prędzej, czy później staje się chodzącym ideałem, lub trafia do szpitala z anemią, czy wycieńczeniem.
- Kpisz sobie? I to się twoim zdaniem nazywa piruet? Simon, myślałem, że stać cię na więcej! - zwraca się do chłopaka, który z niechęcią przystępuje do ponownego wykonania skoku. Luna podąża za partnerem, lecz figura okazuje się być na tyle skomplikowana, że chwilę później Valente ląduje na zimnej podłodze. - Luna, rozumiem, że dopiero wróciłaś na wrotki, ale z łaski swojej wstań i powtórz to jeszcze raz! - krzyczy Mike. Podchodzi do dziewczyny, która z trudem zbiera się pod upadku, wstając na równe nogi. - Podstawowe błędy..- zaczyna. - Ugnij nogi  podczas startu, wyprostuj plecy podczas lotu i w czasie lądowania, wróć do pozycji sprzed startu. - odpowiada surowo. Mike jest nie tylko wymagającym, ale i także najlepszym spośród trenerów wrotkarzy w całym Meksyku. Znany ze swojej srogości, budzi respekt nie tylko wśród zawodników, ale także sędziów. Nikt nigdy nie odważył się na podjęcie dyskusji z mężczyzną i Luna doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Każdy potulnie uznaje własną porażkę i wykonuje jego polecenia. Valente kiwa twierdząco głową, na znak, że doskonale zrozumiała wskazówki trenera. Zaczyna od początku. Tym razem nie ląduje na podłodze, co uznaje za ogromny sukces, choć forma skoku wciąż pozostawia wiele do życzenia. - Lepiej, Luna. - stwierdza Mike. - Ale wciąż katastroficznie. - dodaje po chwili, unosząc głos. Luna wzdycha ciężko i z niechęcią zaczyna od nowa. Nie ma siły, ale wie, że będzie trenować dopóty, dopóki Mike nie stwierdzi, że na dzisiaj koniec.

~*~
Po wielogodzinnym treningu, Mike w końcu ogłasza długo wyczekiwany przez Lunę koniec. Wykończona brunetka siada na torze okrakiem, kładąc ręce na podłodze, tuż za plecami. Unosi głowę do góry, wpatrując się w wysoki sufit. Oddycha z ulgą, rozluźniając spięte mięśnie. Czuje, jakby do jej nóg przywiązano dwa, ogromne stopy żelaza, które przytłaczają jej kończyny. Jest zmęczona. Jej czoło pokrywają malutkie, błyszczące kropelki potu, a oddech jest przyspieszony i nieregularny.
- Lunita wypadła z rytmu? - słyszy głośny śmiech Simona, który zatacza wokół niej koła. - Niedobrze. - dodaje po chwili. Valente wywraca oczami. Z jej ust wydobywa się stłumiony jęk.
- To znowu ty? - pyta. - Myślałam, że już sobie poszedłeś, ale jak zwykle, pojawiasz się w najmniej pożądanej chwili. - dodaje, uśmiechając się chytrze.
- Widząc twoje dzisiejsze porażki na torze, stwierdziłem, że potrzebujesz prywatnych lekcji. - pochyla się nad nią, delikatnie pstrykając palcem w jej nos. Odwraca gwałtownie głowę, mrużąc oczy. - Tylko ty i ja. U mnie, dziś wieczorem. - dodaje ponętnie. Pod wpływem jego przesłodzonego głosu, usta Meksykanki wykrzywiają się w nieprzyjemnym grymasie. Jest zniesmaczona zachowaniem Alvareza, które od czasu jego pojawienia się w Argentynie, działa jej na nerwy.
- A gdzie zgubiłeś swoją tlenioną blondi? - pyta sarkastycznie.
- Marinę? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Nie pamiętam już nawet jak wygląda. - dodaje.
- Za to ja doskonale pamiętam. Myślę, że Barriga zemdleje z zachwytu, gdy zaproponujesz jej prywatne lekcje w twojej sypialni. - mówi, przedrzeźniając jego słodki głosik.
- Marina Barriga nie jest tak pociągająca, jak ty...kelnereczko. - rzuca z chytrym uśmieszkiem. Na dźwięk tego przezwiska, dziewczyna wstaje na równe nogi.
- Powtórz, co powiedziałeś! - syczy.
- Marina Barriga...- zaczyna, lecz dziewczyna natychmiast mu przerywa.
- Nigdy więcej nie mów do mnie "kelnereczko". - zaciska zęby i posyła mu miażdżące, mrożące krew w żyłach, spojrzenie.
- Matteo pozwalałaś. - wzrusza ramionami.
- Ale ty nim nie jesteś. - stwierdza krótko i odwraca się z zamiarem odejścia.
- Założę się, że właśnie teraz spędza upojną noc w Argentynie ze swoją, nową kelnereczką. - uśmiecha się szeroko, wyraźnie zadowolony z wymierzonej przeciwko Valente, zaczepki. Dziewczyna kiwa z niedowierzaniem głową, po czym podjeżdża bliżej niego i wymierza mu siarczysty policzek.
- Dupek. - mówi mu prosto w twarz, po czym z dumnie uniesioną głową odjeżdża w stronę szatni. Chłopak nie spodziewał się najwyraźniej tak gwałtownej reakcji ze strony brunetki, gdyż z niedowierzaniem odprowadza ją wzrokiem, trzymając za czerwone, piekące miejsce. Meksykanka jest dumna z siebie. Ani przez chwilę nie okazała mu swej słabości, choć w duchu cała trzęsie się ze strachu. Słowa Alvareza zabolały ją znacznie bardziej, niż się tego spodziewała. Nigdy nie myślała, że Simon upadnie tak nisko i stanie się zepsutym do szpiku kości nastolatkiem, który wciąż myśli o sobie i sprawach cielesnych. Dotąd Luna nie odbierała jej związku z Matteo w ten sposób. Nie myślała nawet o tym, by w tak wczesnym wieku pozwolić, by pożądanie zepsuło ją jak Simona. W głębi duszy wierzy, że Matteo również nie należy do typu tych chłopaków, którzy myślą tylko i wyłącznie o jednym. Nigdy nie dał jej tego odczuć. Z jej ust wydobywa się żałosne westchnienie. Jedyne, czego się teraz obawia to tego, że po części Simon może mieć rację i Matteo wymienił ją na lepszy model, choć jej serce wciąż temu zaprzecza. Siada na stojącej pod ścianą ławce i zdejmuje wrotki, które otrzymała od dziadków dwa dni po powrocie  do Cancun. Wprawdzie nie dorównują wyglądem jej dawnym, ulubionym wrotkom, lecz mimo wszystko Luna stwierdza, że są ładne. Chowa je do torby, którą otwiera. Wyjmuje komórkę. Na wyświetlaczu dostrzega kilkanaście nieodebranych połączeń od nieznanego numeru. Dziewczyna poznaje jednak, że pochodzi on właśnie z Argentyny. Mimowolnie na jej ustach pojawia się uśmiech. Wie, że należy od do któregoś z jej przyjaciół. Początkowo obstawia Ninę, lecz przypominając sobie, że wczoraj z nią rozmawiała, dostrzega w rejestrze połączeń różnicę w numerach. Nie pamięta wszystkich dokładnie, gdyż stary telefon pozostawiła w Buenos Aires, a wraz z nim wszystkie, swoje kontakty. Głównie dlatego, nie utrzymywała z przyjaciółmi żadnego kontaktu. Drugim powodem była możliwość szybkiego namierzenia jej przez Sharon. Jedyny numer, jaki pozostawiła Ninie, to kontakt do jej dziadków. Zgodnie z umową Simonetti miała się z nimi skontaktować, gdy Sharon trafi do więzienia.
- Matteo. - szepcze. Jest bowiem pewna, że numer należy do chłopaka, który teraz bez przeszkód może się kontaktować ze swoją ukochaną. Bez namysłu oddzwania, w skupieniu czekając na to, aż w końcu usłyszy jego ciepły głos.
- Luna? - w słuchawce słyszy niepewny głos chłopaka.
- Matteo. - szepcze z niedowierzaniem.
- Dzwoniłem kilkanaście razy. Dlaczego nie odbierałaś? Odsłuchałaś wiadomości, które ci nagrałem na poczcie? - pyta jednym tchem. Dziewczyna cicho chichocze.
- Przepraszam, byłam zajęta. Odsłucham, gdy wrócę do domu. - wyjaśnia.
- Jak się czujesz? - słyszy troskę w jego głosie.
- To skomplikowane. - wzdycha. - Nie chcę o tym rozmawiać. - przycisza głos. - Tęskniłam. - wyznaje.
- Ja też. - słyszy w odpowiedzi. - Sharon Benson...- zaczyna, lecz szybko mu przerywa.
- Wiem. Nina mi mówiła. - kończy za niego.
- A więc teraz możesz wrócić do Argentyny. - odpowiada rozpromieniony chłopak.
- To nie takie poste. - wyjaśnia.
- Jak to? - pyta zaskoczony.
- Nie mogę nic powiedzieć. Kiedy wszystko się ułoży, dam ci znać. - mówi, przykładając dłoń do czoła. - Moja babcia nie najlepiej się czuje. Nie mogę wyjechać, wiedząc, że lada dzień może umrzeć. - kłamie jak z nut, nie wzbudzając podejrzeń. Przez chwilę chciała wyznać, że Simon znów ją oszukał, uziemiając na dwa lata w Meksyku, lecz nie ma wystarczająco dużo odwagi.
- Na pewno szybko dojdzie do siebie. - zapewnia ją chłopak, którego drżący ton głosu wskazuje, że bardzo przejął się sytuacją brunetki. - Chciałbym cię już zobaczyć. - dodaje.
- Ja Ciebie też. - wzdycha. - Muszę kończyć. Autobus nadjeżdża. - dodaje, po czym szybko przerywa połączenie. Przykłada urządzenie do klatki piersiowej, bezradnie opierając głowę o ścianę.
- Nie mogę mu powiedzieć. - szepcze bezradnie. - Kiedy się dowie...wolę o tym nie myśleć. - dodaje, chowając głowę w dłoniach. Kieruje nią strach, który bezczelnie manipuluje jej umysłem, sprowadzając na nią klęskę. Dziewczyna tłumaczy swoje tchórzostwo, obawą tego, jak zareaguje Matteo na wieść, że znów jeździ z Simonem...i to przez dwa lata. Wzdycha ciężko i pakuje rzeczy do plecaka, po czym szybko wybiega z budynku, chcąc znaleźć się jak najszybciej w swoim, ulubionym miejscu, miejscu wolnym od trosk i problemów, w którym czuje się bezpiecznie. Nie zważa na późną porę. Po prostu mknie przed siebie, w mroku. Musi pomyśleć, zastanowić się, jak rozwiązać pewne sprawy. W końcu teraz, gdy Sharon nie stanowi zagrożenia, manager spokojnie może pozwolić na promocję swojej zawodniczki w mediach.
- Ostatniego, czego chcę, to tego, by Matteo dowiedział się w najgorszy, możliwy sposób...przez brukowce. - szepcze zdenerwowana. Czuje się bezradna i zagubiona. Nie wie, co robić. - Powiem mu. Kiedy znowu zadzwoni. - obiecuje sobie.


Od Autorki: I mamy pierwszy "kontakt" Luny i Matteo. Wkrótce jednak staną twarzą w twarz. Jakim sposobem? Dowiecie się niebawem. Pozdrawiam, Marlene ♥

9 komentarzy:

  1. No co ja poradzę na to, że ten rozdział jest taki smutny. Simon poniekąd zasiał ziarno wątpliwości:( I Matteo z inną partnerką, pierwsze kłamstwo. Sprawiasz, że każdy rozdział pochłaniam w ciągu trzech minut i później mam pretensje do całego świata, że to już koniec i muszę czekać na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Och jak ja nie lubie Simona . A na ile Maetto ma wyjechac .

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne swietnie piszesz pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju! Genialny ! :* czekam na next:*

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochanie to cudowne! Moja biedna linka.. Tyle cierpi ezez Simona... Gdyby matteo die o tym dowiedział zabilby rywala golymi lapami! Luna mu piwie! Wierze w to.. Albo są się dowie...a to będzie o wiele gorsze
    Jak Simon moze tak ją traktować? Nie rozumiem.. ;/ Simon i ten mike się doigrają.. Nie wiedzac z kim zadarli! Z matteosiem<3
    Czekam na kolejny!
    Wybacz ze nie komentuje
    Naprawie to a ty u mnie zostaw kom higi

    Luśka

    OdpowiedzUsuń