Strony

6 grudnia 2016

Rozdział 30




~*~ 
Następny dzień stanowi dla nastolatków nowe wyzwanie. Życie daje im kolejną, bolesną lekcję. Uczy ich, by nie przywiązywać się do ludzi zbyt mocno, gdyż nikt nie zna dnia, ani godziny, w której straci najbliższą osobę. Każdy prędzej, czy później odchodzi. Najlepsi przyjaciele zostaną rozdzieleni, a romantyczni kochankowie prawdopodobnie nigdy się już nie spotkają. Jednych dzielą poglądy, innych śmierć, a jeszcze innych życie, które potrafi zaskoczyć. W ciągu sekundy niebezpiecznie wywraca poukładane dotąd sprawy do góry nogami. Zapalone feministki stają się gorącymi kochankami, a przyjaciele przeistaczają się we wrogów. Kłamstwo. To kolejna rzecz, która potrafi zniszczyć nawet najtrwalszy, zbudowany na solidnych fundamentach, związek. Szerzy się dyskretnie, działając jak cichy zabójca. Rozbija rodziny, kłóci stare, dobre małżeństwa, niszczy przyjaźń. Każdy, kto nie doznał w życiu krzywdy, w końcu napotyka na swoją przeszkodę, a najnieszczęśliwsi wygrywają los na loterii. Życie jest niczym wielkie koło fortuny. Nieprzewidywalne. Nigdy nie wiesz, na sto trafisz. Pewnego dnia jesteś na szczycie, by za chwilę upaść na samo dno. Zwycięzcy przegrywają, a przegrani zwyciężają, jedynie po to, by otworzyć ludziom oczy. Poinformować ich, by nie przyzwyczajali się do tego, co ziemskie, co materialne i co drogie. Matteo nie spał prawie tej nocy. Wciąż rozmyśla nad sensem ludzkiej egzystencji. Zastanawia się, dlaczego to właśnie on natrafił na tak zróżnicowany pakunek uczuć, jaki podarował mu los. Miłość. Przyjaźń. Nienawiść. Ból. Cierpienie. Mimo tak młodego wieku, zdążył doświadczyć wszystkich stanów emocjonalnych. Od euforii poczynając, na nienawiści kończąc. Był szczęśliwy i stracił, co najdroższe jego sercu. Odzyskał spokój, tylko po to, by kilka chwil później mógł zostać zburzony. Cierpiał, by poczuć ulgę. Kochał, po to, by stracić. Poziom towarzyszącej mu tego dnia nostalgii jest niewyobrażalnie wysoki. Wykraczając poza bezpieczną normę sprawia, że siedzi przybity w białym fotelu, bez przerwy spoglądając na śpiącą jeszcze dziewczynę. Nie wie, jak potoczy się jego życie, kiedy jej zabraknie. Zmieniła go, po to, by uzmysłowić mu, że jego wnętrze jest piękne i bogate w wartości i zasady, jakich niejeden może mu pozazdrościć. Dzięki niej poczuł, co to szczęście. Wyzbył się grubej maski, za którą ukrywał swe, prawdziwe oblicze. A teraz? Wszystko sypie się, niczym wieża zbudowana z klocków. Jeden, fałszywy ruch i budynek popada w ruinę. Tak samo jest z jego sercem, które przejęte rychło zbliżającym się rozstaniem, bezustannie krwawi. Bierze głęboki wdech i ze świstem wypuszcza powietrze z płuc. Zerka na ekran leżącej na jego kolanach, komórki.
- Szósta czterdzieści. - myśli zrozpaczony. Zaledwie dwadzieścia minut dzieli go od odwiezienia Luny na lotnisko. Dziewczyna jeszcze nie wie, jak bardzo pokarało ją życie tej nocy. Ciążące nad nią fatum, osiągnęło swój najwyższy szczyt. Najpierw Simon. Wypadek na wrotkach. Sharon Benson. A teraz jej rodzice. Nastolatek nie chce myśleć, jak zareaguje, gdy pozna okrutną prawdę. - Pęknie jej serce, kiedy się dowie. - myśli, ukrywając twarz w dłoniach. Nie cierpi patrzeć na jej ból, jej puste, pozbawione blasku oczy, bladą twarz i drżące usta, które nie potrafią wypowiedzieć najprostszych słów. To wszystko zaczyna go przerastać. Po raz kolejny z jego ust wydobywa się głośne westchnienie, którego dźwięk, niczym głuche echo wypełnia pomieszczenie. Zauważa, jak ciało Luny porusza się kilkukrotnie. Odruchowo wstaje, chcąc być przy niej, gdy otworzy oczy i móc ją przytulić, gdy niespodziewana wiadomość spadnie na nią, niczym grom z jasnego nieba.
- Długo spałam? - pyta słabym, cichym głosikiem, przecierając dłońmi oczy.
- Trzy godzinki. - odpowiada łagodnie Matteo, delikatnymi, płynnymi ruchami głaszcząc jej ciemne włosy.
- Powiedz mamie, żeby zrobiła mi tosty na śniadanie. - bełkocze, co paraliżuje chłopaka.
- Luna...- zaczyna, przerywając swoją wypowiedź głośnym westchnieniem. Brunetka rozgląda się po pomieszczeniu i ze świstem wypuszcza powietrze z płuc.
- Czyli to nie był zły sen. To wszystko dzieje się na prawdę. - zaczyna, wstrzymując napływające do jej zielonych oczu, łzy.
- Nie płacz. Luna, proszę. - szepcze wprost do jej ucha. Jego gorący oddech ogrzewa jej szyję. Sprawia, że przez chwilę zapomina o otaczającym świecie i zatraca się w niespełnionych marzeniach.
- O której mam samolot? - pyta, przenosząc przepełnione smutkiem oczy na niego. Dostrzega przygaszone, czekoladowe oczy, w których odcieniu tak często uwielbiała się zatracać. Pełne usta, które dzisiaj wydają się przypominać wąską, poziomą linię. Jego blade policzki są lekko podpuchnięte. - Płakał? Czy to zmęczenie? - zastanawia się, gładząc jego twarz opuszkami palców. Dokładnie bada tę twarz wzrokiem. Pragnie zapamiętać ją na zawsze, choć ciągle nie traci nadziei, że Sharon szybko trafi do więzienia, a ona będzie mogła powrócić do nowego życia, które szczerze pokochała.
- O ósmej. Za moment musisz się zbierać. - szepcze drżącym, słabym głosem. Ma ochotę rozpłakać się, lecz wie, że musi być silny. Dla siebie. Dla niej.
- Czy ja..- zawiesza głos. - Czy ja mogę pożegnać się z rodzicami? - pyta, przypatrując mu się uważniej.
- Luna...- zaczyna. Nie potrafi przekazać jej tej wiadomości. Nie tym razem. Dziewczyna jednak w mig zauważa, że coś jest nie tak. Mruży oczy i wydyma usta, które przybierają kształt litery "o".
- Matteo, czy coś się stało? - pyta zdenerwowana. - Chodzi o rodziców, prawda? - dodaje. Chłopak niepewnie przytakuje głową. Brunetka zamyka oczy. Wie, że wieści, które ma dla niej Matteo nie należą do tych najweselszych. To złe nowiny.
- Sharon...- zawiesza głos. Przełyka nerwowo ślinę. Czuje jak wielka gula ugrzęza w jego gardle, sprawiając, że nie potrafi wykrztusić  z siebie ani słowa. - ...tej nocy. Sharon tej nocy ich zabiła. Oboje. - mówi w końcu. Dziewczyna opiera się bezwładnie o gładką powierzchnię ściany, zasłaniając twarz rękoma. Z jej oczu wypływa tysiące spływających po policzkach łez. Jej płacz staje się głośny i pełen rozpaczy.
- Luna. Przykro mi. - szepcze, chcąc przytulić ją do siebie. Dziewczyna jednak protestuje, odsuwając się od nastolatka.
- Zostałam sama! - krzyczy. - Nie mam już nikogo. - szepcze, przepełniona bólem i cierpieniem. - Nienawidzę jej! Nienawidzę Sharon Benson! Zmieniła moje życie w koszmar! - dodaje zagniewana. Sięga po leżącą obok poduszkę, którą z furią rozrywa na strzępy. Stos piór unosi się w powietrzu, wolno opadając na podłogę. - Nienawidzę jej! - dodaje przez łzy. Matteo nie potrafi na to patrzeć. Mocno przyciąga ją do siebie, zamykając jej ciało w silnym, aczkolwiek opiekuńczym uścisku. Wie, jak bardzo teraz cierpi. Nigdy nie życzył nikomu, tego, co spotkało Lunę w ciągu zaledwie dwóch dni. To istne piekło, które dla Meksykanki zdaje się nie mieć końca. Wręcz przeciwnie. Wciąż rozpoczyna się na nowo.
- Masz mnie. Zawsze możesz liczyć na mnie i moich rodziców. Zawsze. - powtarza, starając się choć minimalnie ukoić jej cierpienie. Dopiero teraz dochodzi do nastolatki, jak bezduszną osobą jest Sharon Benson. Pozbawioną skrupułów, nie mającą serca. Dostrzega grożące jej niebezpieczeństwo. Wie, że musi przetrwać. Dla siebie. Dla rodziców. Dla Matteo. Musi przetrwać, by pewnego dnia pomścić wyrządzone jej krzywdy.
- Czy myślisz, że mamy szansę? - unosi wzrok. Tylko on pozostał jej spośród najbliższych jej sercu osób.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. - odpowiada, starając się zabrzmieć przekonująco. - Niedługo wakacje. Odwiedzę cię. Obiecuję. - szepcze, sprawiając, że na twarzy Luny pojawia się niewielki cień uśmiechu. Ostrożnie całuje jej czoło i tuli do siebie.
- Matteo. Już czas. - słyszy głos Casandry, która pojawia się w pokoju swojego syna. - Musimy jechać. - dodaje. Wręcza Lunie czyste ubranie, które niepostrzeżenie udało jej się wynieść z domu wraz z jej dokumentami. Meksykanka nagradza matkę swojego chłopaka lekkim uśmiechem, po czym wyswobadza się z uścisku Balsano.
- Gdzie jest łazienka? - pyta, ścierając dłonią spływające po policzku łzy.
- Na końcu korytarza, po prawej stronie. - informuje ją kobieta. Valente według wskazówek kieruje się w stronę łazienki, w której zmienia ubranie. Przeczesuje włosy grzebieniem i przemywa twarz zimną wodą. Wygląda strasznie. Zaczerwienione, podpuchnięte oczy przepełnione są rozpaczą, a Różowe policzki mokre od łez. Po kilku minutach opuszcza pomieszczenie, oznajmiając wszystkim, że jest gotowa. Nie może pogodzić się z myślą, że pozostawia tu ciała rodziców, które spoczną gdzieś na nieznanym cmentarzu, na obcej, argentyńskiej ziemi. Zrobiłaby wszystko, by zobaczyć ich po raz ostatni. Przytulić i pożegnać się, powiedzieć, jak bardzo ich kocha, lecz wie, że to niemożliwe. Schodzi na dół, gdzie czekają na nią Gaston z Niną. Simonetti bez wahania rzuca się w ramiona przyjaciółki.
- Będę bardzo za tobą tęsknić. - wyznaje, nie powstrzymując łez. Dołącza do nich Gaston i Matteo, tworząc w ten sposób zbiorowy uścisk, który Luna pragnie zapamiętać jak najdłużej.
- Obiecaj, że jeszcze tu wrócisz. Luna..- błaga Nina, łapiąc za jej dłonie.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy. - odpowiada Valente. Dziewczyny po raz kolejny padają sobie w ramiona, nie potrafiąc się rozstać, jednak obie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że czas pędzi nieubłaganie, wymuszając na nich tę chwilę. Gaston otacza ramieniem swoją dziewczynę, całując ją w czubek nosa.
- Będzie dobrze. Ona wróci. Wiem to. - zapewnia, chcąc w jakiś sposób ją rozweselić. Luna z niedowierzaniem przygląda się tej sytuacji. Po raz pierwszy na jej twarzy pojawia się szczery uśmiech.
- Jesteście razem? - pyta z niedowierzaniem. Oboje zgodnie potakują. Meksykanka bez zastanowienia rzuca się na nich oboje. - W końcu! - wzdycha. - Myślałam, że nigdy nie doczekam się tej chwili. - wyznaje.
- Postanowiłam dać mu szansę. - mówi Nina. - Wczoraj wszystko się zmieniło. - dodaje, posyłając przyjaciółce szczery uśmiech.
- Luna. Musimy jechać. - słyszy smutny głos Matteo. Chłopak otacza ją ramieniem, prowadząc w stronę wyjścia. Luna odwraca się po raz ostatni, żegnając przyjaciół przed domem Balsano, po czym wsiada do samochodu. Matteo zamyka za nią drzwi i obchodzi pojazd dookoła, siadając obok. Samochód odpala, wolno odjeżdżając sprzed posiadłości rodziny Balsano. Całą podróż przebywają w milczeniu. Chłopak ściska jej dłoń, a ona opiera głowę na jego ramieniu. Boi się powrotu. Nie wie, jak wyjaśni dziadkom nagłą śmierć rodziców. Jak zareagują. Pytania bez przerwy nurtują jej głowę. Najchętniej zostałaby tu, w Buenos Aires i do końca życia mieszkała w piwnicy, gdzie Sharon nigdy jej nie odnajdzie. Matteo jednak ma rację. To chwilowy kryzys, który uda jej się pokonać. Zapewnia, że dni Sharon na wolności są policzone. Tylko jeden dowód dzieli ją od wysłania na wieloletnie wakacje, jednak zdobycie go może zająć trochę czasu. Po upływie dwudziestu minut, samochód dociera na miejsce. Parkuje przed lotniskiem. Oprócz niewielkiej walizki z najważniejszymi rzeczami, Luna nie ma ze sobą zupełnie niczego. Casandra Balsano obiecała wspierać ją finansowo, dopóki zajdzie taka potrzeba, a gdy nadarzy się okazja, sprowadzi ją do Buenos Aires. Luna wzdycha ciężko i wolnym krokiem sunie w kierunku lotniska. Matteo nie odstępuje jej ani na krok. Wiernie towarzyszy jej w ich być może ostatnim, przez pewien czas, wspólnym spacerze. Jego silna dłoń kurczowo wplata się pomiędzy jej palce, a opuszki kciuka delikatnie gładzą wierzch jej dłoni. Posyła jej przybite spojrzenie, siląc się na uśmiech. Zatrzymują się w środku, przed barierkami, prowadzącymi na odprawę. Chłopak ściska ją mocno, rozkoszując się słodkim zapachem jej perfum, a ona kurczowo obejmuje swoimi drobnymi dłońmi jego szyję, wplątując palce w miękkie włosy chłopaka. Pragnie zapamiętać tę chwilę na zawsze. Nie wie, jak poradzi sobie bez Balsano u swego boku. Zbyt wiele serca włożyła w ich relację, by teraz tak po prostu mogła odejść. Znów wybucha płaczem. Matteo robi, co może, by nie dołączyć do Luny. Ociera łzy z jej twarzy i składa na jej ustach ostatni, gorący pocałunek.
- Samolot do Cancun odlatuje za 10 minut. Wszystkich pasażerów, prosimy do przejścia przez odprawę. - z głośników wydobywa się automatyczny głos kobiety, która Lunie wydaje się pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Odsuwa się od Matteo. Wyciąga dłoń w jego kierunku, coraz bardziej się od niego oddalając.
- Wróć jeszcze...- szepcze Balsano.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy. - odpowiada. Nastolatek odprowadza ją wzrokiem, póki nie znika z jego pola widzenia. Czuje, jak jego serce pęka na tysiąc kawałków, ale musi pozostać silny. Wierzy, że znów się spotkają. I kiedy Sharon wyląduje w więzieniu, w końcu będą mogli wieść spokojne życie. Tylko pytanie, kiedy to nastąpi? I czy w ogóle nastąpi?


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

 
Od Autorki: I tak oto prezentuje się ostatni rozdział tej części opowiadania. Smutny i przerażający, ale czy mogło być inaczej? Prawdopodobnie nie. Zaktualizowałam zakładkę Bohaterowie, która została wzbogacona o kilka, nowych postaci. Zajrzyjcie, jeśli chcecie. Pierwszy rozdział drugiej części, pojawi się w piątek lub w sobotę.  Muszę ogarnąć kilka rzeczy odnośnie udoskonalenia fabuły. Póki co, żegnam się z Wami, Kochani! Dziękuję za wspólnie przeżytą przygodę z pierwszą częścią i mam nadzieję, że zostaniecie również w drugiej, która będzie kontynuacją tego opowiadania. Całuję, Marlene ♥

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jaki Ninuś? Piwitajmy Delfinka Pedrusia( wystarczy Delfinek) tak zmieniłam nazwę kochaniutka! Wiesz ze mam szal na pelfi i Gastona wiec mam śliczniutką nazwę odzwierciedlająca. Moje uwielbienie dla nich!!! ❤
      Nawet ba wattpadzie zaczelam o pelfi pisac cos czego nie ma na blogerze😂

      Przechodzac do finału części I chociaz wole final sezonu jako określenie
      ... No.... Cóż...
      Uszczęśliwiłaś i zawiodlas mnie jednocześnie.. Dobrze zdajesz sobie z tego sprawę prawda? Ale ambar allach znaczy delfin alach odpuści ci ten grzech😂

      ciesze sie ze zlaczylas gaastine jednak mi jej nadal Malo!!!!

      Co do lutteo to poprostu beczę aż ocean z moich leż tu będzie... Ale wiem ze Matti za nią poleci!!! Szybko!!! Chyba ze Alvarez go uprzedzi... Ibtu mam wiecej wątpliwości... No cóż Simon nie przegapi takiiej okazji i są sievdowie gdzie jest luna...boje sie....

      Dawaj next!! Wwiem ze prawie caly sezon masz kolejny!

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jam Smutam 😭
      Luna musi wrócić i kropka!
      Matteo jest zrozpaczony 😢
      Oni muszą być nadal razem bez względu na odległość 😣
      Gaston i Nina są razem❤
      Jakiś plus ❤
      Rodzice Luny nie żyją?!
      Nie 😭

      Widziałam zakładkę z bohaterami i zaciekawiły mnie nowe postacie ☺
      Tylko żeby żadna z dziewczyn nie była z Matteo 😱
      Buziaki ❤ 😙

      Usuń
  3. Hej. To już ostatni rozdział tej części. Pozostaje czekać na weekend i na kolejne świetne świetne rozdziały w Twoim wykonaniu. A ja z okazji Mikołaja zrobiłam sobie prezent w postaci maratonu z Twoim opowiadaniem w roli głównej. Pozdrawiam ☺

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest genialne poprostu boskie kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Luna nawet nie wyjechala a nie che zeby odeszla . Niech wroci do domu ach ta wredna Sharon Benson zabila prawidzwich rodzicow Luny i jeszcze apodcyjnych .Niech Sharon tarfi szybko do wiezenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. To zdecydowanie najlepsza historia o Lutteo jaką miałam okazję czytać. Dopracowana, oryginalna, wzbudzająca wszystkie emocje, od radości po smutek. Cieszę się, że Nina i Gaston wreszcie są razem i postanowili dać sobie szansę. Boli mnie jednak rozstanie Luny i Matteo. Czytając ostatnie kilkanaście zdań miałam łzy w oczach. Mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni i Sharon wróci do więzienia. Chociaż wydaje mi się, że nie dasz nam tak szybko tego, czego oczekujemy. No cóż, cudownie! Jesteś genialną pisarką i tyle. Trzymaj się kochana, czekam cierpliwie na kontynuację. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  7. To ostatni rozdział pierwszej części 😭😢😢 Twojego opowiadania i wiem, że powinnam zwrócić największą uwagę na wszelkie wydarzenia jakie działy sie w tym wpisie: zabójstwo rodziców Luny, jej wyjazd, pożegnania i niesprawiedliwość świata..
    Ja natomiast największą uwagę zwróciłam na sam początek rozdziału, w którym, jak ktoś by mógł przypuszczać, nic szczególnego się nie działo, ale dla mnie był on najpiękniejszy i przekazywał wszystkie prawdy o ludzkim istnieniu, losie i życiu. ♥ Wszelkie emocje. ♥ Oczarował mnie ten fragment. ♥ Tak pięknie to wszystko opisałaś, zwróciłaś uwagę na rzeczy, na które nikt teraz nie zbytnio nie patrzy. W niesamowity sposób to wszystko przedstawiłaś, dałaś niespotykane porównania. Żadne słowa nie wyrażą tego jak oczarował mnie początek. ❤❤❤ Czytałam go pięć razy i nadal nie wierzę, ze ktoś mógł tak pięknie to napisać. Podziwiam i zazdroszczę talentu. 👏👏👏
    Wracając do tematu..
    Ten rozdział był mega smutny.. 😢😢😢
    Sharon zabiła rodziców Luny.. to jest straszne..😢
    Współczuję jej.. w tak młodym wieku tyle straciła. Został jej tylko Matteo, Nina i po części Gaston..
    Jeszcze to rozstanie Lutteo.. 💔 mam nadzieję, że nie długo znów będą mogli być razem.., a Sharon zostanie surowo ukarana.. fajnie by było gdyby w BA można było stosować karę śmierci..
    Widziałam też nowe bohaterki.. mam nadzieję, że żadna nie namiesza w relacji Lutteo ani Gastiny.. fajnie, że wymyśliłaś własne postaci..
    CUDOWNY ROZDZIAŁ ❤♥❤
    Z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział drugiej części
    Pozdrawiam i weny życzę.. 😘😘😘

    Jak tak teraz patrzę na ten kom to chyba trochę za długi wyszedł hah😂😂😂

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny <3
    Czekam na drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Luna wyjeżdża dlaczego muszą się rozstać...
    Mam nadzieje że ta cała Sharon dostanie za swoje! Jak ona mogła zabić rodziców Luny(jednych i drugich) co za kobieta bez seraca!! Biedna Luna :(
    Lutteo ich pożegnanaie było wzruszające i piękne <3
    Nie mogę doczekać się kolejnej części kiedy będzie? :)

    OdpowiedzUsuń
  10. bardzo nielubie matteo lubie lumon a nie lutteo

    OdpowiedzUsuń
  11. kto lubi matteo daje x kto lubi simona daje r
    i kto chce zeby luna była z matteo daje 67 a kto chce zeby luna była z simonem daje45

    OdpowiedzUsuń